49. Somewhere Over The Rainbow.

18.9K 1.4K 517
                                    

(piosenkę włączcie, gdy wam o tym napiszę, proszę)

Ignorując rozbrzmiewające oklaski wokół mnie, starałam przepchać się w kierunku ostatniego rzędu, jednak było to niemożliwe ze względu na fakt, że każdy zatrzymywał mnie, aby przekazać swoje gratulacje, albo komentarz na temat projektu. Kiwałam głową i wymuszałam uśmiech, próbując jak najszybciej skierować się do Justina, którego straciłam z pola widzenia.

- Gratulacje, Lizzie, świetna robota!

- Panno Bentley, jestem szczerze zaskoczony sposobem ukazania pana Biebera w tym materiale...

- Pomiędzy tą dwójką coś jest na rzeczy, przecież to widać.

Przewróciłam oczami i posłałam chłodne spojrzenie pierwszoklasistce, przeciskając się przez ciała osób i ruszyłam po schodach na górę, gdzie już Justina nie było. Fuknęłam pod nosem zirytowana, nie zwracając uwagi na zaczepiające mnie osoby. Prawdopodobnie było to niegrzeczne z mojej strony, jednakże nie miałam ochoty spędzać całej kolejnej godziny na wysłuchiwaniu sztucznych gratulacji. Nawet nie obchodziło mnie zdanie pani Wigmore. Straciłam do niej resztki sympatii po ostatniej rozmowie.

Nareszcie poczułam uderzające we mnie świeże powietrze, kiedy tylko zamknęłam za sobą drzwi od sali. Podniosłam wzrok, aby zobaczyć rozchodzące się tłumy do swoich samochodów.

- Lizzie, jedziemy do restauracji, czy wolisz w domu spędzić czas? A może już z Justinem coś ustaliłaś? - Usłyszałam głos mojej mamy, która wpatrywała się we mnie z widoczną dumą w oczach. Tata prawdopodobnie czekał w aucie.

Przez moment zapomniałam, że powinnam odpowiedzieć na pytanie rodzicielki. Mój wzrok dalej przeskakiwał z jednej osoby na drugą, ale niestety Justin zniknął. Czułam się podle, wiedząc, że naprawdę projekt poruszył go i jego emocje, które głęboko w nim siedziały i nie dał mi nawet szansy, aby mu pomóc.

- Nie... Justin będzie ze swoją rodziną. - Pokręciłam głową, w końcu skupiając wzrok na swojej mamie, której blond włosy były spięte w schludny kok na karku. - Chodźmy - dodałam zrezygnowanym głosem, podążając za kobietą do samochodu.

~*~

Oczywiście, nigdy nic nie idzie po moich planach. Myślałam, że ten dzień spędzę z Justinem, jakoś uzgodnimy ostatnie szczegóły na temat balu, a ostatecznie nie miałam zielonego pojęcia, czy po mnie przyjedzie, czy mam sama jechać. Przez niecałe dwie godziny siedziałam z rodziną w restauracji, rozmawiając o planach na studia i przyszłość. Było w porządku, a David namówił tatę na trochę alkoholu, przez co atmosfera stała się znacznie luźniejsza.

Bal zaczynał się za 6 godzin, więc obstawiłam, że zdrzemnę się na godzinę, gdyż czułam się za bardzo zmęczona. Niby nic nie robiłam wielkiego dzisiaj, ale mój organizm dał o sobie znać. Leżąc w ocieplanym onesie na łóżku, zostałam obudzona przez alarm, który uprzednio ustawiłam. Wyłączyłam go i wygrzebałam spod poduszki swój telefon, gdyż migała niebieska dioda, informując mnie o powiadomieniu. Odblokowałam telefon.

3 nieodebrane połączenie od Justin.

Wzięłam w zęby wnętrze policzka, wpatrując się w ekran urządzenia, a moje serce zaczęło bić szybciej. Nie musiałam długo się zastanawiać nad tym, aby do niego oddzwonić. Po jednym sygnale, chłopak odebrał.

- Lizzie. - Dobiegł do mnie chrapliwy głos Justina po drugiej stronie, zapierając mi dech w piersiach. Miałam słabość do dźwięku jego głosu, był pociągająco niski i ochrypły, a ja mogłabym całe życie słuchać, w jaki sposób wypowiada moje imię. - Przepraszam, że zniknąłem tak szybko.

Project 98 | j.bOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz