Part 17 | Spieprzyłeś to, Hemmings...

293 30 7
                                    

Lilly P.O.V.

- Nie, No to jest nie fair! Przecież nie tylko my byliśmy na tej imprezie i nie jesteśmy za wszystko odpowiedzialni!- "mówiłam" wściekła i szorowałam podłogę.

Naciskała taką siłą na mopa, że jego kij wyginał się w różne strony.

- Lilly, zaraz zmiażdżysz ten kij! Postaw się na miejscu tego mopa! Jakaś laska go ściska, maca i szoruje...- zaciął się Calum, a ja patrzyłam na niego jak na debila.- Chociaż mi by to sprawiało przyjemność, więc rób tak dalej.- puścił mi oczko, od razu wychwyciłam ten podtekst seksualny, ale nie zamierzałam tego komentować. Przewróciłam oczami i powróciłam do mojego, poprzedniego zajęcia, czyli narzekania i krzyczenia...

- Ja serio nie rozumiem czemu wy wszyscy macie jakąś zrąbaną psychikę...- westchnęłam.
- Jak to mówią: Tylko dziwni są coś warci, czy jakoś tak?- powiedział niewiele myśląc chłopak.
- Dobra, dobra... Ale czemu tylko my mamy szorować podłogę?!- prawie krzyknęłam z nadmiaru negatywnych emocji.
- No, a wolałabyś zwiedzać jakieś głupie muzeum? Jeżeli szybko skończymy prace, będziemy mieli dużo czasu wolnego. Te lamusy wracają z tej wycieczki dopiero wieczorem.- powiedział, aby mnie uspokoić.
- W sumie masz racje, ale to nie zmienia faktu, że to nie fair! Nawet co do Luke'a, który ma "najgorszą" prace! Powinien czyścić kible czy coś, przecież to on to wymyślił!
- Ja bym tam wolał grabić liście i wylizywać kible z gówna niż słuchać twojego gadania.- powiedział, a gdy ja spojrzałam na niego groźnym wzrokiem ten posłał mi całuska w powietrzu.

Wzięłam mokrą ścierkę, rzuciłam nią prosto w jego twarz i wystawiłam w jego stronę język. Bingo, Calum ma brudną ścierkę na mordzie! Jaki piękny widok!

- Suka!- powiedział i także wystawił w moją stronę język
- Debil!- odpyskowałam.
- Może i debil, ale jaki przystojny...- rozmarzył się Calum.
- Szoruj, księżniczko, szoruj...- westchnęłam i oboje wróciliśmy do pracy.

Po piętnastu minutach rzetelnej pracy podłoga w pomieszczeniu, gdzie wcześniej była impreza lśniła. Byłam z nas dumna. Odłożyliśmy nasze "narzędzia" do schowka tutejszego... woźnego? W sumie nie ważne...

- Wreszcie koniec!- wrzasnął Calum wymachując rękami do góry jak opętany. Wyglądało to na serio komicznie!
- No to co? Idziemy do domu i co dalej?- zapytałam, bo jest dopiero jedenasta godzina.
- Możemy pooglądać jakieś filmy, nie wiem coś się wymyśli...- posłał mi uroczy uśmiech i skierowaliśmy się do wyjścia.

Cały czas idąc zaczęliśmy rozmawiać, na niebie zauważyłam typowo burzowe chmury. Lada moment zacznie padać. Biedny Luke, wyczujcie ten sarkazm...

- Calum, kiedy dokładnie są te zawody z koszykówki w Ameryce?- zapytałam nagle.
- Jakoś tydzień po naszym powrocie do Sydney, jedziesz?
- No chyba muszę, tak mało razy byłam na treningach, a dziewczyny nie mogą zostać same...- powiedziałam lekko drżącym tonem.

Głupio jest mi z powodu tego, że po śmierci ciotki nie chodziłam na treningi, nie było mnie ani razu... współczuje cheerleaderk'ą, musiały sobie radzić po moim, chwilowym odejściu, nie wspomnę już o Maggie, która podobno zmieniła szkołę.

- Oj tam będzie fajnie. Całe trzy dni bez nauki. Tylko pomyśl niedziela przyjazd, rano ostry trening przed meczem, a wieczorem jakieś ognisko czy impreza. Drugi dzień- trening, no a później sam mecz... A trzeci będzie najlepszy cały dzień dla nas, No i oczywiście świętowanie zwycięstwa.
- Jeżeli wygramy.- dodawałam, dobrze pamietam, że tamtejsza drużyna jest bardzo dobra. Jedna z lepszych...
- Na pewno wygramy. Luke i jego 195 centymetrów wzrostu nawrzucają tyle koszy, że głowa mała. SERIO.- dalej mówił jak najęty, mimo, iż jego zdania nie były do końca dobrze powiedziane. Mam wrażenie, że on sam plącze się we własnych myśllach.

Friends or Lovers? Where stories live. Discover now