Iskra szaleństwa

854 140 17
                                    

  Dipper stał, oparty o balustradę, patrząc na bezkresny ocean rozciągający się przed nim.

Mijał już pierwszy tydzień podróży, a on nie znalazł sobie jeszcze żadnego sensownego zajęcia. Co prawda spędzał dni na graniu, głównie w pokera, i zakładach (kilka udało mu się nawet wygrać), a co jakiś czas napotykał się na Tyrone'a, ale życie na statku po prostu go nudziło. Dotychczas mariens nie uzyskali jeszcze żadnych "poważnych" rozkazów i nie było co na nie liczyć przynajmniej aż do przystanku w Santa Cruz, a codzienne granie w pokera już robiło się dla niego nudne.

Jedyną rzeczą, z której czerpał przyjemność były spotkania z Billem. Mimo iż ten był skazańcem, dzięki swojemu dziwnemu charakterowi, spędzanie z nim czasu było ciekawsze. Tym bardziej że, z tego, co Dipperowi udało się już o nim dowiedzieć, zwiedził połowę kuli ziemskiej i miał o czym opowiadać. Albo to wszystko zmyślał... Mimo wszystko czas dobrze im mijał. Zawsze grali w karty, rozmawiając przy tym praktycznie o wszystkim. Od sytuacji gospodarki w Anglii do ostatnich odkryć astronomicznych. Dipper zdążył się już w miarę zaprzyjaźnić z Billem. Musiał jednak trzymać w tajemnicy ten fakt, gdyż nie chciał mieć żadnych kłopotów.

"O czym tak myślisz?" Dipper nagle usłyszał znajomy głos. Obrócił się i ujrzał przed sobą Tyrone'a.

"O niczym i o wszystkim." Odparł ze znudzeniem.

"Aha." Tyrone oparł się o balustradę koło Dippera. "Jutro rano mamy zawinąć do portu w Santa Cruz."

"Słyszałem."

"Mamy uzupełnić zapasy. Miałem ci przekazać, że będziemy musieli pomóc, przenosić żywność na statek ostatniego dnia."

"Ile będziemy w porcie?"

"Jakiś tydzień. Potem ruszamy do Rio."

Dipper kiwnął głową i ruszył w stronę kubryku. Nie miał dziś ochoty na rozmowę. Wolał przeczytać jakąś książkę.

***

Dipper schodził po schodkach na dół, na swoją wachtę, gdy zauważył, że w celi brakuje Billa. Przestraszył się, że więzień uciekł, lecz zanim zszedł ze schodów, zauważył kontem oka, że w celi, która poprzedniej nocy była pusta, teraz ktoś jest. Przyglądał się przez chwilę postaci, po czym zauważył przy słabym świetle, że jest to Bill.

"O co chodzi?" Zapytał, marines schodzącego za nim, wskazując na Billa,

"Podobno zachowywał się agresywnie." Ten wzruszył ramionami.

Dipper zajął swoje miejsce i poczekał, aż mariens przejdą na drugi koniec pomieszczenia. Gdy ci zniknęli mu z oczu, wstał i podszedł do krat, za którymi siedział Bill z rękami zakutymi w kajdany, od których biegły łańcuchy, łączące je ze ścianą. Przez chwilę stał, wpatrując się w więźnia. Agresywnie? Może Bill był dosyć dziwny, ale nie zachowywał się przedtem agresywnie.

"Pewnie zastanawiasz się, co tu robię?" Zapytał nagle Bill, nie odrywając wzroku od kawałka drewna, którym się bawił.

"Tak." Odparł Dipper zaskoczony.

"Powiedzmy, że umiem sobie załatwić dobre miejsce." Spojrzał na Dippera. Jego wzrok wydawał się jakiś inny, bardziej szalony, a jego lekki uśmiech tylko wzmacniał ten efekt.

Marines usiadł na beczce leżącej koło celi, wpatrując się w niego. Nie wiedząc czemu, bał się odezwać. Bill wydawał się jakiś inny.

"To raczej dziś nie pogramy?" Odezwał się w końcu, Dipper, nie potrafiąc wytrzymać napięcia.

"Czemu?" Bill powoli zaczynał wracać do normalności. Jego głos wydawał się spokojniejszy.

Dipper nie odpowiedział, tylko wskazał na kajdany.

"A! To tylko kamuflaż." Zaśmiał się i potrząsnął obiema rękami na raz. Kajdany wylądowały na ziemi.

"Jak to zrobiłeś?!" Dipper praktycznie zerwał się na nogi, widząc, jak więzień z łatwością zdejmuje kajdany.

"Wiesz przecież, że jestem mądrzejszy od was wszystkich."

Dipper kiwnął z rozbawieniem głową. Nauczył się już w ciągu tego tygodnia, jak sprytny jest Bill. Marines przyciągnął skrzynię, na której zazwyczaj grali do siebie i wyciągnął karty.

Mimo że zawsze grali tylko w karty, Dpperowi wydawało się, że każdy wieczór jest inny. Z zafascynowaniem słuchał opowiadań Billa i uczył się nowych gier. Wiedział, że polubił tego skazańca. Może i nawet przywiązał się do niego?

Gdzieś w połowie gry Dipper uświadomił sobie, że darzy Billa zaufaniem. Może niezbyt dużym, ale jednak. Nie wiedział, jak do tego doszło. Bill był przestępcą, a im nie powinno się ufać.

Jednak, pod koniec wachty, jego ufność zmalała, gdy podczas rozmowy Bill wytłumaczył mu, że udawał agresywnego, by zyskać osobną celę, w której miałby miejsce na nieco wygodniejszy sen. Dipper wyczuł, że chodzi o coś innego. Że Bill nie ujawnił mu całej prawdy. Kilka godzin wcześniej, jego wzrok, był zbyt przekonujący, zbyt prawdziwy, żeby uznać go za udawany.  Ta iskra czystego szaleństwa w jego oczach nie mogła być sztuczna.


_                                                              _

Nie wiedziałam, w którym momencie zakończyć i taki jakiś krótki mi ten rozdział wyszedł :/

Pierwsza FlotaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz