Następnego dnia obudziłam się pół godziny przed spotkaniem z łowcą – wilkołakiem. Dawno nie zdarzyło mi się wstać tak późno, ale po szaleńczym bieganiu na plaży byłam totalnie wykończona. Nadal czułam, że mięśnie nie do końca się zregenerowały. Jęcząc, podniosłam się z łóżka i stanęłam przed szafą. Przez dziesięć minut przewalałam jej zawartość, aż wyciągnęłam z niej czerwono – czarny gorset, długie, skórzane spodnie i buty na wysokim obcasie. Wbiłam się we wszystko, rozpuściłam i rozczesałam włosy, a na koniec podmalowałam usta. Uśmiechnęłam się markotnie sama do siebie i powlokłam na dół. Tak mi się nie chciało tam iść, że nie było słów na wyrażenie tego w jednym zdaniu.
Przy wyjściu stała Katherine w długiej, aksamitnej sukni w kolorze krwistej czerwieni. Złote kolczyki dyndały jej na uszach w równym tempie, gdy bujała się na stopach, spoglądając na mnie czujnym wzrokiem. Przeszłam koło niej niewzruszona i sięgnęłam po klamkę. Jedną nogą byłam już na zewnątrz, gdy odezwała się chłodno:
– Mam nadzieję, że nie zrobisz jakiejś głupoty.
Wykręciłam głowę przez ramię i spojrzałam jej prosto w oczy, pytając:
– A czy kiedykolwiek sprzeciwiłam się twojej woli, mamo? Nie rozumiem tylko dlaczego... Dlaczego my musieliśmy się podjąć tej współpracy? Dlaczego to ja mam być jego partnerką?
– Bo ufam tylko tobie.
Patrząc w jej zimne, niebieskie oczy, próbowałam odgadnąć czy mówi to na potrzebę chwili, czy naprawdę mi ufa. Westchnęłam i wychodząc, powiedziałam:
– Postaram się.
– Pamiętaj, że go nie znasz! – zawołała za mną i zamknęła drzwi.
Na dworzu wiał chłodny wiatr, smagając moje nagie ramiona zimnym powietrzem. Objęłam się dłońmi i używając swojej nadludzkiej prędkości w niecałe pięć minut znalazłam się przed drzwiami klubu. Ostatnie, małe zawahanie i weszłam do środka, zmuszając się do lepszego nastroju. Jak zwykle przedarłam się przez tłumy i usiadłam koło Stelli. Tym razem nie była sama.
– Shane, co ty tu robisz? – starałam się ukryć poirytowanie w moim głosie. – Znalazłeś czas, żeby wyrwać się ze swojej firmy? No, nie mogę...
– Dawno się nie widziałem ze Stellą, więc tak sobie pomyślałem, że fajnie będzie posiedzieć sobie razem z wami w klubie, zamiast w domu. Chyba nie masz nic przeciwko?
Machnęłam na niego ręką, zamawiając w myślach drinka u kelnera. Dzisiejsza noc nie przejdzie na trzeźwo. Po chwili postawiono przede mną jasno różowy płyn z palemką – wypiłam go duszkiem i od razu poprosiłam o następnego. Nikt nic nie mówił, wiec spytałam Stelli o poprzednią noc, ukradkiem rozglądając się po sali za łowcą.
– Nieziemsko – szepnęła, podpierając głowę na ręce i robiąc maślane oczy. – Nie pomyliłam się, co do jego kaloryfera. Z resztą do innych rzeczy też. A u ciebie?
Wzruszyłam ramionami.
– Jak zwykle. Shane, polujesz dzisiaj?
– Nie wiem, może. A gdzie podział się Eric?
Przestałam skanować otoczenie i spojrzałam na przyjaciółkę. Jej uśmiech delikatnie przygasł, a oczy posmutniały. Odlatując gdzieś myślami, mruknęła:
– Znów gdzieś się ulotnił. W ogóle nie mogę do niego dotrzeć, zachowuje się jak dziecko.
– Chyba trzeba będzie wpaść do niego w odwiedziny – powiedziałam, pijąc już trzeciego drinka. – Jak on może olewać nasze codzienne kółko wsparcia psychicznego? – zażartowałam, chcąc ją pocieszyć. Tak naprawdę Eric zasługiwał, żeby nasadzić mu kilka kopów w tyłek, a nie na jakieś tam odwiedzinki.
CZYTASZ
We're dead couple
VampireCharlotte Drauffen to atrakcyjna i seksowna wampirzyca, która wydaje się być pogodzona ze swoją nietypową naturą. Problemy zaczynają się dopiero wtedy, gdy zostaje wplątana w prawdziwie szatański plan wymyślony przez przywódczynię jej klanu. No bo...