47. Pamiętasz gdy?

23.8K 1.4K 402
                                    

Czułam się dosłownie wyczerpana całym dzisiejszym dniem, nie byłam zdecydowanie na to przygotowana w najmniejszym stopniu. Na moich policzkach były zeschnięte ślady łez z poprzedniej nocy oraz ból moich nóg, gdy tylko się spróbowałam poruszyć. Byłam po prostu wycieńczona tym, co wczoraj przeżyłam, gdyż było to dla mnie ogromne wyzwanie. W końcu zmusiłam samą siebie, aby wyłączyć budzik, lecz nie miałam ochoty iść do szkoły. Już i tak zostało kilka dni do zakończenia naszego roku, więc nie widziałam sensu w pojawianiu się na lekcjach. Przetarłam oczy, podnosząc swoje zmęczone ciało z łóżka i nasunęłam na stopy moje puchowe kapcie, uprzednio uwijając się cała kołdrą, gdyż pogoda za oknem była do kitu. Zeszłam po schodach na dół, kierując się odgłosami smażonego dania na patelni i zastałam swojego brata, a raczej jego tył sylwetki. Oparłam się o framugę drzwi, patrząc sennie na chłopaka.

- David? - mruknęłam pod nosem, obserwując jak wyłącza gaz i nakłada sobie mięso na talerz. Uniósł brew pytająco, niemo nakazując mi, abym mówiła dalej. - Mogę nie iść do szkoły?

Nie myślcie, że mogłam sobie robić to co chciałam, mimo że teoretycznie miałam osiemnaście lat, to nadal David robił za mojego ojca i sprawował nade mną wszelką kontrolę. Nie mogłam nie iść do szkoły od tak, czy wychodzić gdzie chcę. Zawsze musiało to być za jego zgodą.

David spojrzał na mnie uważnie, parskając śmiechem. Zabawne w tej sytuacji było to, że brat sam olewał szkolne obowiązki, ale jeśli chodzi o mnie to robił mi wywody.

- Nie. I tak ci na dużo pozwalam, mama ostatnio mnie o to opieprzyła.

- Chodzę dzień w dzień do szkoły, nic się nie stanie jak nie pójdę raz. Posprzątam w domu i wypiorę twoje rzeczy - westchnęłam, wiedząc, że to jedyne wyjście, aby go przekonać. David nie odpowiedział już nic, więc przyjęłam to jako zgodę. Zadowolona ruszyłam na górę, opadając na łóżko ponownie. Próbowałam zasnąć, jednak z myślą, że nie muszę iść do szkoły całkowicie odechciało mi się spać. Kręciłam się chwilę, aż wyjęłam telefon spod poduszki, sprawdzając wszystkie portale społecznościowe, wstawiając jedno ze zdjęć, które zrobiłam na wczorajszym koncercie. Kiedy ból głowy mi nie ustąpił, postanowiłam wziąć jakąś tabletkę z nadzieją, iż uśmierzy mój ból. Włączyłam radio w pokoju i zaczęłam sprzątać w pokoju, nie siląc się nawet na zdjęcie piżamy, gdyż była wystarczająco wygodna i ciepła. Poskładałam kilka ubrań, zawiesiłam na wieszakach, odkurzyłam i zabrałam się za zrobienie prania, które nie trwało długo, gdyż miałam już w tym wprawę. Skończyłam wszystko robić po godzinie i wtedy byłam już wolna. Powróciłam na dół z zadowolonym uśmiechem, mając ochotę na zrobienie kruchych ciasteczek. Szczerze mówiąc była to jedna z niewielu rzeczy, które potrafiłam przyrządzać. Zawsze to David gotował w naszym domu lub mama. Właśnie wyjmowałam odpowiednie składniki, kiedy brat ściągnięty do pomieszczenia przez hałas postanowił się dołączyć.

- Zacznij to mieszać, a ja ustawię piekarnik i przygotuję blachę - oznajmił po kilku minutach, a ja ochoczo pokiwałam głową, czując, że zaczyna kręcić mi się w nosie, co spowodowało kichnięcie.

Zaklęłam, kiedy musiałam wierzchem dłoni wycierać swój policzek z białego proszku, jednak to tylko pogorszyło sprawę i wyglądałam, jakbym wpadła twarzą w miskę pełną mąki. Zdarzało mi się to za każdym cholernym razem.

- Może masz na coś alergię? - zasugerował rozbawiony David, zerkając na mnie przez ramię, gdy pochylał się przy piekarniku.

- Na twoją głupotę - mruknęłam, specjalnie brudząc swoje dłonie pozostałą mąką i czekałam, aż podejdzie do blatu i gdy się tak stało, przesunęłam dłońmi po jego twarzy, wyczuwając przy okazji kilkudniowy zarost.

Project 98 | j.bWhere stories live. Discover now