ROZDZIAŁ 18.1

6.8K 537 17
                                    

W salonie wokół małego stolika zawalonego papierami siedziała spora grupka ludzi; między innymi Shane, Cornelia i Georgie, którzy dyskutowali o czymś dość zawzięcie. Kilku ochroniarzy kręciło się po kuchni, jedząc kanapki i pijąc kawę. Zauważona i obserwowana przez nieznajome mi osoby, poczułam się speszona. Może nie powinnam wychodzić do nich w samej koszulce i majtkach. Albo moje włosy wyglądały na tyle przerażająco, że nie mogli oderwać od nich oczu.

– Dzień dobry – wymruczałam, człapiąc do Shane'a.

Nie przejmując się brakiem odpowiedzi z ich strony, przysiadłam na oparciu sofy i sięgnęłam po koc, okrywając nim nogi.

– Co się dzieje?

– Nic – odparł, odkładając jakiś plik papierów na bok. – Omawiamy sprawy firmy.

– Są jakieś tajne czy mogę zostać?

– Proponuję przejść do kwestii ochrony klanu Południowego, skoro Charlotte jest obecna.

Spojrzałam trochę spod byka na mężczyznę, który mówiąc to, nonszalancko zgasił papierosa w szklanej popielniczce. Niemal warknęłam, gdy bezczelnie przejechał wzrokiem po moim ciele, po czym spojrzał mi prosto w oczy. Palant – pomyślałam, zsuwając się tyłkiem na kanapę, tym samym lądując obok Shane'a.

– Jakich kwestii? – zapytałam.

– Zostałaś przywódczynią głównego klanu. Po tym, co się stało, rozsądnie byłoby pomyśleć nad lepszą ochroną wszystkich rezydencji po południowej części miasta.

– O tak, panie Nadęty, zaraz ci przyniosę mój program wyborczy, który piszę odkąd w ogóle się urodziłam – prychnęłam.

Kilka osób parsknęło śmiechem, próbując ukryć głupkowate uśmiechy. Tylko Cornelia zachichotała głośno, nachylając się nad Shanem i Georgiem, żeby poklepać mnie przyjacielsko po nodze.

– Wiedziałam, że z tobą będzie weselej – szepnęła, po czym wróciła na swoje miejsce.

– Tom, nie bądź takim sztywniakiem. Dziewczyna dopiero co przeżyła koszmar, daj jej się przyzwyczaić do nowej sytuacji – powiedział mężczyzna w białej koszuli i czarnym, wąskim krawacie, który poluźnił. Puszczając mi oczko, upił łyk whisky ze szklanki.

– Nicolasie, sprawy dotyczą twojego oddziału. Na twoim miejscu podszedłbym do tego poważniej – odparł Tom, zdejmując z nosa okulary w srebrnych oprawkach.

– Niech mi ktoś powie, dlaczego on bierze udział w rozmowach dotyczących wampirów? – sapnął. – Przecież ty jesteś odpowiedzialny za sprawy prawnicze, w dodatku zwykłych ludzi.

– Może dlatego, że moimi klientami są śmiertelnicy, którzy u ciebie pracują?

– A może dlatego, że jesteś zrzędliwym pajacem?

– Spokój!– warknął Shane. – Cokolwiek dotyczy firmy, dyskutujemy o tym ze wszystkimi członkami zarządu. A skoro już to sobie wyjaśniliśmy, może w końcu ktoś mi powie czy udało się wpaść na trop Roderick'a albo łowcy? Nicolas?

Słysząc ich imiona, podciągnęłam kolana pod brodę i ciaśniej okryłam się kocem. Powoli zaczynało do mnie docierać, co się stało wczorajszej nocy, i że wcale nie był to jakiś wyimaginowany koszmar. Z drugiej strony, gdy próbowałam przywołać jakiś konkrety moment, obraz był niewyraźny, jakbym podświadomie próbowała o wszystkim zapomnieć. Może tak byłoby lepiej?

– Roderick prawdopodobnie ukrywa się w swojej rezydencji i nie pokazuje się na mieście. Moi ludzie od wczorajszego dnia obserwują okolicę.

We're dead coupleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz