Rozdział 19

2.5K 310 53
                                    

Z perspektywy Sherlocka:

Obudziłem się około godziny drugiej w nocy, z w powodu nachalnego wręcz dźwięku telefonu. Ciągle przychodziły jakieś powiadomienia, wiadomości, a liczba nowych, nieodebranych połączeń wzrastała. Nie chcąc budzić śpiącego obok mnie Johna, wyszedłem z sypialni. Potarłem przekrwione oczy i wybierając numer, zadzwoniłem. Odebrała jakaś kobieta, która zaintrygowała mnie swoją postawą. Jej sposób mówienia był tajemniczy, zwracający uwagę i hipnotyzujący. Prowadziła ze mną grę, w którą bez problemu dałem się wciągnąć. Nie zastanawiając się nad możliwymi konsekwencjami, bez wahania poszedłem we wskazane przez nią miejsce.

Taksówką dojechałem na stary most. Była tam. Stała, mając ręce w kieszeni swojego czerwonego płaszcza. Było ciemno, lecz lampy tam postawione dawały jako takie oświetlenie, więc dość dobrze zapamiętałem jej twarzy, sposób ubioru czy chodu. Miała krótkie, blond włosy z lekkimi odrostami. Była gdzieś na wakacjach, bo można było zauważyć opaleniznę, jednak nie była to jej karnacja- zbyt ciemna. Nosiła okulary z czarnymi oprawkami. Gdy podszedłem bliżej, z zaintrygowaniem przyglądała się mi, nic nie mówiąc. Zbliżyła się do mnie i obeszła. Zatrzymała się w niebezpiecznej odległości, bo dzieliło nas kilka centymetrów. Nie czułem zagrożenia, nawet się nie bałem.

—Wiesz, po co tu jesteś?—zapytała, kompletnie wyrywając mnie z dedukcji. Chciałem w jak najkrótszym czasie dowiedzieć się wiele o niej. Pokręciłem głową, zaprzeczając. Zmrużyła oczy, dalej mnie lustrując. —Jim mówił, że będziesz wiedział.

W tym momencie zrozumiałem wszystko. Między innymi to, że nie mam najmniejszych szans uwolnienia się od niego. To, że zawsze będę przez niego obserwowany. To, że zawsze będzie robił wszystko, byleby mi zagrozić i zwrócić na siebie moją uwagę. Nie obchodziło go, w jaki sposób to zrobi, ważne by to było skuteczne. Wykorzystałby każdą sytuację, załatwiłby każdego, kto mu przeszkodzi. Zatrudniał najlepszych płatnych zabójców, z którymi współpracował, którzy uważnie obserwowali nasze życie na Baker Street.

—Jesteś przystojny— oznajmiła, bawiąc się rąbkiem mojego płaszcza. Odepchnąłem jej dłoń, marszcząc brwi i odsuwając się. Uśmiechnęła się lekceważąco i przybliżając się, kontynuowała.— Ze mną miałbyś lepiej.

—Nie sądzę— wywróciłem oczami, rozluźniając się.— Nie po to mnie tu sprowadziłaś.

—Och—jęknęła rozżalona, przypominając sobie o czymś ważnym— Racja. Zostaw Johna.

Zdziwiony uniosłem brew, z rozbawieniem przyglądając się blondynce.

—A to niby czemu?—zapytałem ironicznie, uśmiechając się.

—Bo się o niego martwię— odpowiedziała, ze stoickim spokojem— Sprawiasz mu same kłopoty. Nie potrafisz zapanować nad swoimi uczuciami, nawet nie umiesz ich zrozumieć. Jesteś zbyt niebezpieczny i nieprzewidywalny, jemu może się coś stać. Ranisz go. Nie chcę mieć go na sumieniu.

—Mnie możesz?

—Ty się nie liczysz.

— Co mi zrobisz, jeśli się od niego nie odczepię?—westchnąłem, udając opanowanie.

—Zabiję Cię—mówiąc to, gwałtownie mnie popchnęła. Trzymając się barierki, spoglądałem na rozlewający się widok Tamizy. Trzymała nad moją głową pistolet, coraz mocniej go dociskając. Wiedziałem, jakie konsekwencje spadną na mnie, nieważne, jaką opcję wybiorę. Nie mogłem go opuścić, jednak zagrożenia jego życia nie wybaczyłbym sobie nigdy. Wolałbym wiedzieć, że żyje, ale beze mnie.

Oświetlając drogę, na most wjechało jakieś czarne auto. Kobieta niechętnie odłożyła pistolet i odsunęła się ode mnie. Schowała go do kieszeni i udała się w stronę samochodu.

— Zostaw go, tak będzie lepiej dla wszystkich.


♥♥♥♥♥♥♥♥♥

Rozdział krótki, bo nie miałam za bardzo jak się tu rozpisać. Jego w ogóle nie miało być, ale chciałam Was tym zaintrygować XD

Mam nadzieję, że się spodobało i zostawicie opinię :)

PS macie jakieś przypuszczenia kto to może być? :D

Miłego dnia! ♥

Studium miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz