III

7.2K 447 87
                                    

Rano, gdy tylko zielonooki otworzył oczy, wiedział iż niewiele spał. Był jednak do tego przyzwyczajony, więc bez jakiejkolwiek reakcji wstał. Zabrał z kufra ubrania na dzisiaj oraz mundurek. Czarne spodnie, białą koszulę, kamizelkę. Po czym ruszył do łazienki. Musiało być naprawdę wcześnie, skoro nikt jeszcze nie wstał. Poranna toaleta, zeszła mu nad wyraz szybko. Gdy dotarł do pokoju wspólnego, zauważył w nim tylko owego blondyna, z którym wczoraj siedział jego współlokator. Spojrzał jednak na obraz. Slytherin puścił mu oczko a wąż zasyczał z radością na jego widok. Kątem oka zauważył jak chłopak się wzdryga. 

- Naprawdę groziłeś Nott'owi? - Zapytał gładko, jakby pytał o pogodę. Harry spojrzał na niego uważnie, mrużąc lekko oczy. Po czym odparł, równie spokojnie. 

- Nie, a z jakiego powodu, miałbym to robić? - Uniósł jedną brew dla podkreślenia swojej postawy. 

- Właśnie to mnie zastanawia. - Powiedział chłopak o stalowoszarych oczach. - Z jakiego powodu miałbyś mu grozić? Z jakiego powodu, miałbyś być w Slytherinie? Z jakiego powodu, znalazłeś się wśród nas? 

Z lepszego niż Ty, nędzny Malfoy'u! Wysyczała wściekle Muerte. 

- Spokojnie, kochana, nie uraził mnie jeszcze na tyle, by życzyć mu śmierci... - Powiedział Potter, spoglądając w czerwone oczy węża. - Jeszcze się nauczy, z kim wolno, a z kim nie... - Dokończył swoją wypowiedź, nawet nie patrząc na młodego Malfoy'a i ruszył na śniadanie. - Idziesz na śniadanie, czy nie? - Zapytał gładko, uśmiechając się zachęcająco. 

Zszokowany, zdziwiony i zarazem ogromnie zaintrygowany szarooki, postanowił zaryzykować. Wstał z kanapy i ruszył za Harrisonem. Śniadanie mijało im w spokojnej niczym nie zakłóconej ciszy, gdy do stołu podszedł opiekun ich domu. 

- Panie Potter, jest pan zwolniony z pierwszej lekcji, którą jest Wróżbiarstwo. Pan Dyrektor oczekuje rozmowy z panem w swoim gabinecie. 

- Czy będzie Pan, profesorze obecny w czasie tej rozmowy?

- Będę, jako opiekun twojego Domu. 

- W takim razie skończyłem i możemy udać się już teraz do Dyrektora, jeżeli to żaden problem. 

-  Dobrze, idziemy Panie Potter. - Gdy oddalili się od drzwi Wielkiej Sali i szli korytarzami szkoły, chłopcu wyrwało się pytanie.

- Czy znał pan moją Matkę albo Ojca? - Pytanie, które miał powiedzieć tylko w myślach, nagle ujrzało światło dzienne. 

- Tak, oboje. 

- Przepraszam, nie powinienem był pytać. 

- Jako dziecko, które nigdy ich nie poznało, masz pełne prawo pytać o to każdego. 

- Moja Matka, jaka ona była?

- Twoja Matka? Lili, bo tak miała na imię, była raczej cichą osobą. Lubiła się uczyć, uwielbiała Eliksiry. Były jej konikiem. Nie lubiła twojego Ojca, przez prawie całą szkołę, aż w ostatniej klasie się zeszli... No cóż, już teraz mogę Ci powiedzieć, że oczy masz po niej. 

- A po moim Ojcu? Co mam po nim?

- Włosy, ich kolor. Kształty twarzy, arystokratyczne, jednak rozmyte jeszcze, przez wzgląd na wiek. 

- Dobrze, dziękuję, że mi pan Profesor o tym opowiedział. - Po chwili doszli do gabinetu dyrektora, gdzie przywitał ich ten dziadek. 

- Harry, chłopcze! Jak dobrze Cię widzieć... - Powiedział siwowłosy mężczyzna. - Jak Ci się podoba w szkole?

- Dobrze, dziękuję. 

- Severusie, czy będziesz miał coś przeciwko temu, żebym porozmawiał z Harrym, na osobności?

- Ja będę miał coś przeciwko. Jako sierota, mam prawo do tego, by przy każdej naszej rozmowie panie Dyrektorze, był opiekun mojego domu. 

- Ach... Tak, tak Harry. Nie widzę problemu. - Kontynuował rozmowę, speszony Dumbledore. - Chciałbym porozmawiać na temat twojego wujostwa, chłopcze. 

- Koniec rozmowy. - Powiedział czarnowłosy, wstając i kierując się w stronę drzwi. 

- Ale chłopcze! 

- Nie lubię się powtarzać, panie Dyrektorze. Nie będę z panem rozmawiał na temat mojego wujostwa. Właściwie to nie będę o nich rozmawiał z nikim. - Powiedział Harrison, patrząc hardo w oczy starszego czarodzieja. - Do widzenia, Panu. Idę na lekcję. Panie Profesorze. - Skinął jeszcze głową swojemu opiekunowi i wyszedł. 


Zdziwiony jak cholera, to za mało powiedziane. Dumbledore, jeszcze nigdy nie został TAK potraktowany przez jakiegokolwiek ucznia. Nigdy. 

- Severusie, porozmawiaj z nim. - Powiedział, patrząc na swojego szpiega. - Jeżeli informację o jego wujostwie się potwierdzi, będzie mógł zostawać w Hogwarcie na wakacje. 

- Jakie informacje? - Zapytał Severus, siadając naprzeciw siwowłosego. 

- Pani Figg, sądzi iż nad chłopakiem się znęcano. Zmuszano do pracy, ciężkiej, o wiele za ciężkiej jak na jego wiek. Sam możesz zobaczyć, jak wychudzony i mały jest, pomimo swojego wieku. Przykro mi uwierzyć, że Petunia, byłaby w stanie na to pozwolić...

- Petunia? Petunia Evans? Przecież ona zawsze nie znosiła dzieci! Ta kobieta, nie mogła znieść nawet opieki nad własną młodszą siostrą! - Podburzył się Mistrz Eliksirów. 

- Znasz ją, Severusie?

- Dorastaliśmy blisko siebie, czasami miałem wątpliwą przyjemność spotykania jej. Nigdy nie była kimś przyjaznym. 

- Rozumiem... Porozmawiaj z nim, Severusie. Jest tam najbezpieczniejszy, jednak nie kosztem jego zdrowia i psychiki. 


Harrison Potter, został wyprowadzony z równowagi. Wiedział, iż nigdy się to dobrze nie kończyło. Pamiętając o zwolnieniu z pierwszej lekcji, ruszył do dormitorium. W swoim pokoju, zdjął szkolną szatę i usiadł na podłodze, próbując się uspokoić. 

Twoja moc... Ona rośnie...  - Usłyszał syk Slytherina. Zszedł do pokoju wspólnego i usiadł na przeciw niego. 

Mam rozumieć, iż moja moc magiczna rośnie. Tak?

Tak, dziecko... - Wysyczała Muerte.

Muszę szybko opanować kontrolę... 

Dlaczego? - Zapytał zaskoczony Salazar. 

Ponieważ już wcześniej potrafiłem potrzaskać wszystkie drzwi i okna w domu. 

Dotknij obrazu... Dotknij go, a pokaże ci jak ją opanować.

Harry dotknął obrazu i dowiedział się wielu ciekawych i przydatnych ćwiczeń, jak opanować swoją moc. 

Dziękuję, Salazarze... Muszę już iść na lekcję, zaraz mam Transmutację. Do widzenia...


Srebrny KsiążęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz