Rozdział 7

3.8K 464 95
                                    

John właśnie przed chwilą wyszedł ze sypialni i udał się do kuchni. Zapiął właśnie ostatni guzik i poprawił kołnierzyk. Chwilę krzątał się po niej, odliczając szybko płynący czas, do powrotu. Niechętnie odsunął rękaw koszuli, którą dostał od swojego przyjaciela, by sprawdzić godzinę na zegarku. Za około dziesięć minut, miała się zjawić taksówka. Normalnie nie wziąłby jej i poszedł pieszo, jednak nie widziało mu się w deszczu chodzić z takim ciężarem.

—Chciałbym, żebyś został— usłyszał blondyn ostatniego dnia, przed ponownym powrotem do dawnego mieszkania. Składał właśnie swoje swetry i układał na dnie. Sherlock siedział w swoim fotelu, ukrywając twarz w dłoniach. Wyglądał na roztrzęsionego i sennego, jakby nie spał przez ostatnie dwie noce. Chociaż, w jego przypadku było to dość częstym zjawiskiem.

Brunet nie chciał, by jego przyjaciel ponownie wracał do Morstan, lecz nie miał żadnych podstaw, by go tu dłużej zatrzymać. Chciał, by wydarzyło się coś, co sprawiłoby, że ten zamieszkałby tu na stałe. Niestety, nawet jeśli byłaby to poważna sprawa, nie miałby pewności, czy John nie wybaczy ukochanej. Wyglądali przecież na bardzo zakochanych, a Sherlock nie chciał kolejny raz sprawiać bólu przyjacielowi.

Johna zadziwiło zachowanie niebieskookiego, szczególnie że nie cechował się wylewnością w sprawach uczuciowych. Nie bardzo wiedząc, co powiedzieć i jak się w tej sytuacji zachować, podszedł bliżej i położył rękę na jego ramieniu. Poklepał go kilkakrotnie, uśmiechając się sztucznie.

—Będzie tak, jak zawsze, nie masz się czym przejmować. Będę Cię odwiedzać— Przejechał dłonią po miękkich lokach przyjaciela, na co ten  się wzdrygnął. Niepewnie spojrzał do góry, prosto w oczy przekonującego go blondyna. On jednak dobrze wiedział, że może stać się tak jak na początku. Nie, że uważał lekarza za oszusta, lecz po prostu miał pewne obawy co do ilości tych spotkań. W końcu ten niedługo się żeni, musi poświęcić wiele czasu na przygotowania, a i Mary pewnie narzeka na jego ciągłą nieobecność. Później może być tylko gorzej- dziecko. Teraz ono będzie na miejscu Sherlocka. Brunet dobrze wiedział, że wojskowy idealnie nadaje się do roli ojca, jednak obawiał się, czy znajdzie dla niego choć trochę czasu.

—To nie to samo— stwierdził, robiąc jeszcze smutniejszą minę.

—Ech, Sherlocku...—zaczął były żołnierz, lecz niebieskooki mu przerwał. Machnął ręką i odkaszlnął, kontynuując.

—Po co to robisz, skoro nie chcesz?— zaskoczył go tym pytaniem. Watson snuł domysły, że może domyśla się, o co chodzi, ale nie sądził, że tak dogłębnie.

—Muszę już iść.— Sam nie wiedział, dlaczego w tamtym momencie skłamał i najzwyczajniej w świecie uciekł, bez słowa wyjaśnienia. Może z powodu zaskoczenia, może z sentymentu do Mary?

Zszedł po schodach, chcąc jak najszybciej zaszyć się w domowym zaciszu. Wsiadł do taksówki, podając adres i z góry zapłacił za usługę. Gdy dojechał na miejsce, niechętnie i jakby ociężale otworzył mahoniowe drzwi. Zapalił światło i zrezygnowany usiadł na kanapie. Ponownie czuł tę cholerną pustkę, która dosłownie aż rozrywała go od środka. Jego myśli wciąż krążyły wokół Holmesa i jego słów, nie dając mu najmniejszej chwili wytchnienia. Dobrze wiedział, że Sherlock trafnie wydedukował jego odczucia wobec niego. Nie chciał się jednak przyznać do tego, obawiając się straty przyjaciela. Bał się, że ten poślubiwszy pracę, odrzuci go i urwie się ich kontakt, czego by chyba nie przeżył. Jednak właśnie dzisiaj upewnił się, że jedyną osobą, której potrzebuje, jest detektyw.

Lekko poddenerwowany lekarz wojskowy, udał się pod prysznic, a później do łóżka, gdzie kolejny raz dokonał analizy dzisiejszego dnia. Rozmyślał na tyle długo, że zmęczony zasnął z wyczerpania.

Obudził go nachalny dźwięk rozładowującej się baterii. Jęknął coś, sam do siebie i przetarł przekrwione oczy. Jedynym plusem powrotu, była możliwość wyspania się. Na Baker Street było to niemożliwe, ponieważ detektyw nocą grywał na skrzypcach, po prostu nie dając szans, na zmrużenie oka. Mimo tego nie miał mu tego za złe, wręcz przeciwnie- bardzo lubił słuchać gry przyjaciela. Czasem była wesoła, żywa, jednak ostatnio stała się bardziej melanchonijna,  nostalgiczna, jakby wołała o pomoc.

Dokładnie rozejrzał się po pokoju- ani śladu po Mary. Zaczął się poważnie zastanawiać, gdzie może spędzać tyle czasu. Napisał jej przecież wyraźnie, że ponownie się wprowadził i myślał, że blondynka szybko wróci. Poszedł do kuchni, łazienki, a potem na górę, lecz nigdzie nie było po niej ani śladu. Chwycił za telefon, chcąc się z nią skontaktować, ale zauważył kilka nieodebranych połączeń oraz SMS-y. W trakcie czytania jednego z nich, zadzwonił obcy numer. Watson przymrużył podejrzliwie oczy, wyczuwając dziwny, zimny pot opanowujący jego ciało.

— Pan Watson?— spytał nieznajomy przez słuchawkę. Miał ochrypły głos, dzięki czemu poznał, że jest człowiek starszym, jednak na tyle miły, że lekko uspokoił się myślą, że to nie kolejny morderca czyhający na jego życie.

—Tak, przy telefonie.

—Czy Pański przyjaciel to Sherlock Holmes?— zapytał, a wojskowy, zaczął coraz bardziej się stresować. Czuł, że coś jest nie tak. Chcąc uzyskać jak najwięcej informacji, w krótkim czasie, szybko potwierdził znajomość.

—Proszę, w miarę możliwości udać się do Szpitala św. Tomasza. Niestety, nie mogę Panu udzielić zbyt wielu informacji na ten temat przez telefon. Żeby zaspokoić Pańską ciekawość, przekażę jedynie, że leży u nas na oddziale Pański przyjaciel.


♥♥♥♥♥♥♥♥♥

Dum, dum coraz więcej się dzieje :D...  Jak sądzicie- co stało się Holmesowi?

Jak zwykle mam nadzieję, że zostawicie gwiazdkę i swoją opinię, bo właśnie dzięki temu fajniej się po prostu pisze :)

Miłego dnia! 

Studium miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz