Rozdział XVI

428 64 14
                                    


Sprawa ma się tak, że zbliża się ostateczna data wystawiania ocen końcowych, a ja jako ambitna uczennica (można się śmiać), dlatego przez pewien czas będę siedziała z nosem w książkach. Możliwe, że uda mi się coś w tym czasie napisać, ale to raczej mało prawdopodobne, dlatego dodaję teraz i uprzedzam, że kolejny rozdział nie pojawi się przez dość długi czas. A więc, ENJOY XX



                                                                       *

Obudził się grubo po dwunastej zaciskając powieki. Przez nie do końca zasłonięte okna przedzierały się promienie światła podrażniające jego oczy. Czuł jakby po głowie przejechał mu czołg, a coś wpełzło do jego buzi i umarło tam pozostawiając po sobie obrzydliwy posmak i z pewnością okropny zapach. Kilka minut zajęło mu zmuszenie się do otwarcia oczu. Zamrugał ospale i odwrócił się, kiedy poczuł obok siebie czyjąś obecność. Zaskoczony podniósł się do pozycji siedzącej i niemal od razu tego pożałował. W głowie dudniło mu jeszcze bardziej niż poprzednio.

Obok niego, zwinięty w kłębek leżał Louis, jego przydługie włosy opadały na twarz niemal dokładnie zasłaniając ją całą. Wyglądał tak spokojnie, że Harry'emu zacisną się żołądek. Dawno nie widział go tak rozluźnionego. Jednak widział też wyraźne ciemne cienie pod jego oczami, jego nieco zbyt wyraźne kości policzkowe. Wiedział, że kiedy się obudzi cały ten spokój zniknie a zamiast niego pojawi się ten wyraz twarzy, który towarzyszył mu od kilku miesięcy, a którego Harry tak bardzo nie znosił. Zobojętniałe spojrzenie, ściągnięte usta, zmarszczka na czole. Najgorszy był fakt, że nie miał pojęcia dlaczego Louis wygląda i czuje się tak źle. Wyrzuty sumienia uderzyły w niego jak pociąg. Wziął głęboki oddech i powoli, żeby nie obudzić przyjaciela spełzł z łóżka i powlókł się do łazienki w celu pozbycia się z buzi okropnego smaku.

Wspomnienia nadal zostawiały w nim resztki poczucia winy, ogromnego poczucia winy, którego pewnie nie pozbędzie się do końca życia. Teraz wiedział już wszystko i niczego nie żałował bardziej niż tych kilku miesięcy, które jak się później okazało, były jedynie idiotyczną torturą nie tylko dla niego.

Spojrzał na wiszący na drzwiach szafy pokrowiec, który krył w sobie czarny garnitur i westchnął ciężko podnosząc się ze stojącego w rogu pokoju fotela.

Siedzieli naprzeciw siebie w zupełnej ciszy przez ostatnie piętnaście minut. Harry dziobał widelcem jajecznicę, rzadko kiedy podnosząc go do ust. Louis dopił resztkę kawy i odstawił kubek na blat. Dopiero wtedy spojrzeli sobie w oczy. Harry wypuścił głośno całe powietrze z płuc.

-Louis, chyba powinniśmy porozmawiać- powiedział pewnym głosem, odsuwając na bok paraliżujący strach przed konfrontacją.

-Jak się czujesz? Aspiryna jest w koszyku w szafce nad zlewem.- Louis unikał jego wzroku. Odrobina znajomej, swobodnej atmosfery, której namiastkę odtworzyli w nocy ulotniła się kiedy tylko wzeszło słońce.

-Tak, jest w porządku, myślałem bardziej o tym jak ty się czujesz, bo jeśli mam być szczery wyglądasz okropnie.- próbował jakoś rozjaśnić atmosferę, a lekkie uniesienie kącika ust, które zauważył u Louisa podziałało jak kopniak motywujący do kontynuowania rozmowy.- Ostatnie miesiące były okropne i niczego nie pragnę bardziej niż wrócić do tego co było między nami kiedyś.- mówił bez zająknięcia, wpatrując się przy tym w Louisa. Chłopak skinął głową i wziął głęboki oddech.

-Ja też tego chcę.-powiedział uśmiechając się lekko- Tęskniłem za tobą Aniołku.- wyciągnął rękę, przeczesał mu włosy i wsunął za ucho zbłąkany kosmyk.

