22. ,,Zakochałaś się!"

1.4K 130 19
                                    

KORPUS STACJONARNY


Nesta wykorzystała dzień wolnego, aby móc w końcu wszcząć śledztwo. To jej zawzięcie i upór w poznaniu prawdy, mógł zostać porównany do obsesji, którą na przykład Hanji Zoe ze Zwiadowców darzyła tytanów. W sumie sama nie rozumiała, dlaczego tak ta sprawa ją nurtuje. Czy to było naprawdę ważne, że ktoś zabił tytana, który nie wiadomo skąd się nawet wziął? Tak. Dla niej było. Po pierwsze potrzebowała listy kadetów, którzy brali udział w tamtym teście oraz przeżyli.

Dott Pyxis nie popierał jej ciekawości ani chęci wyjaśnienia tej zagadki. Musiała działać na własną rękę. Na jej drodze stanęła stara przyjaciółka, która właśnie zatrzymała się na chwilę, by sprawdzić czy w pospiechu nie zapomniała zabrać jakichś papierów, które potem miała przekazać przełożonemu.

- Maven! - zawołała Nesta, podchodząc bliżej. 

Kobieta o kasztanowych włosach i wyjątkowo pięknych zielonych oczach spojrzała na nią, nieco zmieszana i zażenowana, że ktoś zobaczył ją aż tak roztargnioną. Wolną ręką zaczesała niesforny kosmyk włosów, ciągle uciekający z  ciasnego koka.

- Och, Nesta... Czy coś się stało? Przecież ma pani wolne... - zaczęła nerwowo.

- Masz karty kadetów, którzy brali udział w ostatnim teście, kiedy zaatakował tytan? - dopytywała.

Maven zastanowiła się dłuższą chwilę, po czym stwierdziła, że wszystkie karty znajdują się już w archiwum i nikt nie ma prawa ich brać bez upoważnienia Dotta Pyxisa czy Erwina Smitha. Nesta mlasnęła niezadowolona, drapiąc się po głowie, aż naszła ją pewna myśl.

- Ty zajmujesz się nowymi, nie? - Maven skinęła głową. - Zabierz mnie do nich, może ktoś coś wie.

- W ogóle, czemu panią to tak interesuje? - dociekała Maven.

Nesta podrapała się po karku.

- Nikt nie przyznał się, że zabił tytana. A to była okazja, by się wybić... nie sądzisz? Poza tym, jeżeli okaże się, że to faktycznie nie dzieło kadetów oraz naszych, oznacza to, że ktoś nielegalnie posiada sprzęt do trójwymiarowego manewru.

- Czy dowódca nie kazał przestać drążyć? - Widziała, że Nesta tak łatwo nie zrezygnuje, za bardzo się uparła. Zaangażowała. Maven westchnęła ciężko. - Niech będzie. Są w koszarach. Ale tylko ze względu na to, że kradzież sprzętu to poważne przestępstwo.


KORPUS ZWIADOWCÓW


Nie oberwało się nikomu po wczorajszej aferze w stołówce. Astrid z trudem powstrzymywała się od złośliwego śmiechu na widok złamanego nosa Thorstona. Żałowała, że to nie ona była za to odpowiedzialna. Tylko Aberald. Gratulowała jej manewru wyuczonego przez wujka. Ona sama nie była pewna czy Thorston zdawał sobie sprawę, że to ona go tymczasowo oszpeciła - nie żeby wcześniej był przystojny.

Ogólnie od wczoraj, czuła pewne rozczarowanie. Spotkała Najsilniejszego Żołnierza, który okazał się być ledwo co ode niej wyższy. A przede wszystkim był nietaktowny. Jednak miał w sobie coś pociągającego. Już wiedziała, czemu Petra była aż tak za nim. Życzyła im szczęścia. Głównie tego, by on również zainteresował się Petrą.

Wracając do jej ,,przyjaciela"... patrzył na nią wrogo, ale nie kazał jej ani biegać wokół bazy, ani nawet robić pompek. Upiekło mi się? Guzik. To, że teraz nic nie zrobił, nie oznaczało, że potem tego nie odbębni. Trochę sobie sama zaszkodziła. Nie zrobiła tego, bo obrażał rodzinę Privott - choć i za do w mordę też dostał. Ale głównie dlatego, że powiedział, iż wszystko w życiu Ansy było spowodowane jej nazwiskiem, które tak naprawdę nic jej nie dało. Zabrało jej matkę. Zabiło wuja. A ona tu była, dzięki ich poświęceniu, za co im dziękowała każdego dnia. Kochała ich i tęskniła. 

