1

1.4K 88 17
                                    


Duszę się.

Czarne ręce oplatają moje gardło, zaciskają się na szyi. Staram się chwycić choć trochę powietrza w rozżarzone płuca, ale moje starania skraca rozrywający krtań kaszel.

Żółta istota wydaję się rozbawiona moim cierpieniem. Intensywnie wpatruje się we mnie swoim okiem czasami wzmocniając uścisk, w którym mnie trzyma. Musi się nieźle przy tym bawić bo co chwilę wybucha psychodelicznym śmiechem.

- Naprawdę myślisz, że mnie pokonaliście, pine-tree? - odparł uradowany. - Sądzisz, że twój głupi wujaszek mógł zniszczyć tak potężnego demona za pomocą jakiegoś idiotycznego ludzkiego wynalazku?

Starałem się coś powiedzieć, ale on wbił w moją szyję swoje pazury, jego postać diametralnie się zmieniła. Trójkątna sylwetka zaświeciła się czerwoną postacią i po chwili pojawił się przed mną krwistoczerwony demon o 6 rękach i 3 jęzorach wywieszonych na wierzchu. Przysunął mnie do swojego wielkiego ozora i polizał mój policzek.

- Jesteś tak żałosny, że aż boli w oko - zaśmiał się basowym głosem, przypominającym mi najskrytsze koszmary z mojego dzieciństwa.

Nie pozwolił mi odpowiedzieć na swoje słowa gdyż czarna maź pokryła moje ciało. Wlała mi się do buzi, oblepiła szczelnie każdy centymetr mojej skóry. Dziwna substancja wypalała moje kości rozrywając przy tym mięśnie.

- Ahahahahaha - obłąkany śmiech rozpłatał moją czaszkę na dwie równe części.

Obudziłem się zlany potem głośno oddychając. Mocno ścisnąłem kołdrę i wydałem z siebie głuchy jęk. Głowa mi pękała, a w ustach nadal czułem szpetny smak strachu. Usiadłem na łóżku, na tyle cicho, by nie obudzić Mabel. Delitaknie musnąłem palcami skórę na swoim gardle, która przed chwilą była szarpana przez Billa. Sam już nie wiem czy demon wrócił do naszego wymiaru czy może po prostu to ja oszalałem. Od zakończenia Weirdmagedonu koszmary z Cipherem w roli głównej nawiedzały mnie bardzo często. Czasami Bill był jedynie niewyraźną istotą, która wzbudzała we mnie tylko niepokój. Innym razem jego tortury były tak realistyczne, żę wybudzałem się wstrzasany silnymi konwulsiami.

Ukradkiem poruszyłem się na łóżku i spojrzałem zza okno. Ktoś skąpał krajobraz w czarnej farbie. Atramentowe sosny kołysały się spokojnie w rytm wiatru, gdzieś w tle zawył wilk, a kłamliwe gwiazdy mrugały pociągająco. Jednakże była rzecz, która nie pasowała do tego czarnego, zdradliwego pejzażu. Całą niemą atmosferę przytłaczał księżyc nie ukrywając swojego autorytetu. Patrzył na mnie zawzięcie jak jedyne oko Ciphera. Wzdrygnąłem się na samą myśl, że demon może mnie teraz obserwować.

Bezszelestnie wstałem z łózka i opuściłem pokój mój i bliżniaczki. Wiedziałem, że i tak nie zasnę, a przebywanie w łóżku przesiąknietym własnym lękiem powodowało gęsią skórkę. Zszedłem na dół do kuchni, w której pomimo nieludzkiej godziny, paliło się światło. Stanąłem w drzwiach i zasłaniając ręką oczy przed błyskiem żarówek rozejrzałem się po pomieszczeniu.

- Dipper? - wuj Ford spojrzał na mnie ze współczuciem. Zapewne wyglądałem jak pomiętolony śmieć. I tak właśnie się czułem. - Znowu Bill? - cała rodzina była wciągnięta w moją fobię, ale to Stanford Pines był jednyną osobą, która prócz mnie sceptycznie oceniała naszą wygraną z jednookim demonem. Nie dowierzał, że Cipher tak po prostu został zgładzony.

- Mhm - mruknąłem nieprzytomnie.

Mężczyzna wstał z miejsca i zostawił mnie na chwilę. Niedługo potem wrócił z probówką wypełnioną neonoworóżowy płynem. Z niesmakiem wypiłem jej zawartość. Od razu przymdliło mnie od smaku cieczy. Jednakże po chwili poczułem ciepły dreszcz na plecach i westchnąłem z ulgą. W końcu mogłem się odprężyć. Zająłem miejsce obok wuja i opowiedziałem mu o swoim śnie. On natomiast słuchał uważnie i spisywał moje słowa do notesu. Jeżeli chodzi o koszmary z Billem każdy z nich był zapisywany przez Forda i oboje je studiowaliśmy. Staraliśmy się coś z snów wywnioskować.

Bez względu na wszystkoWhere stories live. Discover now