Gdy cię poznałem - Namjin [1/2]

1.1K 128 15
                                    

Jin

Poznaliśmy się dwa lata temu. Był to pierwszy tydzień maja, dosyć zajęty dla mnie okres. Moje piosenki zaczynały zdobywać upragnioną popularność, a co za tym idzie moja osoba stała się rozpoznawalna.

Wraz z nagłym rozwojem kariery mój grafik robił się coraz bardziej pełny,  a mój umysł przepełniał stres. Oczywiście, nie usprawiedliwia to jednak tego,  jakim dupkiem wtedy byłem.

  - -------

  - Ten koncept jest do dupy - sam nie wiedząc czemu, warknąłem na menedżerkę.
  - Na to nic nie poradzimy - mruknęła przeglądając jakiś plik z papierami.
  - Kogoś ty znowu zatrudniła,  serio. Nie dość, że koncept ssie to jeszcze te stroje.
  - Nie ja. CEO zarządzał wszystkim co dotyczyło twojego comebacku.
  - Ten staruch... powinien przejść już na emeryturę - westchnąłem siadając na biurku Sunny aka mojej menedżerki aka kuzyneczki aka córki z pierwszego małżeństwa CEO. Taka tam rodzinna firma.
  - Nie powinieneś mówić tak o swoim wujku.
  - Mówiłbym gorsze rzeczy gdyby nie to,  że cię lubię.
- Jak miło z twojej strony, gówniarzu.
W odpowiedzi humorystycznie wystawiłem jej język i spojrzałem w papiery.
  - Co to?
  - Nowi pracownicy. CEO poprosił mnie żebym się nimi zajęła.
  - Wiesz,  że jak jesteś ze mną to możesz mówić na niego "ojciec", prawda?
  - CEO to CEO.
  - Masz smutne życie,  wiesz. Zgaduję, że wymagał żeby twoim pierwszym słowem było "panie prezesie".
  - Nie bądź głupi. Wtedy był jeszcze menedżerem. 

Spojrzałem na nią, zaskoczony rzadkim z jej strony żartem i cicho prychnąłem. Już chciałem wrócić do moich narzekań,  ale jak wywołany wilk z lasu prezes pojawił się w drzwiach.

  - Dzień dobry - zaczął z typowym dla niego uśmieszkiem.
  - Dzień dobry,  panie prezesie - odpowiedziała Sunny, na co ja zrobiłem to samo,  tylko o wiele ciszej.
  - Soonkyu, zrobiłaś to o co cię prosiłem? Raport.
  - Tak,  panie prezesie.
  - Co ona,  twoja sekreterka? - mruknąłem pod nosem.
  - Słucham? - CEO spojrzał w moją stronę.
  - Nic,  panie prezesie. Jestem taki zajęty,  będę się już zbierać - westchnąłem podchodząc do drzwi - Trzymaj się,  Sunny. 

Jak można było się domyślić, nie przepadałem za prezesem. I on nie przepadał za mną,  ale starszyzna za to mnie kochała więc zmuszał się do udawania,  że jest inaczej. Fałszywy dupek.

Zajęty rozmyślaniem nad tym jak bardzo nie cierpię CEO wpadłem na jakiegoś pracownika,  na co ten szybko przeprosił.
Pewnie bym mu odpuścił i poszedł dalej,  gdyby nie dziura w mojej koszuli stworzona w skutku zderzenia.

  - Hej! Patrz żesz człowieku co robisz! - krzyknąłem wskazując na rozdarcie.
  - Och... przepraszam, nie chciałem - ukłonił się nisko.
  - Co mnie obchodzi to czy chciałeś, czy nie? Wiesz,  jakie to było drogie?
  - Przepraszam, naprawdę. Co do pieniędzy to postaram się je oddać.
  - Nie chcę ich. Gdzie ty w ogóle pracujesz,  co? Jaką masz pracę? Jak tylko się dowiem,  to przysięgam że dopilnuję,  żebyś ją stracił. Nasza wytwórnia nie potrzebuje takich ślamazar - warknąłem patrząc wprost na jego przestraszoną twarz,  po czym dodałem - Nie masz zamiaru zejść mi z oczu?
  - Ach,  tak... naprawdę przepraszam.
  - Mam gdzieś twoje przeprosiny,  po prostu idź.

