~15~

2.8K 211 14
                                    

  Reakcja Blake'a była natychmiastowa.

  - Aa, Les, wszystko spierdoliłaś - mruknął, uderzając się dłonią w czoło.

  Kot siedział na kanapie, na której jeszcze tak niedawno temu ja i Blake stykaliśmy się kolanami i rozmawialiśmy o moim lunatykowaniu. Był ciemny, miał brązowe oczy takie same jak tamtej zjawy i... irytująco piskliwy głosik, który działał mi na nerwy. Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam i usłyszałam. Jak...? To naprawdę była ta zjawa, która pojawiła się w moim pokoju? To... ona? Ta kotka?

  Zrobiłam kilka kroków w tył, odsunęłam się i od Blake'a, i od kota. Halloway patrzył na mnie z niepokojem i szczerym poczuciem winy, a kot... och, nie mogłam nawet na niego spojrzeć. Tego było jak dla mnie zbyt wiele, czułam się tak, jakby spadło na mnie kilka ton cudzego nieszczęścia, którego nie potrafiłam unieść. Nie umiałam uwierzyć w to, że ten kot kiedyś był ładną dziewczyną, elfem. Tego było za dużo, moje serce się zatrzymało, a ja marzyłam już tylko o tym, by stąd wyjechać i nigdy nie wrócić. Nawet jeżeli oznaczało to, że już nigdy w życiu miałam nie zobaczyć Blake'a.

  Narzeczony Esme ruszył powoli w moją stronę, unosząc do góry ręce.

  - Alice, wszystko ci wyjaśnię, tylko się... hm... uspokój. Proszę cię.

  - Nie... - mruknęłam. Mój głos łamał się, a ja czułam, że byłam na skraju szaleństwa. - Co... to niemożliwe... ale... - chwyciłam się za głowę - przecież to do cholery jasnej jest nieprawdopodobne...

  - A jednak - znów odezwał się kot. Tym razem zobaczyłam, jak porusza się jego pyszczek i...

  Zaczęłam zbyt głośno oddychać. Trochę histerycznie. Usiłowałam wmówić sobie, że przecież takie rzeczy się zdarzają, że zjawy wchodzą w różne przedmioty, ludzi, zwierzęta, że przecież to dla mnie nie powinno być niczym nowym, ale... było. Bo duchy nigdy nie potrafiły mówić, gdy znajdowały się w ciałach zwierząt, a pół wampir nie potrafił dostrzec zjawy. To, co działo się w tym domu, było chore i nieprawdopodobne, jak w domu wariatów. Chyba oszalałam, pomyślałam, patrząc na zwierzę siedzące elegancko na kanapie. To się nie dzieje naprawdę, Alice. To tylko sen...

  Chciałabym.

  Blake spiorunował wzrokiem swojego kota i warknął:

  - Nie pomagasz, Les.

  On powiedział do niej Les. Cholera.

  Przystanęłam i wzięłam kilka głębokich oddechów. Musiałam w końcu odzyskać trzeźwość umysłu. To nie było normalne, bym tak reagowała na taką wiadomość. Przecież nie pierwszy raz w moim życiu działo się coś nienormalnego - moja matka, jedna z najlepszych Żniwiarek, zginęła z ręki zjawy, czternastoletnia Alice musiała zająć się swoim młodszym rodzeństwem, bo jej tata i starszy brat nawalili, a ona sama zakochała się w pół wampirze, który był dla niej niedostępny. To był po prostu kolejny, oderwany od rzeczywistości dzień Alice Connor. Żadna nowość, potarzałam sobie. To przecież często się zdarza...

  Nigdy nie myślałam, że Blake Halloway żyje w takim... syfie. Serio. Zawsze wyobrażałam sobie, że jego życie jest idealne, ma wszystko, czego tylko zapragnie. Myślałam, że wiedzie spokojny żywot, jak każdy człowiek, bo w końcu był w jakiejś części zwykłą istotą pozbawioną mocy. Nie sądziłam, że może widzieć zjawę i... że ta zjawa może być... jego kotem. Miałam nadzieję, że Blake okaże się normalny. Że będę mogła marzyć o NORMALNYM życiu z nim, a nie NIENORMALNYM.

  Spojrzałam mu w oczy. Jego niebieskie tęczówki wyrażały skruchę i lekki niepokój, ale tym razem nie zmiękczyło mi to serca ani nie rozpuściło mózgu. Pozostałam odporna na działanie jego oczu, przynajmniej na tę chwilę.

Śpiew ŚmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz