~5~

3.1K 232 12
                                    

  Rano obudziła mnie Tibby, potrząsając mocno moim ciałem. Mimo że moja młodsza siostra była drobna i wydawała się nieszkodliwa, była dość silna, choć nie lubiła tego pokazywać. Tibby wolała uchodzić za delikatną i słabą istotkę, a ja nie rozumiałam, dlaczego. Dwunastolatka nigdy jakoś nie przejawiała chęci, by zostać najlepszym Żniwiarzem na świecie, a przecież o tym marzyło każde małe dziecko urodzone w Cimeterium.

  Spojrzałam na nią spod przymrużonych powiek i musiałam przez chwilę się zastanowić, jak ona ma na imię i kim ja sama jestem. Dziś zapadłam w dość głęboki sen, a to wszystko dlatego, że wieczorem odbyłam jedną z trudniejszych rozmów. Musiałam powiedzieć rodzinie, że wybieram się do świata ludzi. Że chcę wybadać sprawę morderstw w Nowym Jorku. Że usilnie staram się zniszczyć samą siebie, chcąc zamieszkać z Blake'em i Esme.

  Tak, byłam chyba masochistką.

  - Al, Jared się obudził - szepnęła Tibby z zaniepokojoną miną. Miała na sobie swoją różową piżamkę, a jej włosy były rozczochrane. Już na pierwszy rzut oka widać było, że jest moją siostrą. - I prosi o pomoc.

  Uniosłam się na łokciach, chcąc odzyskać choć trochę kontroli nad moimi myślami i tym, co działo się przede mną. Zamrugałam kilka razy.

  - Jared? Obudził się? Prosi o pomoc? - zapytałam, nic nie rozumiejąc.

  Tibby pokiwała energicznie głową, przygryzając dolną wargę niepewnie.

  - Wołał o pomoc, więc do niego weszłam i...

  To natychmiast przywróciło mi poczucie rzeczywistości.

  - Co? Weszłaś do jego pokoju? - Zerwałam się z łóżka, czując jak krew w moich żyłach zamarza. - Przecież ja i Dean mówiliśmy wam, byście tam nie wchodzili!

  - Ale... - Tibby zbladła - on tak prosił...

  - Nosz cholera - warknęłam i wybiegłam z pokoju, kierując się w stronę pomieszczenia, które znajdowało się obok. Po drodze minęłam zaspane Ness i Tess, które właśnie wyszły ze swojego pokoju i rzuciły mi smutne spojrzenie. Wczoraj, gdy dowiedziały się, że jednak wyjadę na kilka dni, bardzo płakały. - Dziewczynki, pójdźcie z Tibby na śniadanie.

  Dwunastolatka zaczęła:

  - Ale Alice... Ja chcę pomóc...

  Stanęłam przed drzwiami od pokoju Jareda i spiorunowałam młodszą siostrę wzrokiem. Wiedziałam, że nie powinnam być aż tak ostra, ale gdy tylko sobie pomyślałam, czego świadkiem musiała być Tibby... Aż mnie krew zalewała.

  - Nie - rzuciłam i bez wahania weszłam do pokoju Jareda Connora.

  Jared zawsze był trochę zamknięty w sobie i wycofany ze społeczności. Cichy i sprytny dość szybko zdobył miano jednego z lepszych Żniwiarzy Śmierci. Nigdy nie lubił mówić zbyt wiele o sobie, dbał bardzo o honor naszej rodziny i nie akceptował tego, że nie byłam taka jak reszta dzieciaków. Jared nigdy nie przepadał za swoim młodszym rodzeństwem, co zawsze było dla mnie zagadką. Za co nas tak nie lubił? Czemu nas odpychał? Nigdy nie bawił się ze mną i z Deanem w piaskownicy... A po śmierci mamy było tylko gorzej - w ogóle się nami nie opiekował, zaczął chodzić na imprezy, przestał polować na zjawy, popadł w alkoholizm i zaczął brać dragi.

  Teraz patrząc na niego, gdy siedział na swoim łóżku chudy, spocony i wyraźnie wkurzony, nie czułam prawie nic. Jared miał się nami zająć. Miał zapewnić dzieciakom dobre życie, opiekować się nami. Wiedziałam, że to było za dużo, jak na jedną osobę, ale przecież ja i Dean nigdy byśmy go nie zostawili. Pomoglibyśmy mu. Ale nie, Jared zdecydował, że porzuci nas dla alkoholu i dragów.

Śpiew ŚmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz