Rozdział XVIII

373 48 24
                                    


Jest kolejny! Wybaczcie nieobecność, sprawy prywatne i tak dalej. W każdym razie, zanim przeczytacie ten rozdział pragnę zaznaczyć, że morderstwo jest zbrodnią ściganą z urzędu.

I to tyle :) Enjoy xx



            Rzadko zdarzało mu się spóźniać, zazwyczaj budził się o idealnej porze i nie musiał pędzić na łeb na szyję, żeby zdążyć na zajęcia czy otwarcie cukierni. Jednak tego poranka pozwolił sobie pospać nieco dłużej, czego żałował później, myjąc zęby a jednocześnie próbując znaleźć czyste ubrania i próbując zrobić śniadanie na tyle szybko, by faktycznie mógł je zjeść. Sapną sfrustrowany i włożył na siebie pierwszą lepszą koszulkę, przysięgając sobie w duchu, że nigdy więcej nie obudzi się później niż o szóstej. Louis zdążył już wyjść, pożegnał się szybko starając się ukryć rozbawienie i powstrzymać śmiech na widok Harry'ego biegającego po całym mieszkaniu. Harry był niemal gotowy do wyjścia. Kiedy wkładał buty, zegar w przedpokoju pokazywał, że do rozpoczęcia wykładu zostało dziesięć minut, wtedy ciszę w mieszkaniu przerwał dźwięk dzwoniącego telefonu. Harry zmarszczył czoło i przeszukał kieszenie w poszukiwaniu telefonu i stwierdził, że to nie do niego ktoś dobija się o ósmej rano. Rozejrzał się i zobaczył, że to Louis zostawił telefon na szafce w korytarzu. Bez zastanowienia wsunął urządzenie do kieszeni z zamiarem podrzucenia go przyjacielowi w dłuższej przerwie zajęć i popędził na uczelnię

*

Minęły dwie godziny, a telefon Louisa zdążył zadzwonić osiem razy. Za każdym razem na wyświetlaczu pojawiał się ten sam, nie znany Harry'emu numer. Po kolejnych piętnastu minutach, kiedy wyczuł wibracje w kieszeni, podniósł się z miejsca i z przepraszającą miną wyszedł na korytarz.

-Słucham?- zabrzmiał na nieco niepewnego, nie powinien przecież odbierać telefonu należącego do Louisa, ale miał już dość ciągłego przeszkadzania mu w skupieniu się na tym co mówił profesor, więc odchrząknął lekko.

-Pan Tomlinson?- głos po drugiej stronie należał do kobiety, która brzmiała jakby miała ochotę dziękować Bogu, że ktoś w końcu raczył odebrać.

-Louis zostawił telefon w domu, tu Harry Styles, jego współlokator, mam coś przekazać?

-Oh- kobieta zawahała się, w tle słychać było przewracanie papierów, w końcu westchnęła- Panie Styles, obawiam się że nie jest pan upoważniony, nie mogę przekazać panu żadnych informacji, proszę tylko powiedzieć panu Tomlinsonowi, żeby oddzwonił do szpitala św. Marka jak najszybciej. Badania sprzed tygodnia wykazały anomalię, najlepiej, żeby zjawił się osobiście i zarejestrował w przychodni.- Harry'emu zaschło w ustach. Jak to do szpitala? Dlaczego Louis nic mu nie powiedział? I dlaczego do cholery nie jest upoważniony?- Panie Styles?- głos kobiety wyrwał go z letargu.

-Tak, oczywiście, szpital, przekażę wszystko Louisowi, dowidzenia.-rozłączył się nie czekając na odpowiedź.

Miał ochotę cisnąć telefonem o najbliższą ścianę. Co przegapił? Czy Louis zachowywał się ostatnio inaczej? Im dłużej się zastanawiał tym więcej do niego docierało. Louis był permanentnie zmęczony, spał dwa razy więcej niż kiedyś, ograniczał wyjścia z Niallem ,w ogóle rzadziej wychodził z domu.. Harry nie zwracał na to większej uwagi, był zadowolony, że przyjaciel spędza z nim więcej czasu, dopiero teraz do niego dotarło. Louis jest chory.

It's too cold outside (for angels to fly)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz