Pobudka była dla Dippera ciężka. Cały poranek był jakimś koszmarem. Najpierw ledwo udało mu się wstać z hamaka, a potem włożył wszystkie swoje siły w próby niezaśnięcia podczas śniadania. Głowa bolała go od wczorajszego alkoholu i niewyspania się z powodu psiej wachty. Poza wachtą był jeszcze fakt, że większość czasu przed pobudką spędził, rozmyślając o Billu i panicznie próbując ułożyć w głowie jakiś plan, by uniknąć konsekwencji. Jedyne, z czego mógł się aktualnie cieszyć to to, że na szczęście nie ucierpiał tak bardzo, jak Tyrone, który przespał pobudkę i śniadanie, mimo że co chwilę jakiś mariens, próbował go obudzić. Na dodatek prawie spóźnił się na zbiórkę.
"Tyrone, szybko." Zawołał Dipper do mężczyzny. Mariens już ustawiali się w szeregu, a on powolnym krokiem wychodził z kubryku, jak gdyby nigdy nic. Dopiero po chwili zorientował się, że jest zbiórka i szybko dołączył.
"Spocznij." Kapitan stał przed szeregiem, wodząc groźnie oczami po mariens. "Doszły mnie słuchy, że dziś w nocy coś się wydarzyło." Powiedział spokojnie, podkreślając słowo "coś" dając tym znać, że wie, o co chodzi, po czym zrobił przerwę i oddalił się trzy kroki do tyłu, by mieć lepszy widok na wszystkich.
Dipperowi przyśpieszył oddech. Czyżby ktoś już ich wydał? Starał się nie dać po sobie poznać, że się denerwuje. A może wydarzył się coś innego? Miał cichą nadzieję, że jednak nie chodzi o nich.
"Kilku więźniów wymknęło się komuś na wachcie." W końcu zakończył napięcie.
Pośród mężczyznami dało się usłyszeć ciche szepty. Dippera zaszokowało. Jak to "kilku więźniów"?! Myślał, że tylko Bill uciekł. Rozejrzał się po kryjomu dookoła i napotkał wzrok kilku mariens, którzy zapewne wiedzieli, że to jego wina. Zignorował ich i spojrzał na Tyrone'a, który przygryzał wargę i stał wyprostowany, nie odrywając wzroku od kapitana.
"Czy te osoby mają zamiar same się przyznać, czy mam wyciągnąć konsekwencje od wszystkich?" Skrzyżował ręce i patrzył się z wyczekiwaniem na szereg. "A może ktoś wyda kolegów?" Dodał po chwili.
Wśród mężczyzn znowu rozległy się szepty. Dipper i Tyrone stali w ciszy. Po dłuższym czasie Tyrone zrobił krok o przodu.
"To była wachta Dippera.." Zrobił na krótką pauzę, namyślając się, czy nie zrzucić całej winy na przyjaciela. "...i moja." W końcu jednak się przyznał, a Dipper odetchnął, ciesząc się, że przynajmniej nie został zdradzony przez swojego drugiego przyjaciela.
"Wystąpcie." Powiedział kapitan. Jego ton głosu był wciąż spokojny i opanowany.
Dipper stanął koło Tyrone. Obaj czuli się jak owce ofiarne. Stali zawstydzeni przed wszystkimi mariens, słysząc zza pleców szepty. Nie dało się rozpoznać słów, ale domyślali się, że chodzi o nich.
"Dostaniecie karę za swoją nieuwagę. Daliście uciec czterem więźniom. Jeden z nich był psychopatycznym mordercą i każdy, kto znajduje się w jego pobliżu, jest w niebezpieczeństwie. Ci skazańcu, nie mogą bezkarnie biegać sobie na wolności. Musimy ich odnaleźć... A dokładniej mówiąc, to wy musicie. Macie cztery dni na sprowadzenie tych ludzi z powrotem, jeśli tego nie zrobicie... Możecie być pewni, że konsekwencje nie będą łagodne... I pamiętajcie, że to nie zwykli złodzieje, ale też i mordercy."
"A-ale..." Zaczął Tyrone.
"Bez żadnych wymówek. Mieliście szanse na uniknięcie tej sytuacji w nocy, na swojej wachcie, ale najwyraźniej woleliście sobie pospać!" Zakończył gniewnie kapitan. "Możecie się rozejść."
Wszyscy mariens udali się w swoje strony, spoglądając przez ramię na wciąż stojących na środku Dippera i Tyrone'a.
"Kurde, to mamy problem." Tyrone szturchnął Dippera w ramię, nerwowo się śmiejąc. "Jak my ich znajdziemy? Co, jeśli wsiedli na inny statek? Co, jeśli już są jakieś ofiary?"
CZYTASZ
Pierwsza Flota
FanfictionPewien młody marines o imieniu Dipper nie wiedział, że podczas wyprawy na nowy kontynent pozna kogoś, z kim połączy go coś większego niż przyjaźń. A już całkowicie się nie spodziewał, że tym kimś będzie Bill - jeden ze skazańców.