3. ,,Rób, co chcesz"

2K 180 22
                                    

ROK 845, MUR ROSE, DWA MIESIĄCE PO UPADKU MARII

Okropne. Ci ludzie wszyscy byli okropni. Dlaczego żyli tak beztrosko? Jedna piąta ludności zmniejszyła się poprzez upadek muru Maria, za którym zginął także Kiernan, chcąc ratować Ansę. Ostatecznie została uratowana przez członka Żandamerii. Kilku członków tego samego korpusu było mordercami jej mamy i omal nie zabili także jej. Było tak blisko.

Za murem Rose czekało na Aberald nowe życie. Postanowiła ,,żyć jak człowiek" i zrobić, to co pozostało, co mogła zrobić. Postanowiła dołączyć do korpusu treningowego. Musiała poczekać jeszcze tydzień, tyle dzieliło ją od tego. Póki co żyła jako uchodźca. Mieszkańcy Rose patrzyli na dziewczynę i jej podobnych jak na robactwo, które przypałętało się niewiadomo skąd. Dostawali dziennie dwa bochenki chleba. Rano i wieczorem. Niektórzy mieli szczęście i zatrudnili się gdzieś, gdzie mieli lepsze warunki.

Korona i panująca za murami polityka powołała armię wyzwoleńczą, do której wcielono każdego zdrowego człowieka, który mógł przysłużyć się ludzkości. Nikt nie powie tego nigdy głośno, ale był to tylko sposób by zmniejszyć ilość imigrantów. Cała armia została pożarta.

Ansa siedziałam przy starym powozie. Jakiś czas temu widziała, gdzieś tu Erena, Mikasę i Armina, ale zgubiła ich w tłumie. Jakoś nie miała ochoty ich szukać. Za sobą miała tragiczne wizje śmierci swych najbliższych. Nie mogła dokładać sobie więcej zmartwień, jak na razie. Jej jedynym celem było dostać się do Zwiadowców, do grupy specjalnej, gdzie mogłaby chronić Petrę. Tylko ona jej pozostała. Pociągnęła nosem i zaraz się skrzywiła przez smród tego całego burdelu. Oczy aż od tego łzawiły. Przetarła je jedną ręką, a w drugiej trzymała swój ostatni tego dnia chleb. Ostatni posiłek. Niedaleko niej siedział mały chłopiec. Nie mógł mieć więcej niż sześć lat. Miał dziwny nieobecny wzrok. Powiedz, chłopcze, co widziałeś tamtego dnia?

Podeszła do niego i wygodnie obok niego się usadowiła. Nie zareagował. Miał strasznie kościste dłonie i wychudzoną twarz.

- Hej - przywitała się. Milczał. Ciszę przerwało wołanie jego żołądka o posiłek. - Jesteś głodny, zgadza się? - Skinął głową. - Brałeś swój chleb?

- Skończył się. Ja i jeszcze inni nie dostali dziś jedzenia. Rano też dla mnie zabrakło. Zawsze jestem na końcu kolejki - żalił się. A się zrobiło się szkoda chłopca. Jednak nie była zbyt chętna, by podzielić się swoim jedzeniem. I co powinnam zrobić? Wciąż miałam swój chleb, ale ja również byłam głodna. Powinna mu go oddać?

Nie było miejsca na bohaterstwo. Powinna zadbać, by mieć siłę do walki i treningu. Ech...  co robić? Co robić? Podała mu chleb. Poczuła na sobie zazdrosne spojrzenia ludzi. Przepraszam, że nie mam tego tyle, by wam wszystkim dać.

- To dla mnie? - wskazał na siebie palcem. - A co z tobą?

- Jadłam rano. Poza tym trzeba dbać o figurę w moim wieku, prawda? - zaśmiała się głośno, klepiąc się dłonią po brzuchu.

Chłopiec wziął w końcu chleb i łapczywie zaczął go konsumować. Niemal wepchnął go sobie całego do ust. Z jaką radością go jadł! Przez chwilę Ansa żałowała tego dobrego uczynku, ale szybko jej przeszło.

- Dziękuję ci, siostrzyczko! - krzyknął radośnie, gdy skończył jeść.

Objął szyję dziewczyny i pocałował ją w policzek. Pobiegł w tłum, choć Aberald wiedziała, że nikt tu go nie szuka, a jego rodzice prawdopodobnie skończyli w brzuchu tytana. To pierwsze spojrzenie. Puste i nieobecne. To nie był wzrok dziecka, którego rodzice byli bezpieczni.

Oparła głowę o ścianę. Brzuch wydał z siebie dziwny odgłos, przypominający o głodzie. Chrznić to! Było warto. Może ten chłopczyk kiedyś zbawi świat? Usłyszała za sobą chichot. Odwróciła się w stronę źródła dźwięku. Obok niej stanęła niska dziewczyna o długich blond włosach, które swobodnie opadały na  ramiona. Patrzyła na Ansę wielkimi, piwnymi oczami. Miała piękny uśmiech. Jej twarz również byłaby piękna i urocza, gdyby nie sińce pod oczami i brud osiadły na niej.

- Chcesz czegoś? - spytała Ansa.

- Widziałam cię! - wskazała na nią palcem. ? - Dałaś temu chłopcu swój chleb. Dlaczego?

- Potrzebował go bardziej niż ja.

- Bardzo hojnie z twojej strony - uśmiechnęła się szerzej.

Do czego ona zamierzała?

Wyciągnęła do Ansy dłoń, w której trzymała połowę chleba.

- Proszę - powiedziała. Nic nie dostaje się za darmo, więc jasnowłosa zapytała, dlaczego go dostaje. - Ponieważ jesteś dobrą osobą. A poza tym wzięłam dwa. Skłamałam Żandarmów, że chcę jeszcze jeden dla chorej babci. Weź go.

- Dzięki. - Ansa wgryzła się w niego z przyjemnością, pomimo tego, że był czerstwy i pozbawiony smaku.

Dziewczyna, która jej go dała przysiadła obok.

- Jestem Laurys Wayland - wyciągnęła do niej dłoń, którą ta odruchowo uściskała.

- Ansa. Ansa Aberald.

- Powiedz, jesteś z Shinganshiny, co nie? Widziałaś ich. Tytanów, tak? Jak bardzo są straszni? Widziałaś jak... żerują na nas?

- To było straszne. Nikt nie zasłużył sobie na los, jakim jest pożarcie przez te bestie - powiedziała z bólem Ansa. Nie dało się opisać jak strasznym widokiem jest krajobraz, który zdobi tylko czerwień. Patrzenie, jak ludzie przestają być ludźmi i stają się pożywieniem. - Jesteś stąd?

- Nie. Ja również jestem zza muru Maria, z jakiejś tam wioski. Nie pamiętam. Ktoś mnie tu przysłał. Siedzę tu rok i nagle słyszę o ataku. Oni mogą się tu dostać, prawda?

- Istnieje taka opcja. O ile pojawi się ten ogromny tytan - Aberald pomasowała sobie brzuch, który musiał nacieszyć się połową bochenka chleba. - Za tydzień dołączam do korpusu treningowego. Zostanę Zwiadowcą, by ochronić moją przyjaciółkę, Petrę.

- A czy ja mogłabym iść z tobą? - spytała, łamiącym głosem. - Jesteś jedyną osobą, która ze mną rozmawia. A do tego ten gest... z wcześniej. Jesteś dobrą osobą. Chcę za tobą podążać!

- Rób, co chcesz - pogłaskała ją po głowie. Chyba były w podobnym wieku, ale w tej jednej chwili Ansa czuła, jakby miała obok siebie młodszą siostrę, która naprawdę jej potrzebuje.

- Hej, Ansa - oparła głowę o ramię nowo poznanej koleżanki. - Myślisz, że my również mogłybyśmy zostać przyjaciółkami?

Ansie zrobiło się ciepło na sercu. Ale czy powinna więcej osób wpuszczać do swego serca? Co jeśli i jej kiedyś by coś się stało, a ja ona by cierpiała? Czy wszystko mogło być jeszcze kiedykolwiek dobrze?

- Jasne. Możemy zostać nimi już teraz.

Ai no Tsubasa | Levi AckermanWhere stories live. Discover now