Rozdział XI

454 73 29
                                    


MIŚKI KTÓRE TO CZYTAJĄ.  

Jak każdy "artysta" tak i ja potrzebuję motywacji do ruszenia dupy i chociażby włączenia worda, a co dopiero napisania rozdziału. Dlatego schodzę do poziomu podłogi I BŁAGAM WAS O JAKIEKOLWIEK KOMENTARZE. Krótkie "przeczytane" albo uśmiech, cokolwiek. Muszę wiedzieć, że po coś to robię :( Więc postanowiłam, że kolejny opublikuję dopiero, kiedy pod tym rozdziałem znajdą się trzy komentarze. (błagam was podbudujcie moje artystyczne ego, ono bardzo tego potrzebuje)

Enjoy x


                                                                                            *

Kolejne tygodnie mijały w mgnieniu oka. Chodzili do pracy, na uczelnię i poznawali nowych ludzi. Harry wciąż nie czuł się pewnie, ale pracował nad tym, a Louis pomagał mu najlepiej jak umiał. Chłopak radził sobie coraz lepiej z własnymi emocjami, choć nadal zdarzało mu się płakać w dziwnych momentach, lub mylić niektóre odzewy swojego ciała. Zwłaszcza ostatnio, kiedy nachodziły go dziwne fale gorąca i mrowienie kumulujące się w podbrzuszu. Nie wiedział co reprezentowały te objawy, ale stwierdził, że to może być po prostu jeden z części bycia człowiekiem, więc po prostu to zignorował.

Bardzo często odwiedzali też Key, na początku w szpitalu, a później w sierocińcu, gdzie szybko zaskarbili sobie sympatię wychowawczyń a nawet samego dyrektora. Harry najwyraźniej faktycznie miał magiczne spojrzenie.

Pewnego dnia do ich drzwi zapukał sąsiad z naprzeciwka i od tamtej pory już na stałe zadomowił się na ich kanapie. Niall był jasny jak słońce, głośny i wszędzie było go pełno, a jego uśmiech potrafił poprawić humor każdemu. Poza tym, jak stwierdził Louis, blondyn był niereformowalnie uroczy. Z dnia na dzień wpisał się w ich codzienność, a oni nie mieli nic przeciwko temu. Niemal co wieczór zasiadali w salonie przed telewizorem oglądając mniej lub bardziej beznadziejne filmy. W pewnym momencie, stwierdził, że są najnudniejszymi studentami na ziemi, dlatego jego życiowym celem stało się wyciąganie ich na imprezy u licznych znajomych i do wszystkich klubów w promieniu kilku kilometrów od ich dzielnicy. Louis dość łatwo ulegał, jednak Harry nie dawał się przekonać. Niallowi sporo czasu zajęło odciągnięcie go od książek i wyciągnięcie z mieszkania.

Nigdy nie czuł się komfortowo wśród tańczących, spoconych ciał i oparów alkoholu. Na jego szczęście, Louis zawsze był w pobliżu nie protestując, kiedy Harry był na tyle zmęczony, że jedyne czego chciał to wrócić do domu. Ale chłopak zaczął mieć wyrzuty sumienia, w końcu odciągał przyjaciela od zabawy. To że on był cholernie nudny i wolał poczytać, zamiast tańczyć i upijać się ze znajomymi, nie znaczyło przecież, że Louis też woli marnować piątkowe wieczory przed telewizorem. Dlatego trwał dzielnie siedząc na kanapie w jednym z klubów, uśmiechając się i zapewniając przyjaciela, że nie jest dzieckiem i można zostawić go bez opieki na kilka minut. Louis zmarszczył czoło, wyraźnie zdezorientowany, jednak w kocu skinął głową i ruszył z Niallem na parkiet. Harry skrzywił się nieco, w głębi serca wolał, by Louis uparł się i został z nim do końca wieczora, ale przecież mógł się poświęcić. Chwycił szklankę z kolorowym napojem, które Niall zamówił kiedy weszli do klubu i upił spory łyk. Skrzywił się nieco, alkohol nie był mocno wyczuwalny, ale wciąż palił w przełyku.

Godzinę później, Harry nie pamiętał już ile różnokolorowych drinków znalazło się w jego żołądku. W międzyczasie nieznany mu chłopak poprosił go do tańca, a on nagle nie widząc żadnych przeszkód zgodził się z szerokim, nie do końca trzeźwym uśmiechem.

It's too cold outside (for angels to fly)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz