48. Project 98.

22.1K 1.4K 386
                                    

(błędy poprawię jutro, dobrej nocy)

Leżałam wygodnie rozłożona na swoim łóżku wpatrując się w zapalone nad ścianą lampki, jednocześnie czując jak palce Justina przesuwają się delikatnie po moich włosach. Chłopak siedział wygodnie, oglądając SpongeBoba po raz kolejny, a ja byłam za bardzo rozkojarzona, aby móc się skupić na bajce. Moje myśli krążyły wokół tego, iż jestem w związku. Woah, brzmiało to cholernie dziwnie w moich myślach, gdy sobie to powtarzałam. Nigdy nie miałam chłopaka, ani Justin nie miał dziewczyny, jednak on był o wiele bardziej doświadczony ode mnie w jakichkolwiek stosunkach międzyludzkich.

- Nie wiem czy kupować nowy garnitur na bal czy wziąć ten z wesela twojej kuzynki. - Usłyszałam przyjemnie ochrypły głos Justina za mną, co wywołało gęsią skórkę na moim ciele. Odchrząknęłam. No tak, Justin mógł wydawać pieniądze na co zechciał i nie musiał się martwić, czy mu potem na coś starczy.

- Ten z wesela jest w porządku. Nie ma sensu wydawać pieniędzy na następny. Ja wezmę sukienkę Asian lub pożyczę od Abigail. Nawet nie wiedziałam, że pójdę na bal.

Niebieskie lampki zaczęły szybciej mrugać, odbijając światło po całym pomieszczeniu. Obróciłam się na brzuch, aby spojrzeć na Justina, który wciągnął mnie na swoje biodra. Uniosłam brwi z rozbawieniem w oczach.

- Musisz mi napisać jaki kolor będą miały te sukienki, bo chcę do ciebie pasować.

- Och. - Zaśmiałam się na jego słowa, ale po chwili zamyśliłam się. - Jedna jest pastelowym różem, a druga bordowa. Więc lepiej kup dwa krawaty, bo jeszcze nie wiem, którą wybiorę.

- Oczywiście. Był u ciebie dzisiaj ten Will? - Wypowiedział jego imię z wyraźną niechęcią w głosie, a palce odrobinę zacisnął na moich biodrach. - Przeraża mnie myśl, że byłaś z nim sam na sam w pustym domu.

- Och, przestań. Nawet nie patrzę na niego pod innym pryzmatem niż kolega.

- Ale on na ciebie owszem.

- Był i jutro tylko dodamy końcowy wniosek i informacje. Projekt już skończyliśmy. Ta myśl do mnie w ogóle nie dochodzi.

- Do mnie też. Koniec naszej szkolnej drużyny, wszystko się zmienia. Dopiero co zaczynałem liceum, a teraz je kończę. Rany - zaśmiał się, przegarniając palcami swoje gęste włosy, a ja pokiwałam głową. To śmieszne jak czas szybko przemija. Niektóre chwile ciągną się wieczność, ale potem z perspektywy czasu boisz się, że całe życie ci przeleci, zanim się zorientujesz o tym. - No i oczywiście nie zapomnę wspomnieć, iż dzięki najdroższej mi Lizzie Bentley zdałem hiszpański. - Złapał za mój nos, a ja pisnęłam z bólu, jednocześnie się śmiejąc.

- Polecam się na przyszłość - wybełkotałam rozbawiona, pochylając się po instrument stojący w rogu pokoju i uniosłam brwi po raz kolejny. - Nauczyłeś się coś grać?

- To nie dla mnie, Lizzie. Jestem lepszy w pisaniu. Chyba - wymamrotał speszony i zawstydzony jednocześnie, jakby umiejętność pisania u chłopaka była czymś żenująca. Nie chciałam się przyznać, że jeszcze niedawno odkryłam w jego notesie, jakie ma pojęcie definicji miłości. Ale po niej mogłam stwierdzić, że doskonale umiał zwykłe czynności przekształcić w  najpiękniejsze metafory.

- Daj spokój, to świetnie, Jus. Może ty coś napiszesz, a ja ci pomogę ułożyć do tego muzykę? W szkole w klasie muzycznej jest pianino, możemy spytać pana Avery czy moglibyśmy... - trajkotałam jak najęta, kompletnie podekscytowana myślą, że moglibyśmy połączyć własne pasje i zagrać coś, po prostu dla siebie.

Project 98 | j.bWhere stories live. Discover now