Rozdział XIX

382 49 20
                                    


    Nie mam pojęcia kiedy pojawi się następny rozdział, wyjeżdżam za granicę, więc nie będę miała czasu na pisanie. Nie przedłużając zapraszam na rozdział numer 19 :) zostawiajcie po sobie komentarze (((!!!!!!!)))))

enjoy xx



Poczuł znajomy dotyk na twarzy, Louis klęknął naprzeciw niego i ujął jego twarz w swoje niewielkie dłonie. Kciukami starł łzy spływające po jego policzkach i patrzył na niego udręczonym wzrokiem. Harry uspokoił się, po dłuższym czasie mógł już normalnie oddychać. Po napadzie złości nie pozostało nic poza szkłem na podłodze i krwi spływającej z jego dłoni na panele. Gniew zastąpiło zmęczenie, rezygnacja i wstyd. Louis patrzył na niego, jakby to on był chory i potrzebował opieki. Zawsze tak było, a to Louis potrzebował by ktoś się nim teraz zajął. W Harry'ego uderzył fakt, że to właśnie dlatego Louis milczał przez cały ten czas, nie mówił mu o niczym, bo bał się jego reakcji. Bał się, że zrobi coś głupiego, jak na przykład rozbicie lustra i pokaleczenie sobie ręki.

-Już w porządku-zamknął oczy hamując kolejne łzy, przysiągł sobie, że nieważne jak okropnie będzie się czuł, to Louis zawsze będzie na pierwszym miejscu- Przepraszam za bałagan- zerknął na podłogę i lekko się skrzywił.- Zaraz to posprzątam i obiecuję, że będziesz miał we mnie oparcie. Nie ważne co się będzie działo, będę przy tobie już zawsze.

Louis posłał mu uśmiech w którym Harry wyczytał wszystkie jego emocje, cały strach o niego i o to co przyniesie przyszłość wymieszany z ogromną ulgą i ufnością. Harry tak bardzo chciał go pocałować...

- Dziękuję- Louis podniósł się na nogi i wyciągnął dłoń, którą Harry ujął lewą, nie pokaleczoną ręką.- A teraz chodź do łazienki, muszę cię opatrzyć.

*

Harry przeczesał włosy palcami i spojrzał w lustro. Wyglądał dobrze w dopasowanym garniturze. Był trochę zdenerwowany, martwił się dzisiejszym wydarzeniem i tym, co będzie później. Zastanawiał się jak radzi sobie Key.

*

Pierwszy raz był świadkiem omdlenia Louisa, kiedy razem z Key spacerowali po parku. Po nocnym, letnim deszczu trawa wciąż kryła się pod cieniutką warstwą wilgoci. Słońce prażyło, sprawiając, że powietrze wydawało się gęste i gorące. Key szła podskakując wesoło między nimi, trzymając ich za ręce. Harry był zadowolony, że mała nie jest jeszcze w fazie "chodzenie za rękę jest dla dzieci" i bez skrępowania wywija ich splecionymi dłońmi w powietrzu. Key właśnie opowiadała oburzona o niegrzecznej koleżance z pokoju, która próbowała bez pozwolenia wziąć jej farby, Harry zrobił poważną minę, przyznając, że dziewczynka zachowała się bardzo nieładnie, żeby później posłać rozbawione spojrzenie Louisowi.

Louis wyglądał jakbym z trudem utrzymywał pionową postawę, jednak posłał mu słaby uśmiech, próbując przekonać go (jak i pewnie siebie samego), że wszystko jest w porządku.

-Key, skarbie,- Harry przyklęknął, zwracając się do niej z jak najpogodniejszym wyrazem twarzy na jaki było go stać- Co powiesz na gofry? Może polecisz do cukierni i kupisz nam po jednym?

Key uśmiechnęła się i z zapałem pokiwała głową. Harry podał jej banknot i przyglądał się jak przeszła przez ulicę, dopiero kiedy upewnił się, że dziewczynka jest bezpieczna odwrócił się do Louisa. Chłopak chwiał się na nogach, był biały jak ściana a na jego czole widać było kropelki potu. Harry rozejrzał się i niemal zaciągnął przyjaciela w stronę najbliższej ławki.

It's too cold outside (for angels to fly)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz