[16] W obronie oddziałów

Start from the beginning
                                    

Po paru chwilach deszcz zaczął narastać aż w pewnym momencie po prostu lunęło. Litry deszczu spadały z nieba tworząc rozległą mgłę przez, którą ledwie było co widać. Levi wydawał się być przejęty, jednak skupiony na zadaniu. 

- Słuchać mnie wszyscy! Trzymajcie się wszyscy w grupach, pod żadnym pozorem nie rozstawajcie się z towarzyszami! Gdy zauważycie tytana, nie walczcie z nim tylko po prostu sprytem go omińcie! - krzyknął upewniając się, że wszyscy go słyszą. 

Tak jest! - krzyknęli wszyscy po chwili.

Jechaliśmy tak w ciszy. Mam wrażenie, że rozstaliśmy się z pozostałymi oddziałami i jechaliśmy aktualnie w jednym połączonym oddziale Levi-Watson. Deszcz nie ustawał, nadal było ledwo co widać. Z trudem unikaliśmy napotkanych tytanów. Po paru minutach drogi usłyszałam dziwne charczenie dobiegające za nami z tyłu. Tytan? Ale skoro jeszcze nie zaatakował to znaczy, że to musi być... Odmieniec? No super, odmieńca już tak łatwo nie ominiesz. Wygląda na to, że tylko ja o tym wiem gdyż reszta jechała normalnie skupiona. Postanowiłam zareagować nim będzie za późno. Nachyliłam się do jadącego obok mnie Levi'a i szepnęłam...

- Za nami biegnie odmieniec. Nie mamy wyboru musimy atakować. - szepnęłam cicho. 

- Natahlie, to nam się nie uda. Prędzej przy zamieszaniu sami przez przypadek się pozabijamy. 

- Czyli wiemy już co robić. - mówiąc to zawróciłam konia i pognałam w stronę tytana krzycząc do wszystkich - Jedźcie prosto do obozu, za nami biegnie odmieniec! Załatwię go a potem do was dołączę! 

Biegłam w deszczu myśląc, co mogłabym zrobić. Nie zauważyłam nawet tego, że Levi biegł tuż za mną.

- Myślałaś, że zostawię cię samą? - wystraszyłam się na dźwięk jego głosu. 

Nic nie odpowiedziałam. To robota trudna i wymagająca pełnego skupienia. Nasze ruchy muszą być zmobilizowane i płynne, by przez przypadek siebie nie zranić. Na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się proste, a jednak... Deszcz nie ustawał, co uniemożliwiało nam wiele pomysłów na pokonanie odmieńca. Ostatecznie zaatakowaliśmy jego nogi. Po chwili tytan padł na ziemię i jedyne co robił to starał się podnieść lub sięgać rękami po nas. Udało mu się złapać mnie, jednak szybko się wyrwałam. W zasadzie, wyglądał na jednego ze słabszych tytanów. Po jakiś pięciu minutach już leżał martwy. Dopiero potem pojawiły się większe kłopoty. Z deszczu wyłoniło się dwóch tytanów idących w naszą stronę. Wyglądali na o wiele potężniejszych niż poprzedni. Szykowaliśmy się do ataku, jednak deszcz nie dawał nam spokoju. Do niego zerwał się jeszcze dość silny wiatr. Przepis na czystą masakrę. Takie wyzwania lubię od czasu do czasu. Postanowiliśmy, że każde zajmie się jednym. Tak też zrobiliśmy. Jednak już na samym początku walki było widać różnicę między siłami tych a poprzedniego. Oboje byliśmy zajęci walką, dlatego nie widziałam jak mu szło. Niestety, ten dzień nie należał do moich szczęśliwych. Ból w nodze, jeden ogromny ból wystarczył by zaprzepaścić szansę na szybką i dobrą walkę. Przez ból nie mogłam się wybić od ciała tytana, ani się zakręcić, dlatego za nic nie mogłam porządnie trafić mu w kark. Ten za to wykorzystując moją chwilę słabości, chwycił mnie i zamknął w silnej pięści po czym upewniając się, że nie dam rady mu się wyrwać. Z wielką siłą rzucił mną w niedalekie drzewo. Było słychać jedyne mój krzyk. Bałam się. W końcu walnęłam w jedną z gałęzi, po czym spadłam na ziemię z dużej wysokości. Ból przeszył całe moje ciało. Nie mogłam niczym ruszać, ewentualnie bolesny ruch ręką by sięgnąć po ostrze, które upadło gdzieś obok mnie. Chyba wykorzystałam już limit mojego pecha w ciągu dnia, gdyż jako finał całej tej okropnej sytuacji, ta gałąź w którą przed chwilą walnęłam upadła wprost na moją nogę. Przeraźliwy ból znów opętał moje ciało. Świat naprawdę nie ma dziś dla mnie litości. Potem wszystko stało się ciemne i ciche...

Attack on Titan | HopeWhere stories live. Discover now