20. Tak

1.9K 128 6
                                    

Po powrocie, Londyn przywitał mnie padającym śniegiem i generalnie nagłym spadkiem temperatury. Opatuliłam się ciaśniej szalikiem, po czym ciągnąc za sobą walizkę ruszyłam w stronę parkingu gdzie miał na mnie już czekać Fred. Zauważyłam go dopiero po chwili. Palił papierosa, lecz kiedy tylko mnie zauważył przydeptał go butem, a następnie nisko się skłonił.

-Panienko Wilson-przywitał się i zabrał moją walizkę, natomiast ja posłałam mu serdeczny uśmiech i wpakowałam się do samochodu, zajmując swoje stałe miejsce.

Kiedy ochroniarz usiadł za kierownicą, a pojazd ruszył zamknęłam oczy, relaksując się cichą muzyką płynącą z radia.

Byłam szczerze zdziwiona kiedy otworzyłam oczy i zauważyłam, że znajdujemy się na królewskim podjeździe. Spojrzałam zdezorientowana na ochroniarza, ale ten posłał mi tylko przepraszające spojrzenie.

-Panienka wybaczy. Polecenie z góry-mruknął, a następnie okrążył samochód aby otworzyć mi drzwi. Opuściłam auto i jak najszybciej ruszyłam do drzwi, aby dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi. Damon doskonale wiedział, że nienawidziłam przebywać w pałacu więc musiało się stać coś co zmusiło go do podjęcia takiej,a nie innej decyzji.

Nie musiałam długo czekać kiedy drzwi otworzył mi starszy mężczyzna. Powitałam go skieniem głowy i nie przejmując się niczym ruszyłam do sypialni mojego chłopaka w nadzieji, że tam właśnie go znajdę. I nie myliłam się. Kiedy tylko pchnęłam drewniane drzwi, ukazał mi się ogromny pokój zawalony kartonami i rozrzuconymi wszędzie ubraniami. Jednym słowem panował tu niesamowity bałagan. Nie zdążyłam pomyśleć, gdy drzwi ponownie się otworzyły.

-Powiedz moim rodzicom, że się na to nie zgadzam!-usłyszałam warknięcie Damona, który zamilkł kiedy tylko mnie zobaczył. John zmierzył nas wzrokiem, po czym opuścił pomieszczenie wcześniej nisko się kłaniając. Założyłam ręce pod biustem i spojrzałam pytająco na chłopaka, który najwyraźniej unikał mojego wzroku.

-Możesz mi do cholery powiedzieć co tu się wyprawia?!-spytałam, gdy zauważyłam że brunet nie zamierzał się wcale  odezwać się pierwszy.

-Nie chciałem Cie martwić, ale sytuacja nie jest najlepsza-powiedział przeczesując swoje włosy w geście flustracji.

-Co to oznacza? Poczułam  jak moje ciśnienie wzrasta, kiedy drzwi po raz kolejny się otworzyły i weszła przez nie Kate. Coś mi jednak w niej nie pasowało. Jej oczy  były wyraźnie podkrążone, a twarz zmartwiona. 

-Ona już wie?-zapytała chłopaka spoglądając na mnie z jeszcze większym bólem w oczach niż przed chwilą. Zaraz przecież się nie lubiłyśmy, dlaczego więc zachowywała się w taki sposób?

-Damon do cholery!-krzyknęłam nie mogąc wytrzymać milczenia z jego strony. Czułam jakby świat obracał się dookoła mnie,a ja nie mogłam go zatrzymać.

-Jeden z członków parlamentu znalazł zapis. Jest bardzo stary. Pochodzi z 1779 roku. Uchwalono w nim zasadę w myśl, której mogę poślubić tylko osobę z szlacheckim oraz rodowitym brytyjskim rodowodem- wyznał, a mnie zamurowało. Dosłownie nie wiedziałam co mam powiedzieć. Po prostu tam stałam i gapiłam się raz na Kate, raz na bruneta. Jaki ślub do cholery? Dopiero co zaczęliśmy budować nasz związek od nowa, a on wyjeżdża mi ze ślubem.

-Kate zostaw nas-powiedział, na co dziewczyna posłałam mi słaby uśmiech i opuściła pokój zostawiając jeszcze na stoliku jakąś niebieską teczkę. 

-Powiedz mi wszystko od początku-poprosiłam, zajmując miejsce na łóżku, natomiast on dalej stał przy oknie, wpatrując się w nie tak jakby szukał tam odpowiednich słów.

Crown||(book two)👑Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz