~4~

3.3K 246 7
                                    

  Alexander pierwszy mnie zobaczył, ale chyba mnie nie poznał, bo od razu przeniósł swój wzrok na kogoś innego. Widocznie nadal pamiętał mnie jako małą, grubszą trzynastolatkę, która była wkurzającą dziewczynką, ale zmieniłam się. Wyglądałam teraz zupełnie inaczej niż kiedyś i wcale się nie dziwiłam, że ktoś taki jak on, kto miał ze mną styczność przez jedną krótką chwilę, nie poznał mnie. Natomiast Alex Castor nie zmienił się praktycznie w ogóle - jego ciało nadal oplatały tatuaże, włosy nadal były tak samo ciemne, a oczy niebieskie. Diana niby też się nie zmieniła, ale... jednak była trochę inna. Wyglądała poważniej, nie tak dziewczęco, jak kiedyś. Była teraz kobietą, matką, a to chyba potrafiło zmienić człowieka o sto osiemdziesiąt stopni.

  Powoli zaczęłam zmierzać w stronę tamtego stolika. Nie miałam wątpliwości, że to oni do mnie przyszli i chcieli się ze mną widzieć, ale nie wiedziałam, czemu mieliby tutaj przychodzić. Co było tak ważne, że zeszli do Trupiarni? Bo chyba nie przyszli tu w odwiedziny, nie? Ostatni raz widziałam Dianę pięć lat temu, więc gdyby chciała mnie odwiedzić, zrobiłaby to chyba dawno temu, prawda? Musiało więc chodzić o coś poważnego.

  Stanęłam obok stolika, krzyżując ręce na piersi. I Diana, i Alex spojrzeli na mnie jednocześnie. W oczach kobiety zobaczyłam błysk zrozumienia i zaskoczenia i, szczerze mówiąc, byłam z tego powodu dość zadowolona. Byłam ciekawa, co sobie o mnie pomyślą ludzie, których nie widziałam od dawna.

  Alex obrzucił mnie złowrogim spojrzeniem i powiedział:

  - Prosiliśmy, by przyszła tu Alice Connor, a nie jakaś pieprzona kelnereczka.

  - Ta pieprzona kelnereczka nazywa się Alice Connor - burknęłam i wzięłam się pod boki - i nie życzy sobie, by ktoś mówił o niej w taki sposób, jasne? Nie jestem kelnereczką.

  To na chwilę wyciszyło Castora.

  Diana patrzyła na mnie od góry do dołu, a ja przywołałam w pamięci moment, gdy spotkałyśmy się po raz pierwszy. Byłyśmy wtedy z Esme, Ellą Martin i Blake'em w domu Jansenów, gdzie przebywała Belinda, wspólniczka Mauvisa Drake'a. W tamtym okresie nie miałam zbytnio pojęcia, kim był ten cały Drake, mimo że uczyli o nim w naszej szkoły dla Żniwiarzy, ale jak już wspominałam, byłam niezbyt dobrą uczennicą. W każdym razie to właśnie wtedy poznałam Dianę. Zawsze była ładną dziewczyną, choć nie należała do typowych piękności z pierwszych stron gazet. Była niska, drobna i w niektórych miejscach zbyt koścista. Tamtego dnia nie miałam pojęcia, że jest w ciąży, domyśliłam się kilka dni później, gdy uciekłam do posiadłości Jansenów z motelu, w którym odkryłam prawdę o Blake'u Hallowayu. Wtedy poczułam, że płynie od niej życie, zbyt intensywnie niż zazwyczaj, gdy spotykałam żywych ludzi. Czułam wtedy, jakby pod jej skórą znajdowała się kolejna dusza. 

  Alex i Diana pasowali do siebie jak pies i kot. On był wyluzowany, ubierał się jak ktoś, kto słucha metalu. No wiecie, czarne ubrania, tatuaże, kolczyk w wardze. Diana natomiast była poukładana i wymuskana. Ubierała się w wykrochmalone koszule i spódnice do kolan. Z daleka mogłoby się wydawać, że w ogóle do siebie na pasują, ale... wyglądało na to, że jednak coś ich łączyło, skoro nadal byli razem.

  Diana uśmiechnęła się do mnie nieśmiało.

  - Alice? To naprawdę ty?

  Westchnęłam głośno, nieco już zniecierpliwiona tym, co się teraz działo. Chciałam już wiedzieć, po co tu przyszli i czego ode mnie chcieli. Nie znałam ich dobrze i nie miałam zbyt wielkiej ochoty, by z nimi rozmawiać. Pragnęłam rozegrać to szybko.

  Rozejrzałam się. Homer wrócił za bar, a niektórzy faceci już domagali się dolewki. Nie mogłam zbyt długo rozmawiać.

  - Jeżeli chodzi ci o tę małą, grubą idiotkę, którą spotkałaś pięć lat temu, to tak, to ja. - Spojrzałam na nich. - Co tu robicie, jeżeli mogę wiedzieć? I po co mnie do siebie wezwaliście?

Śpiew ŚmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz