Rozdział końcowy

323 28 1
                                    

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


Gdy puściły wszelkie bariery przeciw teleportacji, w sali balowej zaraz zjawili się Niewymowni, w szarych szatach z kapturami. Potem pojawiła się hrabina Oleńska, skinęła głową Alastorowi, a na ten znak bliźniacy Weasley rozrzucili wokół niebotyczne ilości Peruwiańskiego Proszku Natychmiastowej Ciemności. Rozległy się trzaski aportacji, zaraz potem nastąpiły rzucone na oślep klątwy, gdzieś błysnęła zieleń Avady. Anastazja poczuła jak ktoś ciągnie ją do wyjścia i chwilę potem znalazła się razem ze Snapem w jakimś długim korytarzu. Miała go zapytać o mnóstwo rzeczy, ale jakoś nie wiedziała od czego zacząć. Może lepiej było nie pytać o nic. Wyciągnął ją stamtąd, widocznie nie była mu obojętna... Nie, oczywiście, że nie była, ale tu już nawet nie chodziło o klątwę – to się mogło skończyć dla niego wręcz fatalnie. Skoro pokazał już po której stoi stronie. Po której stał przez ten cały czas. Patrzyła na niego i próbowała wybadać, czy dobrze rozumowała, ale jak zwykle był dla niej enigmą. Wciąż nic nie mówił, a szczerze wolałaby, gdyby chociaż ją ochrzanił za wpadanie na pole bitwy i kazał jej uciekać. Zamiast tego nie mówił nic, aż nagle ktoś zaczaił się na nich z tyłu i przerwał to milczenie. Klątwa błysnęła tuż nad głową mistrza eliksirów. Od razu popchnął Anastazję w stronę schodów i ruszył do walki z napastnikiem, który okazał się Lucjuszem.

To był naprawdę widowiskowy pojedynek, klątwy i od dawna tłumiona nienawiść aż błyskały w powietrzu. Nie odezwali się słowem, ale intencje były aż nazbyt widoczne. Obydwaj byli bardzo zdolnymi czarodziejami i nie ustępowali sobie umiejętnościami, ale w końcu Malfoy postanowił uciec się do starych, dobrych metod. Przyłożył Snape'owi z łokcia i miotnął w niego na oślep kolejną niewerbalną klątwą. Wtedy Anastazja rzuciła się na niego i powaliła na ziemię. Nie widziała nawet, czy Malfoy wcześniej trafił w Severusa, bo zaraz potem rzucił się na nią z mordem w oczach. Krzyknęła znowu w panice i próbowała się bronić, ale wytrącił jej różdżkę z ręki. Puściła się zatem biegiem do ucieczki, po drodze rzucając w niego butami przez ramię, chcąc go trochę spowolnić.

Tymczasem Alastor Moody przejął dowodzenie nad armią Niewymownych, którzy bez słowa ruszyli za nim do ogrodu. Kiedy opadły ciemności i wszyscy pozostali w sali balowej rzucili się do walki, Voldemort uznał, że nastał czas na wielki finał. Harry Potter robił, co mógł i trzymał się bardzo dzielnie, ale stary auror już dawno postanowił, że nie było to miejsce dla szesnastolatków i to z pewnością nie była walka, do której Potter i jego przyjaciele mieli stanąć samotnie – pal licho, co o tym sądził Dumbledore. Gdy tylko Niewymowni pojawili się w ogrodzie, Draco odciągnął Hermionę na bok. Spodziewał się, że to co nastąpi za chwilę nie będzie zbyt bezpieczne dla osób postronnych. Zakapturzeni czarodzieje otoczyli walczącego Pottera i Voldemorta ciasnym kręgiem, zdjęli kaptury i rozpoczęli szeptaną inkantację. Różdżki wewnątrz kręgu natychmiast przestały działać, a potem Harry i Czarny Pan krzyknęli jednocześnie z bólu i zasłonili uszy, jak gdyby słowa sprawiały im fizyczny ból. Przez chwilę nic się nie działo, a potem ziemia zatrzęsła się pod całą rezydencją. Moody wyciągnął do Hermiony rękę, wyraźnie się niecierpliwiąc. Rozumiejąc go bez słów, podała mu wyjęty pospiesznie z torebki miecz i odsunęła się na bezpieczną odległość. Draco zaraz aportował się z nią z powrotem do rezydencji. Mieli do załatwienia jeszcze jedną sprawę, a jeśli działać, to teraz. Tu nie mogli zrobić już nic więcej, wszystko było w rękach Harry'ego.

Siostry HexwoodWhere stories live. Discover now