Kiedy chłopak poszedł w swoją stronę,  ja postanowiłem zrobić to samo. Wtedy myślałem,  że to spotkanie było jedynie nic nie znaczącym, upierdliwym wydarzeniem, jednak jak się potem okazało byłem w błędzie. I to bardzo dużym.

  - ------

Mój grafik na kolejny dzień był aż zbyt zajęty. Kończąc siedem różnych spotkań zostało mi ostatnie,  najgorsze ze wszystkich.

  - Sesje zdjęciowe są beznadziejne - jęknąłem wieszając się na malutkiej Sunny która jakimś cudem utrzymywała cały ciężar mojego ciała.
  - Masz tylko ładnie wyglądać i się uśmiechać,  nie dramatyzuj.
  - Pozy. Pozy są w chuj męczące. Jeszcze ten zboczony fotograf cały czas gapi się mi na tyłek - mruknąłem z obrzydzeniem.
  - To jego praca. Nikt nie chciałby gapić się na twoje dupsko z własnej woli,  wiesz?
  - Spierdalaj.
  - Też cię kocham. A teraz leć,  bo staff się nie cierpliwi - syknęła popychając mnie do przodu. 

Pierwsze kilka ujęć poszło dobrze,  dopóki nie zaczęła się druga seria w której cały mój strój i fryzura miały zostać zmienione, co dodało pracy całemu staffowi.

Wśród zabieganych pracowników zobaczyłem chłopaka z poprzedniego dnia,  który niósł moje ciuchy.

  - Hej! - krzyknąłem wskazując na niego. 

Gdy ten uświadomił sobie kim jestem, jeszcze raz ogarnął go strach. Podszedłem bliżej, stając z nim twarzą w twarz.

  - Więc to tu pracujesz. Jak się nazywasz? - zacząłem spokojnie.
  - Kim Namjoon - opowiedział patrząc się w podłogę.
  - Masz mi coś do powiedzenia? - rzuciłem z wyższością.

To nie tak,  że lubiłem zastraszać albo znęcać się nad innymi pracownikami. Po prostu jakoś... czułem dziwną chęć do podroczenia się z tym jednym.

  - Przepraszam za twoją koszulę - ukłonił się.
  - To tyle? - syknąłem tak głośno,  że zgromadziłem na sobie uwagę kilku pracowników.

Chłopak przez chwilę wahał się nad odpowiedzią. Zacisnął pięści i mruknął ciche "tak".

  - Hej! Nie wiesz do kogo mówisz? Tak bardzo chcesz stracić pracę, czy po prostu jesteś takim idiotą, co?

Namjoon wziął głęboki oddech i zacisnął dłonie jeszcze mocniej.

  - A ty? Myślisz że kim ty jesteś? Jebany dupek,  który nie umie nawet śpiewać! Dostałeś miejsce przez znajomości,  gratuluję, chuj z tym,  że nie osiągnąłeś nic! Jakim cudem mogę mieć szacunek do takiego ścierwa jak ty? W dupie mam czy wylecę czy nie, tak długo jak nie będę musiał oglądać tego gówna jakie tu tworzycie jest dobrze! 

W tym momencie wszystkie twarze były skierowane na nas.
To był pierwszy raz kiedy ktoś na mnie nakrzyczał i czułem już,  co muszę zrobić. Chwyciłem go za nadgarstki i z morderczym spojrzeniem spytałem...

  - Umówisz się ze mną?

-----------------

Przepraszam za to,  że ten rozdział jest kompletnym fillerem i za to,  jaki jest roztrzepany i momentami po prostu bezsensowny,  ale po poprawianiu go dosłownie 13 razy po prostu się poddałam  ̄︿ ̄

Yoonmin//Perfect MenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz