ROZDZIAŁ 7.4

10.9K 867 28
                                    

Przed rezydencją Katherine krążyło mnóstwo samochodów i wampirów. Eleganckie kobiety w sukniach i mężczyźni w garniturach mienili mi się w oczach, gdy Dante parkował na miejscu, wskazanym przez jakiegoś młodego wampira w oficjalnym ubraniu, zapewne wyznaczonego przez Katherine do utrzymania porządku.

Poczekałam aż Dante okrąży auto i otworzy moje drzwi, po czym wysiadłam z jego pomocą. Biorąc go pod ramię, ruszyłam w kierunku wejścia, gdzie tłoczyło się mnóstwo osób, zerkających na nas ukradkiem. Samo przejście przez drzwi trwało niemiłosiernie długo, bo po drugiej stronie stała Katherine, witająca się z każdym z osobna. Dostrzegając nas za parą, z którą właśnie rozmawiała, uścisnęła im ręce i puściła ich, życząc dobrej zabawy.

– Nareszcie jesteście – powiedziała, wykrzywiając w uśmiechu swoje usta wymalowane krwistoczerwoną szminką. – Miałam nadzieję, że będziecie trochę wcześniej.

– Mieliśmy drobne komplikacje – odparłam niedbale. – Widziałaś się może Shanem?

– Shanem? Oczywiście, jest w twoim pokoju, przebiera się. Zaraz powinien...

Ale ja już przestałam słuchać, rzucając prędko do Dantego, żeby tu na mnie poczekał. Musiałam przekonać się na własne oczy, że tam jest, inaczej niepewność i niedowierzanie wykończyłoby mnie psychicznie. Trzymając suknię w garści, wbiegłam po schodach i weszłam do swojego pokoju. Serce mi stanęło, gdy zobaczyłam, jak siedzi przed moją toaletką i wiąże krawat.

– O, Char, co ty tu...

Zanim zdążył skończyć, podbiegłam do niego i walnęłam pięścią w ramię tak mocno, że omal nie spadł z krzesła.

– To za ignorowanie moich telefonów i myśli – powiedziałam, po czym nachyliłam się nad nim i obejmując jego twarz w dłonie, pocałowałam go szybko i namiętnie.

– A to za co? – zapytał, szczerząc się do mnie.

– Za to że żyjesz – odparowałam, prostując się. – Czemu mnie ignorowałeś? Już prawie uwierzyłam, że cię zabili!

– Dlaczego miałbym nie żyć?– spytał, zaskoczony. – Miałem kilka prywatnych spraw do załatwienia, nie chciałem, żeby ktoś mi przeszkadzał.

– Jeśli dowiem się, że byłeś w firmie, a ja musiałam mieszkać z Dantem...

– Nie byłem w firmie, moja sekretarka ci to potwierdzi. I wiem, co się stało między tobą a Katherine. Strasznie mi przykro, Char. Byłem pewien, że w końcu tu wrócisz i będziemy mogli porozmawiać.

– Ale nie wróciłam – odparłam oschle. – Jeszcze przez jakiś czas nie chce tutaj być.

– Jasne, rozumiem. Od jutra będę już u siebie, więc możesz wracać do mnie.

Kiwnęłam głową.

– Schodzisz na dół? Mnóstwo osób już się zeszło.

–Tak, już idę – mruknął, kończąc wiązanie krawat.

Wstał, wziął mnie za rękę i pocałował czule w skroń, mówiąc cicho:

– Kocham cię, maleńka.

Uśmiechnęłam się, czując jak coś ściska moje serce. Coś pomiędzy miłością, wzruszeniem i troską. Może nie do końca byliśmy potworami, które wysysają krew i pozostawiają ludzi na pewną śmierć?

– To dobrze się składa, wiesz? – zaczęłam, kierując się razem z Shanem do drzwi. – Bo na zaproszeniu Katherine napisała Charlotte i Dante Lawrence, więc w razie ewentualnego ślubu, możesz wstać i krzyknąć, że się nie zgadasz.

We're dead coupleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz