Rozdział 2

8.2K 323 20
                                    

Wizja imprezy nie kręciła mnie równie mocno, co moje współlokatorki. Następnego dnia zaczynał się rok akademicki, a od rana miałyśmy wykłady. Nie chciałam jednak wyjść na sztywną nudziarę, więc postanowiłam iść z nimi. Po za tym chciałam poznać innych studentów, a to była do tego wręcz idealna okazja. 

O dwudziestej pierwszej byłyśmy gotowe do wyjścia. Dom bractwa znajdował się kawałek stąd, dlatego zamówiłyśmy taksówkę, która zawiozła nas na miejsce. Był wyjątkowo ciepły wieczór, a słońce leniwie chowało się za horyzontem. Tłum ludzi koczował przed wejściem, czekając na swoją kolej, a już z ulicy słychać było głośną muzykę. 

Posiadłość zaskoczyła mnie już na wstępie, bo dom był ogromny i bez problemu przyciągał wzrok. Do drzwi prowadziła alejka z kostki brukowej, ze starannie wykonanym wzorem. Dwie białe kolumny podpierały okazały balkon, a tuż nad dwuczęściowymi drzwiami prowadzącymi do środka, wisiał wykuty w tablicy z kamienia napis: Phi Sigma Pi. Poczułam się nieco onieśmielona, więc chwyciłam Jess za łokieć i podążyłam za nią w głąb podwórka. 

Kolejka szła dosyć szybko, a przy wejściu stało dwóch chłopaków w zielonych koszulkach z nazwą bractwa. Trzymali pojemniki, do których zbierali opłaty za wejście. Bezwstydnie zmierzyli nas spojrzeniami, głupkowato się uśmiechając. 

- 10 dolarów - obwieścił jeden z nich, więc zaczęłyśmy szukać po torebkach określonych banknotów. 

- Ale ty możesz wejść za darmo, odpłacisz mi się inaczej - drugi chłopak nachylił się tuż nad moim uchem, gdy szperałam w kieszeni. Spojrzałam na niego zmieszana, a ten puścił mi oczko i wetknął język w policzek, robiąc powszechnie znany symbol loda. 

- Zapomnij - mruknęłam, przewracając oczami. Niedbale wrzuciłam banknot do jego kubła i ruszyłam za dziewczynami dalej. Weszłyśmy do obszernego salonu połączonego z równie dużą kuchnią. Na piętro prowadziły szerokie schody, a tłum rozszalałych studentów tańczył, pił i bawił się tak, jakby jutra miało nie być. I pomyśleć, że impreza dopiero się rozkręcała. 

- Napijmy się czegoś - zaproponowała Ami, starając się przekrzyczeć dudniące basy. I zanim zdążyłam zareagować, byłyśmy już w drodze do kuchni, która robiła za bufet. Trzeba przyznać, że Panowie obficie się zaopatrzyli, bo było tu mnóstwo alkoholu różnego pokroju - od piwa, przez tequile, gin, aż po wódkę. Jess rozlała wódkę do trzech kieliszków i odstawiła butelkę na blat. 

- Za dobrą zabawę! - wzniosła toast, unosząc swój kieliszek do góry. Postąpiłyśmy tak samo, ostrożnie stukając się plastikowymi naczynkami. Następnie duszkiem wlałam w gardło mocny trunek, mimowolnie krzywiąc się w reakcji na jego gorzki smak. Ohyda.

Po jeszcze jednej kolejce szotów dziewczyny stwierdziły, że chcą potańczyć. Nie chciałam zostać tutaj sama, więc podążyłam za nimi do salonu, który służył jako parkiet. Na prowizorycznej scenie urzędował DJ, który co rusz puszczał jakieś klubowe hity. Wcześniej wyżłopana wódka sprawiła, że czułam się nieco swobodniej. Nie byłam upita, ani nawet podpita, ale za to przyjemnie rozluźniona.  

Niestety moje koleżanki stwierdziły, że taka ilość alkoholu je nie zadowala i muszą pójść wypić coś jeszcze. Takim sposobem ponownie znalazłyśmy się w kuchni, gdzie Jess na nowo wczuła się w rolę barmanki. Nie chciałam pić, więc oparłam się o wysepkę kuchenną tyłem do nich, a przodem do bawiących się ludzi. Przez chwilę pogrążyłam się w myślach nieustannie napastujących mi głowę, ale ktoś bezczelnie postanowił mi przerwać.

- Zatańczymy? - usłyszałam tuż za uchem głęboki, męski głos, przez co wzdrygnęłam się niespokojnie. Przeniosłam wzrok na nieznajomego, który okazał się być wysokim brunetem, o szarych oczach i niezwykle urokliwym uśmiechu. Miał na sobie koszulkę bractwa, a w jego uchu widniał niewielki, czarny tunel. Początkowo zamarłam w bezruchu, nie wiedząc co odpowiedzieć. Zerknęłam kątem oka na dziewczyny, które aktualnie przyglądały się nam z zaciekawieniem. Czułam się lekko rozbita, bo po zniknięciu Lucasa nie miałam ochoty na spotkania z innymi chłopakami. Wręcz stroniłam od nich, chcąc uniknąć jakichkolwiek głębszych relacji. W tym samym momencie uświadomiłam sobie, że traciłam najlepsze czasy mojej młodości. Lucas to rozdział w przeszłości, który zamknęłam. 

- Jasne - posłałam mu kokieteryjny uśmiech i podążyłam za chłopakiem w głąb parkietu. Po raz ostatni zerknęłam przez ramię w kierunku Jessie i Ami, które teraz biły mi brawo i posyłały krzepiące spojrzenia. 

No to czas się zabawić. 

_______________________

Rozdział chciałabym zadedykować kochanej @VaduLea <3 Jesteś moim najaktywniejszym czytelnikiem, a twoje komentarze zawsze wywołują na mojej twarzy uśmiech i dają ogromnego, motywacyjnego kopniaka! Dziękuję! xoxo

Po za tym, chciałabym zakomunikować, że do końca sierpnia rozdziały - prawdopodobnie - będą pojawiać się CODZIENNIE. No, może bez piątków i sobót, ale to jeszcze nie jest pewne. 

~ Ola xx




Hello, PrincessWhere stories live. Discover now