Rozdział 8

1.3K 87 18
                                    


Matka stała sama w kuchni odwrócona do mnie tyłem. Mieszała coś na patelni mrucząc pod nosem. Drugą ręką próbowała nieudolnie otworzyć solniczkę.

Kiedyś była świetną kucharką. Wszystko, co wychodziło spod jej rąk było pyszne.
Potem zaczęło się coś psuć. Często czułam spaleniznę, gotowała coraz rzadziej, a moje ulubione dania przestały kojarzyć się z dzieciństwem i radością, a z kłótniami i bólem. Wtedy często byłam bita.

Jedzenie nie zdołało ukryć odoru alkoholu i szyjki butelki wystającej ze śmietnika.

Wzięłam jedynie jabłko, choć nie jadłam jeszcze dzisiaj nic i ruszyłam ku wyjściu chcąc uciec do swojego pokoju. W tym momencie matka złapała mnie za ramię. Jej palce mocno zaciskały się na mojej skórze. Wyrwałam się momentalnie.

-Gdzie byłaś? - zapytała.

- Nigdzie - odburknęłam. Nie obchodziła mnie w tym momencie jej ciekawość. Dziwne, że w ogóle zauważyła moją nieobecność.

- Martwiłam się - rzekła, ale ja jej nie uwierzyłam. Wcale się nie martwiła. Grała dobrą matkę. Grała. Moje całe życie to jakaś cholerna gra.

Nic nie odpowiedziałam.

~~~

Podczas przerwy obiadowej postanowiłam wyjść przed szkołę, by odetchnąć od wszechobecnego hałasu i zaduchy.

Usiadłam na schodach przed wejściem i omiotłam wzrokiem cały dziedziniec. Moją uwagę przykuła dziewczyna z krótkimi, niemal białymi włosami ubrana w czarną spódniczkę i kurtkę z kolorowymi cekinami. Wyglądała bardzo dobrze, a jej przyjaciele wcale nie gorzej.

Chłopak stojący obok niej odwrócił się i spojrzał na mnie, a świat nagle się zatrzymał. Ziemia przestała się kręcić. A my patrzyliśmy się na siebie. 

Znałam te włosy. Ten ostry profil i szeroki uśmiech.

Było za późno, żeby uciekać, żeby odwrócić się i odejść, więc siedziałam tylko głupio w bezruchu czekając na coś. Aż odwróci się i będzie kontynuował rozmowę ze swoimi znajomymi. Może pomacha ręką, a ja będę mogła uciec. Właściwie całe moje życie się składa z ucieczek.

Nie spodziewałam się tylko, że zacznie iść w moją stronę. Spanikowana zaczęłam gnieść w dłoni materiał żółtego swetra. 

Uśmiechnął się do mnie, a ja nieśmiało odwdzięczyłam się tym samym. Dreszcz przebiegł po moim ciele.

Boże, był piękny.

Pochłaniałam wzrokiem każdy, najdrobniejszy szczegół jego twarzy, rąk i dłoni. Nie mogłam od niego oderwać wzroku, jakby otaczała go dziwna aura przyciągania.

Gdyby on wpatrywał się we mnie, tak jak ja w niego, na pewno najpierw potknęłabym się, zleciała ze schodów, a potem zamiast wstać, wpadła na drzewo i złamała kark. Nawet nie wiem jak.

Usiadł obok mnie. Znowu zdałam sobie sprawę z jego ostrej linii szczęki i wspaniałego koloru oczu. Nie ośmieliłam się w nie spojrzeć.

- Cześć - powiedział zwyczajnie - Jak się trzymasz? - usłyszałam troskę w jego głosie. Od razu poczułam się skrępowana.

Mrs. NobodyWhere stories live. Discover now