Ale jej obecne położenie to wyłącznie efekty silnej woli i determinacji. Nic poza tym. Drobne lub większe blizny na jej ciele idealnie do odzwierciedlały. By być tu, gdzie teraz włożyła mnóstwo wysiłku.

- Ansa! - przywołała ją Laurys. Rozejrzała się dookoła. Stała sama na środku sali. - Wszyscy już poszli. Thorston wyszedł ostatni.

Aberald odetchnęła z ulgą, że dziś jej się jeszcze upiekło. Laurys błyszczała jak promienie słońca... zawsze wydawało  się, że jest jak pochodnia w ciemności. Może to brzmi dziwnie, ale tak było. Ciągle uśmiechnięta i wesoła, podczas gdy świat był pustoszony przez tytanów. Nie przejmowała się zagrożeniem z ich strony.

- Chodźmy na obiad! - zawołała, podnosząc rękę do góry. - Umieram z głodu...

- Dobra, chodźmy.

W stołówce wszyscy już byli na swoich miejscach. Ansa ciągle nie mogła uwierzyć, że była wśród Zwiadowców. Kiedyś wśród nich ponoć zasiadał i jej ojciec. Kimkolwiek był. Charles na ich widok, uniósł dłoń, pokazując, że ma dla nich miejsce. Obok niego siedział Reyes kłócący się o jakieś pierdoły z Jordanem. Astrid wkurzona grzebała łyżką w zupie, ale nie zamierzała raczej tego jeść. Wciąż była zdenerwowana za ostatnią zniewagę swojej rodziny. Ansa doskonale ją rozumiała. Jednak to nie była jej sprawa. Jej głównym celem, na którym powinna się skupić było znalezienie sposobu, by chronić Petrę. Powiodła wzrokiem po całej sali. Przy sąsiednim stole odnalazła Artura. Jego słowa odbijały się w głowie dziewczyny. Może miał rację? Ale jeśli nie będę chronić Petry, to moje życie straci sens.

- A ty, Aberald, co sądzisz? - Wyrwało ją z zamyślenia pytanie Reyesa. Wraz z Jordanem przyglądali jej się wyczekująco.

- Przepraszam, co? Zamyśliłam się - odparła, rumieniąc się trochę ze wstydu.

- Och! - Laurys zerwała się na równe nogi i wskazała na mnie palcem. W jej różowych oczach tańczyły iskierki. - Ansa zawsze jest skupiona! A jeśli nie... - Uśmiechnęła się szerzej. - Zakochałaś się!

Co? 

Chłopaki spojrzeli najpierw na nią, a gdy zrozumieli sens jej słów, zwrócili zaciekawione spojrzenia w stronę Aberald, która tylko się skrzywiła. Chyba sobie żartujecie, pomyślała. Ja się w kimś... a w życiu! Kiedyś podkochiwałam się w wujku, ale miałam sześć lat! U dziecka to normalne...

- N-nie! - zaprzeczyła. - Po prostu... myślałam o... rodzinie. - Tak jakby nie skłamała.

- Okej, powtórzę. Ktoś węszy, by dowiedzieć się, kto zabił tamtego odmieńca. Wtedy... na egzaminie - mówił cicho. Oni wiedzieli, kto za to odpowiadał. A jednak milczeli. Cała grupa wiedziała. - Ciekawe po co im ta informacja.

- Kto wie - odpowiedział Jordan. - Mnie bardziej interesuje - pochylił się ku Ansie - dlaczego nic nie chciałaś powiedzieć.

- Właśnie - wtrąciła się Astrid, która nagle wróciła do żywych. Jej miska była pusta. - Chcesz dołączyć do ekipy Ackermana, a to by dało ci jakieś fory.

- Albo zatrzymaliby ją gdzieś. W Stacjonarnych lub Żandarmerii. - Znikąd pojawiła się Elsa, jedząc kawałek chleba. - Mają zapotrzebowanie na zdolnych ludzi.

- Ale Zwiadowcom też się przydadzą - burknął Jeżyk.

- To prawda. Jednak nie wiemy, co zrobi góra.

- Największym problemem jest Portman. Była tam. Widziała - powiedziała.


❈ ❈ ❈ ❈ ❈


- Czyli nikt nic nie wie? - zapytała Nesta, gdy kolejna grupa świeżych Stacjonarnych od niej odeszła.

- Mówiłam - westchnęła Maven.

Nesta rozejrzała się jeszcze raz po tych wszystkich twarzach. Zatrzymała się na szczupłej twarzy. Przywołała dziewczynę do siebie, bo z nią jeszcze nie rozmawiała. Ona jedyna stała z boku. Może ona coś wiedziała...

- Imię?

- Rana Cheney!

- Świetnie... to sobie pogadamy.



Ai no Tsubasa | Levi AckermanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz