XI - Dobry, brzydki i zły

399 31 1
                                    

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


Hermiona przyjechała z rodzicami na dworzec King's Cross i zaraz rozejrzała się w poszukiwaniu Harry'ego i Rona. Nie zauważyła jednak nikogo znajomego, więc pożegnała się pospiesznie i ruszyła żwawo w stronę barierki między peronem dziewiątym i dziesiątym. Czerwony pociąg do Hogwartu stał już na stacji, wszędzie kłębiła się para i panował ogólny rozgardiasz. Panna Granger, pchając przed sobą wózek i rozglądając się na boki, próbowała sobie przypomnieć, czy zapakowała w końcu pastę do zębów (mama przypominała jej o tym cały weekend) i czy nie zapomniała z Grimmauld Place swojego podręcznika do numerologii. Cóż, nawet jeśli zapomniała, to być może będzie po prostu mogła wysłać sowę do Syriusza... Albo do Anastazji.

Małomówna, najnowsza członkini Zakonu wzbudzała w Hermionie mieszane uczucia, ale przede wszystkim młoda czarownica czuła z nią pewne pokrewieństwo dusz. Choć może po prostu chciała wiedzieć to, co ona? Mądrzy ludzie zawsze interesowali ją bardziej, a kiedy Anastazja rozmawiała z nią o numerologii, była jakby w transie, nieobecna i pochłonięta objaśnianiem sposobów na rozbijanie klątw i modyfikacji rdzenia. Panna Granger uwielbiała takie osoby. Żałowała, że zajęcia profesor Vector nie są ukierunkowane bardziej praktycznie. Spacerowała tak wzdłuż torów i myślała, zastanawiając się gdzie, do licha, podziewali się Harry i Ron. Rozglądała się nadal na boki, aż w końcu ulokowała bardziej pod ścianą, uznając, że najwyraźniej jeszcze nie przyjechali. Jakież było jej zdumienie, gdy zorientowała się, że ktoś inny i całkiem nieoczekiwany również stoi na peronie. I straszy uczniów samą swoją obecnością.

– Profesorze Snape – przywitała się nieśmiało, stwierdzając, że lepiej być grzeczną, niż, jak większość, udawać, że go nie widzi. Reszta uczniów obchodziła Snape'a wręcz szerokim łukiem, ewidentnie ustaliwszy między sobą, że pierwszy września jeszcze się nie zaczął, ergo – panowanie Snape'a na korytarzach Hogwartu jeszcze nie uzyskało mocy prawnej.

Nietoperz kiwnął jej tylko głową, nie zaszczycając nawet spojrzeniem. Skrzyżował ręce na piersi i mrużył oczy przed słońcem, próbując jednoznacznie ustalić, czy wypada mu zapalić, czy nie. Hermiona zauważyła, że stojący obok niego mężczyzna, którego nigdy dotąd nie widziała, nie zajmował się podobnymi dylematami i palił jednego za drugim. Przyjrzała się nieznajomemu uważnie, ale nie mogła skojarzyć jego twarzy. Był wysoki, prawie tak wysoki jak Snape, o śniadej cerze i długich blond włosach, związanych z tyłu. Spod podwiniętego rękawa koszuli wystawał spory tatuaż. Mrugnął do Hermiony łobuzersko, kiedy zobaczył, że mu się przygląda. Snape zauważył to zaraz i posłał jej ostre spojrzenie.

– Panno Granger. Czy możemy w czymś pomóc? – wycedził.

Panna Granger, czerwona jak piwonia, szybko popchnęła wózek dalej, pospiesznie oddalając się na drugi koniec peronu.

– Musisz? – Usłyszała jeszcze jak Snape warczy na drugiego mężczyznę z wyraźną irytacją.

– Wyluzuj się, Snape – odparł tamten wesoło. – Za ładna dziś pogoda na twoje ponuractwo!

Siostry HexwoodWhere stories live. Discover now