W tamtym momencie, ba, przez kolejne kilka miesięcy był pewien, że jest dobrze, że będzie coraz lepiej. Początki były dość niezręczne, zwłaszcza kiedy krążyli wokół siebie nie będąc pewnymi gdzie postawione są granice. Największy ubaw miał z tego Zayn, chichoczący za każdym razem, kiedy któryś z nich zastygał w bezruchu, nie będąc pewnym czy może oprzeć się o drugiego, czy usiąść mu na kolanach. Niall był nieco mniej nieznośny, jedynie szczerzył się niekontrolowanie za każdym razem, gdy widział ich rozwalonych obok siebie na kanapie z kończynami porozrzucanymi chaotycznie, tak, że nie wiadomo było czyje są czyje. Key była chyba najbardziej zadowolona z poprawy ich relacji. Uśmiechała się szerzej niż zazwyczaj, kiedy odbierali ją razem ze szkoły czy spacerowali po parku. Harry miał wrażenie, że każdy z kim ma styczność odbierał jego nastrój i cieszył się razem z nim. Możliwe nawet, że faktycznie tak było, jako Anioł potrafił wpływać na ludzkie emocje i był prawie pewny, że wciąż posiada tę umiejętność.

Jednak nadal zdarzały się momenty, w których czuł się jak idiota, to wszystko było jego winą, a Louis zajmował się nim jakby był niewinny wszystkich cierpień, jakie mu przysporzył. Wiedział jak opuszczony i zdezorientowany czuł się Louis ostatnimi czasy, sam mu o tym powiedział podczas jednej z ich małych "sesji" jak nazywał je w swojej głowie Harry. Szli wtedy do sypialni, zasłaniali okna i gasili światła, owijali kocami i siedzieli obok siebie oparci o wezgłowie łóżka rozmawiając. Mówili sobie o wszystkim, od opisu dnia na uczelni czy w sklepie po przeżycia z dni, kiedy jedynym ich kontaktem było mijanie się w korytarzu z krótkim "dzień dobry". Louis przez pewien czas był zdystansowany, nie zagłębiał się zbytnio w szczegóły i swoje uczucia. Harry to rozumiał, uczył się o tym na wykładach. Raz zerwaną więź ciężko odbudować, zwłaszcza, że za zerwanie jej odpowiadał w całości Harry. Dlatego ograniczył zadawanie pytań do minimum, pozwalał mu wybierać to, czym chce się z nim podzielić, aż w końcu wiedział już wszystko. Sam odpowiadał na każde pytanie, które zadał mu Louis, wiedząc, że jest mu to winien. W którymś momencie obaj zauważyli, że ich rozmowy są lekkie i zupełnie niewymuszone, że czują się w swoim towarzystwie zupełnie swobodnie.

-No błagam cię Haz, nie zachowuj się jak pięciolatek! Są twoje urodziny, musisz je uczcić!- Niall aż poczerwieniał z frustracji. Przez ostatnie pół godziny próbował go namówić na wyjście do klubu. Produkował się bez przerwy, chodził od jednej kuchennej ściany do drugiej i z powrotem co chwila wymyślając kolejny argument, żywo przy tym gestykulując. Jednak Harry nie był chętny z jednego prostego powodu, zawsze kiedy ląduje w klubie, zmienia się w niemal dwumetrowy, bezwładny, bełkoczący kłopot. Jego świętowanie ani razu nie skończyło się dobrze nie tyle dla niego, co dla osoby, która musiała transportować go z powrotem do domu. Tą osobą był zazwyczaj Louis. Więc nie, nie zaryzykuje niedawno odbudowanej relacji z przyjacielem, nie mam mowy.

-Niall, nie mam ochoty nigdzie się ruszać, poza tym muszę napisać pracę z socjologii i...-Louis przerwał mu i położył dłoń na jego ramieniu ściskając je lekko.

-Pracę masz oddać w następnym tygodniu- powiedział unosząc brew i uśmiechając się delikatnie.- Jeśli pomoże ci to podjąć odpowiednią decyzję, to z chęcią poszedłbym z wami, -puścił mu oczko-oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko Nialler.

Niall podskoczył uradowany, jakby wiedząc, że jeśli Louis się zgodził, Harry nie ma innego wyjścia jak się poddać i iść z nimi do cholernego klubu. Ale Harry jest w końcu dorosły, poza tym wygnano go z pieprzonego Nieba dlatego, że nie poddał się rozkazom, więc jakim prawem Niall ma czelność traktować go w ten sposób? Zmarszczył czoło i pokręcił głową, świadomy, że tym razem faktycznie wygląda jak pięciolatek.

Irlandczyk niezrażony jego miną poklepał go po ramieniu i ruszył w stronę drzwi,- Wychodzimy od dziesiątej- krzyknął na odchodne i trzasnął drzwiami. Louis zają miejsce naprzeciw wciąż naburmuszonego Harry'ego i uśmiechną się na widok jego miny.

-Wiesz, że nie musimy nigdzie iść, to twoje urodziny i twoja decyzja.- powiedział spokojnie, przeczesując palcami włosy wpadające mu do oczu. Harry wywrócił oczami i sapnął sfrustrowany.- W porządku, pójdę, ale trzymaj mnie z daleka od czegokolwiek co zawiera chociaż gram alkoholu.

Louis uśmiechną się szeroko i zasalutował.

It's too cold outside (for angels to fly)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz