Rozdział Piąty

6.3K 485 58
                                    

Mulat zaprowadził mnie do przestronnej kuchni, trzymając moje ramię na wszelki wypadek. Zapewne żadne z nas nie chciało bym upadł i zrobił zrobię niepotrzebną krzywdę. Przynajmniej tak mi się wydawało.

Pomógł mi także usiąść na krześle i przysunąć się do stołu. Było mi źle z tym, że nawet tego nie potrafiłem zrobić sam. Naprawdę jestem tak bardzo bezużyteczny w tej chwili?

- Na co masz ochotę? - zerknął na mnie spod czujnego oka, stojąc przy szafkach kuchennych, przodem do wyspy. Nie odpowiedziałem, dlatego zacisnął dłonie na blacie, patrząc na mnie z ułożonymi w cienką linię ustami - Mogą być płatki? - burknął, a ja jedynie przytaknąłem - Mógłbyś w końcu zacząć mówić, omego - wyciągnął miskę i łyżkę z szafek, po czym przygotował dla mnie płatki na mleku, które położył na stole przede mną.

- Jesteś alfą? - spytałem cicho, bawiąc się swoimi wyłamanymi palcami.

- Nie czujesz tego? - mulat przyglądał mi się z uwagą, a potem odsunął krzesło obok i usiadł, wciąż nie odwracając ode mnie oczu. Zagryzłem nerwowo dolną wargę przez chwilę zupełnie nic nie robiąc, jednak w końcu pokręciłem powoli głową - Jak to możliwe? - dopytywał.

Wzruszyłem ramionami i kiedy w końcu odważyłem się na niego spojrzeć, moje policzki pokrył pokaźny szkarłat.

Patrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami, co robił dość często w moim towarzystwie. A to zwyczajnie zbijało mnie z tropu, ponieważ nie wiedziałem, co sobie o mnie myśli

- Byłeś w niewoli? - lustrował spojrzeniem moje ciało, aż w końcu zatrzymał je na mojej szyi, gdzie miałem zrobiony opatrunek - Cholera, masz już cały zakrwawiony bandaż - wstał, chwytając moją rękę i ciągnąć do łazienki, gdzie byliśmy dziś już dwa razy. Posadził mnie na brzegu wanny, po czym wyciągnął apteczkę, z której wyjął potrzebne rzeczy - Jak skończę zmieniać ci opatrunek, zjesz płatki i zaprowadzę cie do pokoju, gdzie odpoczniesz - mruknął, zdejmując bandaż i plastry. Zaczął przemywać moją ranę, a wtedy zapiszczałem, odsuwając się - Wiem, że boli, ale bądź facetem, Niall - chwycił mocno za moje ramię, przyciągając na poprzednie miejsce - Robię to dla twojego dobra, do cholery - warknął, tracąc cierpliwość. Wrócił do czyszczenia rany i tym razem znów uciekłem - Niall - powiedział głosem alfy.

Przełknąłem ciężko ślinę, kuląc się i wracając dobrowolnie na miejsce. Ostatecznie siedziałem w bezruchu, mimo że bolało, kiedy nakładał nowy opatrunek.

- Gotowe - oświadczył. Schował apteczkę, złapał moją dłoń i poprowadził powoli do kuchni.

- Jak masz na imię? - spytałem szeptem, patrząc na jego profil z ukradka.

- Czy to ważne? - zerknął na mnie z uniesioną brwią.

- Chciałbym znać imię osoby, która mnie ratuje.

- Niall, kochanie - zachichotał dziwnie - Nie robię tego bezinteresownie - uśmiechnął się nikle pod nosem, mając skierowaną głowę na wprost - Ale jeśli musisz wiedzieć, jestem Zayn.

Przełknąłem nerwowo ślinę.

- Czego ode mnie oczekujesz za pomoc? - szepnąłem zestresowany.

- Wszystko w swoim czasie, spokojnie - mruknął, obdarzając mnie ostatnim spojrzeniem - Ach, i spaliłem tą przeklętą obrożę. Miała w sobie czipa namierzającego twoje położenie.

Od autorki: Ten weekend zleciał zdecydowanie za szybko 😰

Alpha || ziall ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz