Rozdział 4

47 6 0
                                    

Sala wygląda zupełnie inaczej niż ją sobie wyobrażałam. Jest mniejsza, zdecydowanie mniejsza od tych na których byłam do tej pory. Cieszy mnie to. Jest dosyć ciemno przez co udaje mi się wtopić w tłum. Wszyscy rozmawiają, niektórzy nawet śpiewają. Stoję sama. Obserwuję. Staram się uspokoić zmysły. Planowałam ten wieczór od dawna, chce żeby był perfekcyjny dlatego nie mogę teraz myśleć o niczym innym. Rozglądam się w około. Zdenerwowanie powoli zaczyna być widoczne na twarzach wielu z moich towarzyszy. Koncert opóźnia się już kilka minut. Mam nadzieję, że to nie ja jestem tego powodem.

Po chwili światła zmieniają swoją barwę na cieplejszą. To jakby znak. W akompaniamencie krzyków wchodzą oni. Niebieskie oczy. Staram się odwrócić wzrok, ale coś mi przeszkadza. Zamykam je więc powoli poddając się muzyce. Marzyłam o tym uczuciu od dawna.

***

Nie wierzę, że ostatnie dwie godziny minęły mi tak szybko. Chyba inni też mają ten sam problem, ponieważ podobnie jak ja ociągają się z opuszczeniem budynku. Stoję sama pod ścianą. Parę osób uśmiecha się do mnie, wydają się godni zaufania. Oddaje uśmiech jednak zostaję w miejscu, w którym jestem. Czuje się tutaj bezpieczniejsza.

Kątem oka zauważam jak w moją stronę zbliża się ochroniarz, który wcześniej chciał mnie wyrzucić z budynku. To chyba znak, że czas się zbierać. Jednak on znowu okazuje się ode mnie szybszy. Łapie mnie za łokieć. Zaczynam żałować, że nie z nikim nie nawiązałam rozmowy. Szukam wzrokiem osób, które wcześniej się do mnie uśmiechały jednak nigdzie ich nie widzę, pewnie opuścili już budynek. Moje mięśnie automatycznie się kurczą przygotowując do ucieczki. On chyba to wyczuwa.

„Nie bój się. Nic ci nie zrobię, ktoś chce z tobą porozmawiać."

„Kto?"

„Nie mogę powiedzieć. Dostałem jedynie zadanie przyprowadzenia cię za kulisy. Możesz prowadzić, chyba znasz już drogę."

Mogę odmówić, odwrócić się na pięcie, wybiec z budynku i już nigdy tutaj nie wrócić. Jednak wbrew jakiemukolwiek zdrowemu rozsądkowi decyduje się zostać. Ignoruje słowa ochroniarza, które jestem prawie pewna były ironiczne, i pozwalam mu poprowadzić się na spotkanie z nieznajomym.

Po chwili ponownie znajdujemy się w korytarzu, z którego poprzednio chciał mnie wyrzucić. Jestem podenerwowana i mocno staram się to ukryć. Boje się, że ktoś chce na mnie nakrzyczeć z powodu tego co się stało przed koncertem.

Nagle z tego samego pokoju co poprzednio wychodzi on. Niebieskie oczy. Może powinnam przestać go tak nazywać, przecież od dawna wiem jak ma na imię.

„Daniel Smith, Dan. Chyba wcześniej się nie przedstawiłem, miło mi cię poznać" Uśmiecha się i podaje mi rękę. Ma mocny zdecydowany uścisk. Dobrze, lubię takie. W miejscu gdzie mnie dotknął czuję lekkie mrowienie. Na twarzy pojawia mi się rumieniec, mam nadzieję, że go nie widać w tej ciemności.

„A. Również mi miło." Odwzajemniam uścisk.

„Bardzo chciałbym ciebie przeprosić za to co się stało wcześniej. Że tak na ciebie wpadłem i odszedłem bez pożegnania. Tak w ogóle, to mam takie pytanie, to to znaczy wpadłem na taki pomysł. Przechodząc do sedna mam nadzieję, że w ramach rekompensaty dasz się zaprosić na spacer. Albo kolacje. Ale jest późno więc może jednak spacer. Chyba, że jesteś głodna. Wtedy możemy coś zjeść. Niestety zanim stąd wyjdę muszę jeszcze załatwić parę rzeczy. Z tego powodu również jest mi przykro, jednak nie może tego zrobić nikt oprócz mnie. W takim wypadku chciałbym cię poprosić żebyś chwilę poczekała na mnie w garderobie a potem mój kierowca zabierze nas do miasta. Albo gdzieś indziej gdzie byś chciała. Także mam nadzieje, że się zgodzisz."

Podczas gdy mówi ja stoję otępiała. Nie wiem czy to z powodu jego niebieskich oczu, surrealizmu tego zdarzenia czy przydługiej wiadomości. Przez całe to jąkanie i powtarzanie ciągle tego samego prawie nic nie rozumiem.

On się chyba denerwuje przemknęło mi przez myśl. Ledwo co powstrzymuje śmiech, jednak wiem, że nie jest on wskazany w danej sytuacji. Po chwili uświadamiam sobie, że od jakiegoś czasu stoimy w ciszy, chyba za mocno pogrążyłam się w swoich myślach. „Czas coś powiedzieć i dać mu żyć, bo odkąd skończył mówić ani razu nie wziął oddechu i zaraz tu padnie" myślę. 

Blue eyesNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