MIŚKI KTÓRE TO CZYTAJĄ.
Jak każdy "artysta" tak i ja potrzebuję motywacji do ruszenia dupy i chociażby włączenia worda, a co dopiero napisania rozdziału. Dlatego schodzę do poziomu podłogi I BŁAGAM WAS O JAKIEKOLWIEK KOMENTARZE. Krótkie "przeczytane" albo uśmiech, cokolwiek. Muszę wiedzieć, że po coś to robię :( Więc postanowiłam, że kolejny opublikuję dopiero, kiedy pod tym rozdziałem znajdą się trzy komentarze. (błagam was podbudujcie moje artystyczne ego, ono bardzo tego potrzebuje)
Enjoy x
*
Kolejne tygodnie mijały w mgnieniu oka. Chodzili do pracy, na uczelnię i poznawali nowych ludzi. Harry wciąż nie czuł się pewnie, ale pracował nad tym, a Louis pomagał mu najlepiej jak umiał. Chłopak radził sobie coraz lepiej z własnymi emocjami, choć nadal zdarzało mu się płakać w dziwnych momentach, lub mylić niektóre odzewy swojego ciała. Zwłaszcza ostatnio, kiedy nachodziły go dziwne fale gorąca i mrowienie kumulujące się w podbrzuszu. Nie wiedział co reprezentowały te objawy, ale stwierdził, że to może być po prostu jeden z części bycia człowiekiem, więc po prostu to zignorował.
Bardzo często odwiedzali też Key, na początku w szpitalu, a później w sierocińcu, gdzie szybko zaskarbili sobie sympatię wychowawczyń a nawet samego dyrektora. Harry najwyraźniej faktycznie miał magiczne spojrzenie.
Pewnego dnia do ich drzwi zapukał sąsiad z naprzeciwka i od tamtej pory już na stałe zadomowił się na ich kanapie. Niall był jasny jak słońce, głośny i wszędzie było go pełno, a jego uśmiech potrafił poprawić humor każdemu. Poza tym, jak stwierdził Louis, blondyn był niereformowalnie uroczy. Z dnia na dzień wpisał się w ich codzienność, a oni nie mieli nic przeciwko temu. Niemal co wieczór zasiadali w salonie przed telewizorem oglądając mniej lub bardziej beznadziejne filmy. W pewnym momencie, stwierdził, że są najnudniejszymi studentami na ziemi, dlatego jego życiowym celem stało się wyciąganie ich na imprezy u licznych znajomych i do wszystkich klubów w promieniu kilku kilometrów od ich dzielnicy. Louis dość łatwo ulegał, jednak Harry nie dawał się przekonać. Niallowi sporo czasu zajęło odciągnięcie go od książek i wyciągnięcie z mieszkania.
Nigdy nie czuł się komfortowo wśród tańczących, spoconych ciał i oparów alkoholu. Na jego szczęście, Louis zawsze był w pobliżu nie protestując, kiedy Harry był na tyle zmęczony, że jedyne czego chciał to wrócić do domu. Ale chłopak zaczął mieć wyrzuty sumienia, w końcu odciągał przyjaciela od zabawy. To że on był cholernie nudny i wolał poczytać, zamiast tańczyć i upijać się ze znajomymi, nie znaczyło przecież, że Louis też woli marnować piątkowe wieczory przed telewizorem. Dlatego trwał dzielnie siedząc na kanapie w jednym z klubów, uśmiechając się i zapewniając przyjaciela, że nie jest dzieckiem i można zostawić go bez opieki na kilka minut. Louis zmarszczył czoło, wyraźnie zdezorientowany, jednak w kocu skinął głową i ruszył z Niallem na parkiet. Harry skrzywił się nieco, w głębi serca wolał, by Louis uparł się i został z nim do końca wieczora, ale przecież mógł się poświęcić. Chwycił szklankę z kolorowym napojem, które Niall zamówił kiedy weszli do klubu i upił spory łyk. Skrzywił się nieco, alkohol nie był mocno wyczuwalny, ale wciąż palił w przełyku.
Godzinę później, Harry nie pamiętał już ile różnokolorowych drinków znalazło się w jego żołądku. W międzyczasie nieznany mu chłopak poprosił go do tańca, a on nagle nie widząc żadnych przeszkód zgodził się z szerokim, nie do końca trzeźwym uśmiechem.
CZYTASZ
It's too cold outside (for angels to fly)
FanfictionHarry jest niewinny, Louis już dawno przestał taki być Harry trzyma się zasad, Louis nie ma problemu z ich łamaniem. Jeden reprezentuje światło, drugi mrok. Nie łączy ich zupełnie nic. Chociaż... Harry kocha swoją podopieczną, Louis...te...