Rozdział 4

10.4K 366 18
                                    

Na drugi dzien Charlie zawiózł mnie do lekarza i tak jak podejrzewałam - zwykła grypa. Tayler jak zawsze nie potrzebnie panikował. Oczywiście jak tylko wrócił do domu zaczął mi mówić, którą mam klasę i wszystkie inne te pierdoły ze szkoły. Leżałam tydzień w domu, a kilka razy nawet blond-przyjaciel Tayler'a mnie odwiedził. Miło z jego strony, zwłaszcza, że tylko jego znałam w nowej szkole. Po tygodniu mogłam już wyjść z domu. Powiedziałam Tayler'owi, że w szkole ma się trzymać ode mnie z daleka i ma nie być taki nadopiekuńczy. Jedynie będzie mnie zawozić do szkoły. Nie chcę żeby ciągle się przy mnie kręcił, bo będzie tylko przyciągał do mnie swoich kumpli. Tak jak to było z Cameronem.

Otworzyłam zaspane oczy i spojrzałam na zegarek. 6.17. Mam jeszcze czas, pomyślałam, ale już nie zasnęłam. Poszłam do łazienki, umyłam zęby, ogarnęłam włosy i pomalowałam rzęsy. Śniadanie sobie odpuściłam. Nie miałam apetytu. Widząc na zegarku, że jest dopiero 6.49, poszłam na górę z zamiarem ubrania się ale moją uwagę przyciągnęły ciche odgłosy z pokoju bruneta. Wiem, że to nie ładnie podsłuchiwać, ale nie mogłam się powstrzymać i podeszłam do jego drzwi najciszej jak tylko mogłam.

- Tak, Brian. Pamiętam. Dzisiaj Ci to ogarnę. - na chwilę nastała cisza, więc czekał aż ten jego kolega skończy coś mówić ale już po kilku sekundach mu odpowiedział. - Stary, kurwa mówię Ci, że jeszcze nie mam tego towaru ale postaram się dzisiaj ogarnąć! Kończę bo ojciec się zaraz obudzi. Nara.

Szybkim krokiem poszłam do pokoju i zaczęłam wyciągać ciuchy z szafy. Dziś było wyjątkowo ciepło więc założyłam krótkie dżinsowe spodenki, czarny podkoszulek i na to szarą bluzę. Rękawki podwinęłam do łokci i zeszłam na dół. Była już 7, a więc mam jeszcze 10 minut zanim Charlie zejdzie na dół. Przynajmniej do tej pory tak było. Usłyszałam, że ktoś schodzi po schodach, a później wszedł do kuchni. Tayler, na szczęście.

- O, Ty już nie śpisz? - zapytał, opierając się ramieniem o lodówkę. Swoją drogą miał niezły kaloryfer... Boże, Jass! O czym Ty myślisz! To Twój brat!

- No jakoś tak wyszło, że obudziłam się koło 6.

- Yhym.

- Tayler? - czemu ja się w to mieszam? A tak, bo jest moim bratem i się martwię. Okej.

- Taa? - nie był chyba zbyt zainteresowany tą rozmową. Nalał sobie mleka i zaczął powoli pić.

- O co chodzi z tym towarem co masz załatwić temu koledze? - chyba nie spodobało mu się to pytanie, bo zaczął się krztusić. Chwilę później do kuchni wszedł Charlie. Mam tylko nadzieję, że nie usłyszał mojego pytania.

- Tayler, wszystko w porządku?

- Tak, tylko Jass mi coś opowiadała i w nieodpowiednim momencie zacząłem się śmiać. - mówił takim rozbawionym głosem, że każdy by się nabrał i uwierzył w jego kłamstwo.

- Skoro tak. Ja się już zmywam, dzieciaki. Wrócę późno więc zróbcie sobie jakiś obiad i z kolacją też nie czekajcie.

- Okej, Jass zbieraj się, bo już jedziemy. Muszę dzisiaj być wcześniej.

Porwana z MiłościOnde histórias criam vida. Descubra agora