~18~

3K 196 9
                                    

  - Nie wyglądam nawet w połowie tak ładnie, jak te kobiety - powiedziałam wieczorem, obserwując ludzi wchodzących do klubu, w którym mieliśmy się zaraz zjawić. - Mam wrażenie, że wydały na te ciuchy wiele Kości... to znaczy dolarów. I mają gołe nogi... Ech, wyglądają sto razy lepiej niż ja.

  Nie miałam pojęcia, czemu zaczęłam zwierzać się Blake'owi z tych głupot, ale wydawało mi się, że w ogóle mu to nie przeszkadzało. Słuchał mnie uważnie. Patrzył na mnie uważnie. Śledził uważnie ruch moich warg, gdy do niego mówiłam. Był bardzo skupiony na mnie, co trochę mnie onieśmielało. Zastanawiałam się, czy on o tym wie, a jeżeli tak, to jaki chce osiągnąć tym cel. Tak bardzo lubi mnie wkurzać?, zastanawiałam się.

  Klub, do którego mieliśmy się dostać, znajdował się w ścisłym centrum Nowego Jorku, co mnie zaskoczyło. Szczerze mówiąc, myślałam, że wampiry bardziej będą się kryć ze swoją „mafią", czy czymś takim, a tu takie zaskoczenie. Organizacja działała po sąsiedzku z jakąś znaną dyskoteką w jednym z najsłynniejszych miast na świecie. Wszędzie świeciły się kolorowe światła, które rozświetlały noc, przed drzwiami do budynku ustawiały się tłumy, które czekały na wejście do klubu, a gdzie nie gdzie widać było ludzi z aparatami fotograficznymi (zapomniałam, jak się nazywali tak... profesjonalnie), co oznaczało, że te miejsce odwiedzały nawet jakieś gwiazdy. To napawało mnie niepokojem. Obecność sławnych osób i tych... no... fotografów... mogła przeszkadzać nam w śledztwie.

  Miałam na sobie czerwoną sukienkę, którą kupiłam z Blake'em kilka godzin wcześniej w jakimś małym, tanim (aha, chyba w snach - na Manhattanie wszystko było cholernie drogie) butiku, z dala od tłocznej Piątej Alei, która była najpopularniejszą ulicą handlową świata. Blake nawet mi proponował, byśmy się tam rozejrzeli po sklepach, ale stanowczo zaprotestowałam i stwierdziłam, że wolałabym kupić coś tańszego niż sukienkę za kilka tysięcy dolców od jakiegoś słynnego projektanta, która tak w sumie różniłaby się od sukienki ze zwykłego małego sklepu tylko metką. Tak więc Halloway zawiózł mnie do jakiegoś innego sklepu, wybrał mi sukienkę, powiedział, że wyglądam w niej pięknie, po czym, bez mojego pozwolenia, zapłacił za nią i ani myślał wziąć ode mnie pieniądze za to. Był strasznie wkurzający, jeżeli o to chodziło, a ja bardzo nie lubiłam się u kogoś zadłużać. A szczególnie u Blake'a.

  Blake zmierzył mnie uważnym spojrzeniem. Gdy jego wzrok przemierzył moje nogi zasłonięte cielistymi rajstopami, które musiałam nałożyć, by nie umrzeć z chłodu, powiedział cicho:

  - Jak dla mnie wyglądasz pięknie, słoneczko.

  - Nie tak jak one - kiwnęłam głową w stronę tłumów, które pchały się do wejścia do klubu. Wśród nich były naprawdę piękne kobiety ubrane w równie krótkie sukienki, jak moja, ale nie miały na sobie rajstop i wyglądało to o wiele lepiej niż u mnie. - Nie zimno im? Nosz cholera, jest przecież początek kwietnia, to nie środek lata, by śmigać w króciutkich sukienkach i cieszyć się ciepłem, nie?

  Nie żebym kiedykolwiek doświadczyła śmigania latem w krótkich sukienkach - w Trupiarni najczęściej było chłodno.

  Blake spojrzał na mnie kpiąco.

  - Alice, przecież one są wampirzycami. Nie czują zimna.

  Przygryzłam dolną wargę, by z moich ust nie wydostał się żaden jęk frustracji.

  Wysiedliśmy z samochodu Blake'a, który postawił na jakimś parkingu znajdującym się po drugiej stronie ulicy od klubu, i szybko przemknęliśmy przez rzekę samochodów i dymu spalinowego. W powietrzu unosił się zapach metalu i burzy, która niedługo miała zawitać nad miastem. O dziwno, był to dość ciepły wieczór, choć nie na tyle, bym miała zrezygnować z rajstop. Wiał lekki wiatr, ale nie był on tak nieprzyjemny, jak można było się spodziewać. Delikatnie smagał moją twarz i wprawiał w ruch moje rozpuszczone włosy, które uporczywie przyklejały się do moich policzków, ust i pchały mi się do oczu. Co chwilę musiałam zgarniać je z twarzy.

Śpiew ŚmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz