Rozdział 15

6.1K 342 5
                                    

Jace Smith

Za każdym razem kiedy sięgałem po telefon pragnąłem zadzwonić do Holly, zapytać co u niej, jak się czuje czy po prostu usłyszeć jej głos, ale zmieniła numer. Nie chciała utrzymywać ze mną żadnego kontaktu. Po dwóch miesiącach ciągłego bezskutecznego dzwonienia miałem ochotę wsiąść do samolotu i polecieć do niej, by móc znów ją przytulić i pocałować. Poczuć jej zapach, obecność czy dotyk. Śniłem o jej pięknych zielonych oczach, lśniących orzechowych włosach i szerokim uśmiechu.

Minęło już prawie pół roku od kiedy wyjechałem i z każdym dniem czułem się coraz gorzej z myślą, że mogę już jej nie zobaczyć. Może nie chciała mnie znać.

- Stary idziesz z nami na imprezę? – powiedział Lukas – kolega z akademika.

- Nie, dzięki. Muszę dokończyć projekt.

- Jace siedzisz nad nim już dwie godziny i nie narysowałeś zupełnie nic.

- Zamyśliłem się.

- Jakaś kobieta zawróciła ci w głowie i tyle. Jak coś wiesz gdzie mnie szukać.

- Jasne.

Włączyłem laptop i przeglądałem oferty mieszkaniowe. Kilka było całkiem kuszących. Miałem dość mieszkania w akademiku i słuchania nocnych igraszek mojego sąsiada zza ściany.

- Dzień dobry, ja dzwonię w sprawie tego ogłoszenia.

- Aha, witam. Kiedy chciałby pan obejrzeć mieszkanie? – odezwał się kobiecy głos po drugiej stronie.

- Jak najszybciej.

- To może jutro, o siedemnastej?

- Dobrze, dziękuję. Do widzenia.

Ułożyłem się na łóżku i wpatrywałem w sufit, w którym bezskutecznie szukałem odpowiedzi na siedzące w mojej głowie pytania. Zamknąłem oczy i przypomniałem sobie pewną rozmowę z Holly:

- Marzy mi się przytulny dom... z wielkim ogrodem i ogromnym garażem. – zaśmiała się. – W środku średniej kuchni z nowoczesnymi brązowo-czarnymi meblami. Łazienka cała w fiolecie lub czerni. Salon byłby wielki z telewizorem, skórzaną kanapą, na której zmieściłaby się nasza cała rodzina. Stół z krzesłami, a przy ścianie regał, w którym trzymalibyśmy alkohole naszych ojców. Nasza sypialnia... cała w bieli... na środku stałoby wielkie łoże wyłożone białą pachnącą lawendą pościelą, kilka komód i obowiązkowo w wazonie świeże czerwone róże, które dodawałyby pomieszczeniu pikanterii. I wreszcie pokoje naszych dzieci... Maxa i...

- Alice. – dodałem.

- Tak. Maxa i Alice. Przepełnione kolorami i wystrojami. Tak właśnie wyobrażam sobie nasz przyszły dom.

Wstałem i zabrałem się do szkicowania.

***

- Powiem szczerze, że spodziewałam się czegoś bardziej oryginalnego po przyszłych architektach. Ponadto poprosiłam o wystrój waszych pomysłowych mieszkań, które okazały się totalną porażką. Wszystkie... oprócz jednej. Smith! – krzyknęła profesor Green. – Jestem pod wrażeniem. Zostań chwilę po zajęciach. – wykład skończył się, a ja niepewnym krokiem podszedłem do profesor. – Pomagał ci ktoś w tym?

- Nie... znaczy tak, trochę.

- Ale zdajesz sobie sprawę, że to miała być samodzielna praca.

- Tak, pani profesor.

- Kogo to pomysł?

- Mojej dziewczyny... rozstaliśmy się jakiś czas i stwierdziłem, że fajnie by było pokazać to co ona wymyśliła złożyć w całość, dopracowując szczegóły i inne tego typu dodatki.

- Jest dekoratorką wnętrz?

- Nie, studiuje księgowość.

- Ma talent, dziewczyna. Masz zaliczony projekt, gratuluję.

- Dziękuję.

- To nie mnie dziękuj. Moim zdaniem powinieneś do niej zadzwonić, podziękować... Może da się jeszcze coś uratować.

Dziękuję za dotychczasowe gwiazdki... mam nadzieję, że będzie ich więcej, ale na razie jak wam się podobał rozdział?

Nie pozwól odejśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz