2. ,,Żyj jak człowiek''

Zacznij od początku
                                    

,,To jest to dziecko? Moje biedactwo.''

,,Z dzielnicy Quinta, tak?''

,,Bandyci to zrobili...''

Bandyci, twierdzili. Co za podłe kłamstwo ktoś wymyślił. Dobrze słyszała tamtego dnia, jak jej wuj nazywa oprawców członkami Żandamerii. Nie widziała, do jakiego stanu doprowadził ich Kiernan, ale szczerze życzyła im bólu, a nawet i śmierci. I to się zapewne z nimi stało. Kiernan bardzo przeżył śmierć Isolde.

Potem zobaczyła, że Eren również staje w obronie swych wybawców i sprzecza się ze starszym panem, po czym ucieka z Mikasą. A może raczej ona go ratowała. Ansa wróciła do domu, by oczekiwać powrotu wujka. Całe dnie sama w domu... Bywało to męczące, ale wyglądanie za okno z nadzieją, że mury nagle rozpadną się i okaże się, że tytanów nie ma, dawało jej swego rodzaju spokój. 

Czy dobrze zrobiła krzycząc tak? Czy Zwiadowców trochę podbudowały te słowa od nic nie znaczącego dzieciaka? 

Po zachodzie słońca Kiernan wrócił wyczerpany do domu. Padł na krzesło, kładąc głowę na stole. Jego siostrzenica przysiadła naprzeciwko niego.

- Co jest, szkrabie? - zapytał, ale nie podniósł głowy. - Widziałaś ich dziś, prawda?

- Przepraszam...

- Nie przejmuj się. Nie mogę cię wiecznie trzymać w domu. Musisz żyć jak człowiek, prawda? Nie jak bydło. Wystarczy, że przyszło nam żyć za tymi murami, a ja chcę cię jeszcze więzić w domu. Ale ze mnie głupiec - zaśmiał się smutno, podnosząc głowę i patrząc na nią.

- Nie jesteś głupcem!

Uśmiechnął się smutno.

- Co u Petry?

- Świetnie. Należy już do Zwiadowców. Kilka dni po... incydencie dołączyła do korpusu treningowego, skończyła go niedawno i już jest z nimi. Ponoć była tak dobra, że przydzielono ją do jakieś oddziału specjalnego - ekscytowała się.

- Cieszę się z jej sukcesu! - zaśmiał się wuj. - W końcu nasza mała Petra wydoroślała - pogładził się po gładkim podbródku.

- Zboczeniec... - mruknęła Ansa. - Petra ma już dziewiętnaście lat, wydoroślała już dawno. A ja... chciałabym być jak ona.

- Ansa - zaczął poważnie - ty masz siedemnaście lat. W sumie mogłabyś już sama iść dołączyć do korpusu treningowego, za kilka tygodni rekrutują. Wiesz... Dziś przeszedłem na wczesną emeryturę - skrzyżował ręce na piersi, a na jego twarzy malowała się ulga. - Stwierdziłem, że byłem chyba złym wujkiem. Przez te  trzy ostatnie lata potrzebowałaś mnie, a ja zamiast zostać w domu, częściej znikałem na patrole. Za co cię przepraszam. Teraz, gdy zdecydujesz się pójść do wojska, ja będę siedział tutaj, oczekiwał twych listów i trzymał kciuki, byś również mogła dołączyć do tego oddziału specjalnego. Dowodzi im zapewne kapral Levi. 

- Levi?

- Tak, tak. Dołączył do Zwiadowców, gdy ci mieli 27 wyprawę za mur. Od tego czasu zyskał miano Najsilniejszego Żołnierza Ludzkości - pochwalił go Kiernan. - Hm? Dokąd idziesz?

- Niedawno napisałam list do Petry, chciałam go wysłać.

- Wracaj szybko.

Ansa wybiegła z domu zabierając ze sobą skórzaną torbę, którą przerzuciła przez ramię. Miała pobiec do posłańca, który niedługo miał rozesłać nagromadzone listy. Posłaniec podziękował za list, a dziewczyna mogła wrócić już do domu. Gdy była blisko niego poczuła jak ziemia drży. Nie było to typowe trzęsienie ziemi, o którym kiedyś opowiadała jej mama. To była zaledwie chwila. Gdy drżenie ustało w jej sercu zapanował niepokój.

