Rozdział 21

760 55 30
                                    


Biegła ile sił w nogach, choć cel nie zdawał się przybliżać ani trochę. W końcu dopadła ludzi niosących na noszach bezwładne ciało. Ręka wysunęła się spod srebrno-złotej folii i zwisała teraz z boku apatycznie. Krople wody ciągle z niej spływały i kapały na ziemię znacząc drogę, którą przebywali ratownicy, by dojść do karetki.

Evelynn nie chciała na to patrzeć. Jednak jakaś siła zmuszała ją, jakby sama nie do końca była pewna, czy to co widzi jest prawdą.

Gray? Grayson? Czy to jest on? Czy to ciało bez życia to on?

Jej świat zasnuła mgła łez. Evelynn spojrzała w kierunku wody wyobrażając sobie kogoś innego w jej brutalnej toni. Grayson nie zasługiwał na to. Był najlepszym człowiekiem jakiego znała. Kochającym, troskliwym, zawsze przy niej. Nie miała pojęcia kim była ta tajemnicza postać na moście, ani dlaczego to zrobiła. Myśl o tym rodziła w niej niewyobrażalną złość. Nienawiść do tej osoby i do siebie samej przepełniała ją całą. Gdyby nie zachowała się tak głupio, gdyby go nie zostawiła, gdyby potrafiła być normalną dziewczyną...

Przetarła szybko oczy i podbiegła do lekarzy, którzy wnosili już jego ciało do pojazdu. Przerażenie wstrząsnęło nagle całym jej ciałem, jakby w końcu jej mózg uświadomił sobie co się właściwie stało. Odepchnęła ubranego na czerwono ratownika i dopadła do Graysona. Przytuliła się do jego zimnego i mokrego ciała przez śliski materiał folii. Lament wydostał się z jej gardła. Powietrze nie chciało napełnić jej płuc, serce biło bardzo mocno rozsadzając pierś. Poczuła pod dłonią jego mokre włosy, kiedy ktoś brutalnie pociągnął ją za ramiona.

- Nie może pani tutaj być. Proszę się odsunąć - powiedział niski, męski głos nieznoszący sprzeciwu. Chciała jeszcze raz dostać się do chłopaka, ale drzwi karetki zatrzasnęły się i odjechała z piskiem opon i głośnym sygnałem raniącym uszy.

Evelynn nie mogła już patrzeć na wszechobecnych policjantów w swoich grubych mundurach. Ciekawskich ludzi z telefonami w rękach i żółtą taśmę oplatającą drzewa i wszystko wokół. Miała ochotę krzyczeć. Dorwać człowieka, który to zrobił i go zabić.

Chwiejnym krokiem doszła do jezdni, by zamówić taksówkę, ale czyjaś wielka dłoń spoczęła na jej ramieniu. Odwróciła się spanikowana. Za nią stał wysoki policjant z kamienną twarzą i zaciśniętymi ustami.

- Czy jest pani świadkiem tego, co się wydarzyło? - zapytał. To pytanie wezbrało kolejną falę gniewu. Zmusiła się, by pokiwać głową.

- W takim razie zapraszam ze mną.

~~~

Przesłuchanie zdawało się ciągnąć bez końca. Rozmawiała z policjantką, która zadawała różne bezsensowne pytania. Evelynn kilka razy wybuchła niepohamowanym płaczem powodując jeszcze większe niezadowolenie na twarzy kobiety. w pewnym momencie dziewczyna nie mogła wytrzymać tej ignorancji. Z rozgoryczeniem wstała szurając ciężkim, metalowym krzesłem o podłogę powodując nieprzyjemny zgrzyt rozdzierający ciszę. Kobieta podniosła na nią leniwy wzrok spod długich rzęs.
Evelynn dopadła klamki, ale w momencie gdy ją dotknęła, usłyszała ostatnie pytanie z ust policjantki.

- Znała go pani?
Długo zastanawiała się nad odpowiedzią.

- Tak.

~~~

Wbiegła do szpitala rozglądając się przerażona. Zobaczyła recepcję i pobiegła w tamtym kierunku wpychając się między niezadowolonych ludzi. Może i była egoistyczną wiedźmą myślącą tylko o sobie, ale w tym momencie runął główny filar podtrzymujący całe jej życie.

Mrs. NobodyWhere stories live. Discover now