− Przepraszam, czy mam przyjemność z panią − ponownie zerknął na niewielką karteczkę – panią Viltis Laurą? – Uśmiechem wyczekiwał jej odpowiedzi. Laura domyśliła się kim jest i czego chce, nie spodziewała się tylko, że biuro przyśle jej białego człowieka.

− Tak, to ja. – Odwzajemniła jego uśmiech. Niemalże natychmiast na twarzy mężczyzny zobaczyła ulgę. Od razu wydał się jej taki mało zaradny.

− Bałem się, że będę miał problem z odnalezieniem pani. Dobrze, że ubrała się pani tak... kolorowo. – Spojrzał skonfundowany na jej ubiór. Nie była dobra w stylizacji, nigdy specjalnie nie przejmowała się swoim wyglądem. Wolała po prostu nosić coś wygodnego, a co będzie wygodniejsze do samolotu niż rażące niemalże w oczy, pomarańczowe dresowe spodnie i żółty T-shirt z wielkim różowym napisem Kiss. To fakt, nie był to pierwszy krzyk mody, ale nie sądziłam, że był aż tak zły. Podążyła za wzrokiem mężczyzny, właśnie przyglądał się jej zielonym, wysokim tenisówkom.

− Przepraszam. Nie miałam zbyt dużo czasu na zakupy przed wyjazdem... − Lekko cofnęła się do tyłu, by uciec przed jego wzrokiem. W końcu spojrzał jej w twarz.

− To nic. Tutaj pani będzie mała na to sporo czasu. – Uśmiechnął się, jednak nie ukrywał, że jej ubiór nie jest zbyt gustowny. Pierwszy raz poczuła, że jednak mogła się lepiej ubrać, ale
z drugiej strony czy miała przez to cierpieć tyle godzin w samolocie, by podobać się ludziom? – Proszę za mną. – Ruszyli razem w stronę wyjścia.

Po drodze mijali sklepik, do którego Laura wcześniej chciała wstąpić. Ostatni raz spojrzała na niewielką figurkę lisa. Miała wrażenie, że dziwnie się jej przygląda, jakby chciał jej coś powiedzieć. Nie zdążyła jednak nad tym dłużej pomyśleć, gdyż wyglądało na to, że mężczyźnie strasznie się śpieszy. Wtedy do niej dotarło...

− Przepraszam, ale nie zapytałam pana o imię.

− A tak, tak. – Mężczyzna zatrzymał się dopiero na zewnątrz. Pod chodnik podjechało czarne auto, dla Laury wyglądało zbyt ekskluzywnie. – Nazywam się Erik, Erik Yoshida. – Nie czekał na jej zaskoczony wzrok. – Mój ojciec jest Japończykiem, ale za mało cech po nim odziedziczyłem. – Wpuścił ją do samochodu i nim zamknął drzwi, zmierzwił sobie swoje blond włosy. Po chwili sam zajął miejsce pasażerskie, tuż obok kierowcy. Nim auto ruszyło dodał; – Teraz pojedziemy do agencji, by panią zameldować, a później przewieziemy panią do pani hotelu. – Laura po raz ostatni zobaczyła jego łagodny, aczkolwiek wymuszony uśmiech, w górnym lusterku. Później mężczyzna nie próbował do niej zagadać, a ona sama nie chciała tracić czasu na zbędne rozmowy. Miała zamiar podziwiać mijane krajobrazy.

Miasto było piękne, choć w samym jego centrum próżno było szukać większego terenu z roślinnością, przeważały tu raczej olbrzymie budynki o dziwacznych kształtach, stanowiące szczyt technologii XXI wieku.
Tokyo było metropolią stali i szkła. O tej porze dnia ulice były niemożliwie zatłoczone. Laura jeszcze nigdy nie widziała takiej ilości osób w jednym miejscu. Zastanawiała się jakim cudem ta chmara ludzi jeszcze się nie zadeptała. Tutaj wszystko wydawało się jej zupełnie inne.
We wsi, z której pochodziła, jak w jednym miejscu znalazło się dziesięć osób to uważało się to za tłok. Teraz jednak wydawało się jej to dość zabawne.

Podróż trwała dwie i pół godziny, jednakże dla niej czas ten minął zdecydowanie za szybko, czuła niedosyt. Miała wrażenie, że nie da żyła się wszystkiemu przyjrzeć. Cieszyła się więc, że czeka ją jeszcze jedna przejażdżka tego dnia.

Sprawy w agencji poszły dość sprawnie. Wystarczyło, że podpisała się wyraźnie na wszystkich papierkach, które wręczył jej prezes organizacji i mogła udać się do hotelu na zasłużony odpoczynek.

− Cieszymy się, że pani tu z nami jest. Na pani pobyt przygotowaliśmy wiele ciekawych atrakcji i pewną niespodziankę. Liczymy, że będzie pani zadowolona i zechce kiedyś do nas wrócić. – Mężczyzna uśmiechnął się do niej tak szeroko, że na jego twarzy ukazało się mnóstwo drobnych zmarszczek. To jednak wydało się Lurze wręcz urocze. Wiedziała, że bardzo się jej tu spodoba. Zapewne do tego stopnia, że nie będzie chciała stąd wcale wyjeżdżać.

Spojrzała za szklane okno. Nad wysokimi wieżowcami latały dzikie ptaki. Teraz ona miała szansę zakosztować tej wolności.

− Myślę, że trudno mi będzie się z państwem rozstać. – Na pożegnanie grzecznie się ukłoniła i podążyła za Erikiem z powrotem do auta.

***

Pokój, w którym miała spędzić kolejne parę dni nie należał do dużych, aczkolwiek zachowany był w bardzo tradycyjnym stylu.
Jego wewnętrzne drzwi były przesuwne, a ich drewniane ramy, okrywał jedynie nie prześwitujący papier, tak zwany fusuma. Podłoga natomiast wyłożona była matami w kolorze granatu. O każdą ze ścian opierały się wysokie na osiemdziesiąt centymetrów półeczki zapełnione przeróżnymi bibelotami. Wszystko  było w kolorze ciemnego brązu. Po prawej stronie stał niewielki stolik, a przy nim para zabuton, biało niebieskich poduszek. Niedaleko nich, po drugiej stronie, leżał wyłożony już futon, okryty świeżą pościelą w podobnych odcieniach, co poduszki. Zachęcał do tego, by Laura bez zastanowienia wpadła w jego objęcia. Musiała przyznać, że ją to korciło. Dopiero teraz poczuła jak bardzo jest zmęczona.

Przeszła wzdłuż pokoju i skręciła w prawo. Ucieszyła się, gdy dostrzegła tam kolejne drzwi, które niewątpliwie prowadziły do łazienki. Obawiała się, że nie dostanie takowej do indywidualnego użytku, dlatego teraz podwójnie rozpierała ją radość. Pomieszczenie podzielone było na dwie części. W pierwszej znajdowała się przebieralnia, w drugiej odsłonięty prysznic, półeczka na kosmetyki do kąpieli, drewniany stołeczek i wanna. Łazienka pokryta była zielono-żółtymi kafelkami, nadając jej przyjaznej i naturalnej atmosfery.
Laura wróciła do przebieralni, zarzucając przy okazji z siebie swoje ubrania. Miała wielką ochotę na gorącą kąpiel.

Wedle tradycji, najpierw porządnie wyszorowała się i opłukała pod prysznicem, a dopiero później nalała sobie do wanny wody i zanurzyła się w niej po samą brodę.

Nie miała pojęcia jak długo w niej siedziała, ale przynajmniej poczuła się zrelaksowana.
Przebrała się w dwuczęściową piżamę w kaczuszki, po czym rzuciła się na futon. W pierwszym momencie, doleciało do niej zimno świeżej pościeli, ale już po chwili jej ciało całkowicie się do tego przyzwyczaiło. Nie minęło dużo czasu nim dziewczyna zasnęła.
Nigdy wcześniej nie spało się jej tak dobrze. Po tej nocy zrozumiała, dlaczego Japończycy wciąż lubią spać na futonie.

Obudziła się, gdy słońce było już wysoko na niebie. Zegarek stojący przy łóżku, oznajmiał, że jest już totalnie spóźniona. Nie za pierwszym razem zareagowała na dźwięk budzika. Kiedy przetarła oczy i dotarło do niej, która jest godzina, niemalże wyskoczyła z łóżka, przy okazji zaplątując się w pościel. Wywinęła orła, cudem mijając róg szafki.

− Do jasnej... ciasnej! – Przetarła obolałe miejsca, wrogim wzrokiem spoglądając najpierw na kołdrę, a później na bogu winną szafkę. I nagle coś zauważyła.

Wyplątała się z pościeli i podciągnęła do góry. Jakby z ostrożnością, sunęła palcami wzdłuż drewnianej powierzchni półki. W końcu jej dłoń napotkała metaliczną przeszkodę. Figurka! – Co ty tu robisz? – Wzięła ją do ręki. – Gdzieś już cię widziałam. – Zielone oczy chłopca, z lisimi uszami i ogonem, spoglądały na nią jakby miały jej coś przekazać. Nagle sobie przypomniała. – Widziałam cię na lotnisku!... ale jak się tu znalazłeś, wczoraj cię tu nie widziałam. − Rozejrzała się dookoła, by po chwili ostatecznie wzruszyć ramionami. – Chyba takich sklepów naprawdę jest tu dużo. – Spojrzała z powrotem na figurkę trzymaną w dłoni. – Musisz być tu bardzo popularny. – Uśmiechnęła się sama do siebie i odstawiła przedmiot na miejsce.
Nie miała czasu, musiała szybko się przyszykować. W każdej chwili mógł ktoś tu po nią przyjechać.

I właśnie w tym momencie usłyszała głośne pukanie do drzwi. Smętnie spojrzała na swoje odbicie w niewielkim lustrze. Roztrzepane jasno brązowe włosy i wymięta piżama, jakby ściągnięta z jej młodszego rodzeństwa, nie wyglądała najlepiej. Najwyraźniej nie było jej dane pokazać się z tej lepszej strony.

Kitsune - Ostatni Lisi DemonWhere stories live. Discover now