Czuła na sobie czyjeś wygłodniałe spojrzenie. Uniosła głowę, by spojrzeć w niebo ponad murem. Aż... napotkała ogromną twarz tytana pozbawionego skóry. Jego równie wielka dłoń zaciskała się na krawędzi muru. Kolosalny Tytan stał tak przez chwilę. Słyszała jak ludzie zaczynają powoli panikować. A gdy tytan kopnął z całej siły mur, stworzył dziurę, która na dobre przeraziła mieszkańców Shinganshiny, zmuszając ich do ucieczki.

Przez dziurę w murze zaczęły wyglądać pierwsze sylwetki tytanów, które już sięgały po swoje ofiary. Ansa sparaliżowana strachem i szokiem nie mogła się nawet odwrócić, by zobaczyć, jak odłamki muru i bramy przygniatają ludzi. Jak krzyczą, gdy kilkumetrowe stwory wgryzały się w ich wątłe ciała. 

Zrobiła kilka kroków w tył. To było niemożliwe! Sto lat spokoju zostało przerwane w ciągu jednej chwili! Słyszała o tytanach, ale nigdy nie sądziła, że te bestie mogą być aż... takie straszne. Gdyby dołączyła do Zwiadowców systematycznie musiałaby ich zwalczać. Cofnęła się jeszcze. Od najbliższego tytana dzieliło ją ze dwieście metrów, ale ten już ją zauważył. Niespiesznym krokiem zbliżał się.

- To jest nasz świat! - wykrzyczała wystraszona. Po jej twarzy spływały łzy. - Ukradliście go nam!

Tytan był coraz bliżej. Cała odwaga opuściła ją wraz z tymi słowami. Miała stać się pożywieniem takiego śmiecia?! Taki los ją czekał? Najwidoczniej. Zamknęła oczy, gdy przed oczami ujrzała jaskrawą postać.

,,Urodziłaś się jako człowiek''.

Mrugnęła, a postać zniknęła. Przed nią pojawił się wysoki żołnierz, który dumnie nosił mundur z różą. Kiernan objął ją w pasie i zaczął uciekać przy użyciu sprzętu do trójwymiarowego manewru.

- Zginiemy - stwierdziła, nie odrywając bursztynowych oczu od tytana. Rozglądała się dookoła znad ramienia wujka. Widziała jak różnie wyglądające stwory zabijają. Uwagę przykuł jej wysoki tytan z ciemnym włosami, który uśmiechał się przerażająco. W dłoniach trzymał... mamę Erena! Odwróciła wzrok, gdy ta przestała się ruszać, a bestia wzięła pierwszy gryz. - Mama Erena!

Kiernan spojrzał się przez ramię i widział to, co ona starała się nie zobaczyć. Przygryzł nerwowo wargę. Byli coraz bliżej miejsca ewakuacji, gdzie zabierano na łodziach ludzi za mur Rose. Aberald postawił siostrzenicę na równe nogi.

- Słuchaj, szkrabie - powiedział, sięgając po dwa ostrza. - Za tym murem przyszłość czeka tylko na ciebie.

- Co?! - pisnęła.

- Nie zginiesz tutaj. Jeżeli pobiegniesz tą drogą prosto, unikniesz tytanów i dobiegniesz do łodzi. Zostań żołnierzem. Zostań kim chcesz, tylko... żyj jak człowiek! - wrzasnął i ruszył na dziesięciometrowego tytana. 

Ansa z niedowierzaniem patrzyła jak jej wuj powala wielkiego tytana, by zaraz stać się obiadem metr mniejszego.

- Uciekaj! - ryknął gardłowo. Z ust dziewięciometrowca spływała krew jego ofiary. - Żyj jak człowiek!

Zebrała w sobie odwagę i pobiegła we wskazanym kierunku. Mijała modlącego się pastora, którego zaraz przygniótł głaz. Serce waliło jej jak młotem. Szansa na ocalenie była niewielka. Traciła nadzieję.

,,Żyj''.

Na jej talii i ramieniu zacisnęły się dłonie jednego z  Żandarmów. Przy użyciu swego sprzętu zabrał ją z niebezpiecznego obszaru i postawił tuż przed punktem ewakuacji. Najwidoczniej nie każdy Żandarm upił się do nieprzytomności tego dnia. Powiedział coś do swego towarzysza, który złapał Aberald za dłoń i pociągnął ze sobą na łódź. Przez amok, w jaki wpadła nie zrozumiała ani słowa. 

Żandarm puścił ją i wrócił do tego, który ją ocalił. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia i ruszyli do bramy. Łódź zaczęła odpływać. Ansa skuliła się w kącie łodzi i ukryła twarz w kolanach, które objęła ramionami. Cicho płakała, zerkając na bransoletkę, która tylko jej pozostała.

Ai no Tsubasa | Levi AckermanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz