06. Świetnie!

25K 1.3K 431
                                    

Zmarszczyłam brwi, niepewnie wstając z łóżka i wpatrywałam się w zakryte zasłonami okno naprzeciw mnie. Nie miałam zielonego pojęcia, kto to mógłby być, bo nikt z moich znajomych nie byłby w stanie przyjść do mnie o tak późnej porze. Co najwyżej Cameron, ale z tego co wiedziałam, był razem z Maddie. Trochę wystraszona odgarnęłam materiał z okna, przez co ukazał mi się ciemny widok, a gdy zsunęłam wzrok na dół, zobaczyłam Justina z garścią kamyczków w dłoni.

Ciężko przełknęłam ślinę, patrząc na jego osobę i po chwili otworzyłam okno, czując uderzający mnie zimny podmuch wiatru, na co moje włosy nieznacznie zafalowały.

- Co tu robisz? - spytałam dość ostrym tonem, zaciskając usta, moje oczy całkowicie były skupione na jego rozbawionej twarzy. Przesunęłam językiem po górnych zębach i biodrem oparłam się o framugę okna, czekając na jego odpowiedź.

Chłopak wzruszył obojętnie ramionami i wyrzucił wszystkie kamyczki za siebie, w końcu unosząc na mnie wzrok jego ciemnych tęczówek.

- Nie zdążyłem ci nawet podziękować, bo tak szybko zabrałaś tyłek z mojego domu. - odparł wyzywającym głosem, opierając się o drzewo za sobą, a ja cicho prychnęłam pod nosem.

Byłam w dalszym ciągu senna i przetarłam oczy, by się tego uczucia pozbyć, a wszystkim czego chciałam, było położenie się ponownie do łóżka. Nie chciałam być wredna i nie wypadało tak go zostawić w swoim własnym ogrodzie, ale nie zamierzałam wpuścić go do mojego pokoju. Zwyczajnie mu nie ufam.

- Te komentarze lepiej zostaw dla siebie. Podziękowania przyjęte. - Wywróciłam mimowolnie oczami, odwracając wzrok na parapet przed sobą. Powoli przesunęłam opuszkami palców po nim, zastanawiając się nad tym, czy teraz sobie pójdzie, ale Justin chyba nie miał takiego zamiaru, bo nie ruszył się z miejsca nawet na centymetr.

- Na co czekasz? - zadał pytanie po kilku minutach, przez co zmarszczyłam brwi zdezorientowana,​ oblizując nerwowo wargi.

- A na co ty czekasz?

- Nie mów mi, że idziesz spać w sobotni wieczór. - Zlekceważył moje poprzednie pytanie, wyjmując telefon i zaśmiał się, patrząc w jego ekran.

Pewnie Nevton, pomyślałam zirytowana i odsunęłam się nieznacznie od okna.

- Tak, przykro mi, że nie jestem tobą i nie szaleję na imprezach, co weekend. - mruknęłam dosyć cicho i westchnęłam. Podeszłam tak do szafy, by Justin nie był mnie w stanie zobaczyć, a następnie wyciągnęłam podziurawione jeansy i jakąś ciepłą bluzę z kapturem, bo było dziś dosyć chłodno, w dodatku był naprawdę późny wieczór. Wyjęłam włosy zza kaptura i znowu znalazłam się przy oknie. Chłopak w końcu odlepił wzrok od komórki i przyglądał się temu, co robię.

Złapałam się dosyć mocno obu stron okna i stanęłam na parapecie, mrużąc oczy, po czym odrobinę przymknęłam okno, wdrapując się na grubą gałęź drzewa, która była przy moim oknie. Czasami było to pomocne, gdy nie chciałam budzić starszego brata, czy chciałam się wymknąć.

Ostrożnie uważając, by nie zaczepić o nic, zeszłam z drzewa, zeskakując na miejsce obok Justina. Sapnęłam pod nosem i przejechałam dłońmi po swoich włosach, krzywo się uśmiechając do niego.

- Idziemy na plażę. - Zadecydował, a ja uniosłam brwi, patrząc na niego od boku, gdy zaczęliśmy iść do wyjścia z terenu domu. Nie chcąc już się z nim sprzeczać, szłam w kompletnej ciszy, chowając swoje chłodne dłonie do kieszeni bluzy. Jakoś nie miałam chęci, by gdziekolwiek iść z tym kolesiem, bo czasem te jego okropnie odzywki działały mi na nerwy i ciężko wytrzymywałam z jego osobą. Miałam nadzieję, że znowu nie wziął jakiś narkotyków, bo moja psychika zwyczajnie runie w dół jak wieże World Trace Center.

Project 98 | j.bWhere stories live. Discover now