Rozdział 9

48 3 1
                                    

Will i Max zaprowadzili nas do dobrze mi znanej jaskini.
- Wasz dom na okres nowicjatu - powiedział do nas nasz instruktor.
- Dla chłopaków czy dziewczyn? - padło pytanie gdzieś z tłumu. Sama jestem tego ciekawa.
- Dla wszystkich - odpowiedział Will. Uśmiechnął się wraz z Max'em. Co?! Dobiegły mnie akty niedowierzania od innych transferów. Po czym nasi instruktorzy wyszli.
- Oni są normalni? - zadała mi pytania Sara.
- Nie wydaje mi się - odpowiedziałam. W kącie mojego nowego, tymczasowego domu stał wielki kosz z czarnymi ubraniami. Każdy z nas ma własne łóżko i małą komódkę na swoje rzeczy. Podeszłam do owego kosza i zaczęłam przeglądać jego zawartość. W końcu wybrałam trzy pary spodni, niestety, znalazłam tylko dwie pary bez dziur. To i tak cud. Wzięłam dwa podkoszulki i bluzkę z długim rękawem. Z tym, że rękawy były z takiej jakby siateczki. Spodobała mi się to wzięłam. Oba podkoszulki są czarnego koloru, z resztą, jak cała moja nowa garderoba. Znalazłam jeszcze trambki i adidasy. Adidasy są troszke za duże ale nie zwróciłam na to uwagi. Otworzyłam swoją komodę, znalazłam w środku niej zegarek - oczywiście czarny. Tylko cyferki i wskazówki są białe. Jestem pewna, iż jest nastawiony, więc zakładam go na rękę. Reszta nowicjuszy właśnie podeszła do kosza. No pięknie, to nici z choć jednej sukienki. Trudno, może coś jeszcze zostanie na mój rozmiar, może. Sara zajęła łóżko obok mnie, ona również już zaopatrzyła się w odpowiednią garderobę. W sumie to, nie chce mi się przebierać. Podbiegam szybko do kosza. Wybieram szybko jakieś dresy i biorę do ręki kilka t-shirt'ów i co tylko wpadnie mi w ręce. Ponownie opadam na swoje łóżko i oglądam swoje zdobycze. Udało mi się złapać sporą ilość bielizny, długi t-shirt, owe dresy i sukienki! Mam dwie sukienki! Ten długi t-shirt posłuży mi za koszule nocną. Jakby udało mi się wyłapać jeszcze jeden długi t-shirt, przerobiłabym go na sukienkę... Jaka masakra! W jeden dzień trzeba się zaopatrzyć w ubrania na... W sumie to nie wiem na jak długi czas. Z tego co widzę, reszta transferów mają ubrania tylko na jeden dzień. Jestem pewna, iż ten wielki kosz nie będzie stał tutaj wiecznie. Zabieram z niego jeszcze kilka ubrań i parę adidasów oraz trampek. Zostawię sobie te za duże adidasy. Jeśli ich nie założę, to może je sprzedam albo oddam komuś. Kto wie? Dobra, która jest godzina? Po dwudziestej drugiej, okay, pójdę już spać. Szybko przebieram się w moją nową piżamę (dresy i tługi t-shirt) i kładę się na moim łóżku. Szybko zasypiam przez miniony dzień.

Trzask! Trzask!
Momentalnie budzę się przez hałas. To Will, uderza czymś metalowym o ścianę w progu.
- Wstawać! Macie być gotowi za pięć minut w stołówce! Wszyscy! - wydaje nam polecenie po czym wychodzi. Rozbudzona biegnę do łazienki z parą spodni i czarnym podkoszulkiem. Szybko zakładam na siebie ubrania, idę do mojego łóżka, siadam na nim, następnie szybko wiąże adidasy. Otwieram komodę, widzę moje stare ubrania w barwach Serdeczności. Włożyłam je tutaj wczoraj, nawet nie wiem dlaczego, po prostu chcę mieć część domu. W kieszeni kurtki mam zdjęcie mnie wraz z mamą. Dobra, koniec tych rozmyślań. Trzeba się zbierać.

W stołówce zajmuję miejsce obok Sary. Kilka osób dosiada się do nas. Dwójka chłopaków i dziewczyna. Dziewczyna ma na imię Peny, jest szczupłą blondynką, właściwie to jej włosy nie są koloru blond. Są po prostu białe, z czarnymi końcówkami. Peny ma szare oczy. Jeden z chłopaków to Josh, a drugi to Drake. Drake ma czarne, krótkie włosy i zielone oczy. Jest wyższy od Josh'a. Josh jest brunetem o ciemnych oczach. Prawie czarnych. Jego włosy są naturalnymi loczkami. Wygląda jak baranek! Peny i Drake urodzili się w tej frakcji, a Josh jest transferem z Altruizmu.
- Dobrze, zatem dzisiaj wam wszystko wyjaśnię. Szkolenie będzie miało trzy etapy: fizyczny, psychiczny i krajobraz strachu. Przez pierwsze dwa zostaniecie podzieleni na transfery i urodzonych Nieustraszonych. Jednak wyniki będą wspólne. Do krajobrazu strachu staniecie wszyscy równi. Wyniki będą świadczyły o waszej przyszłej pracy. Jeśli ktoś nie wykona zadania, zostanie bezfrakcyjnym. Wszystkich obowiązuje zakaz bójek i tym podobnych akcji poza częścią braną do wyników. Do treningu będziecie mieli osobistych trenerów. Wszystko jasne? - zadał nam pytanie Will.
Otrzymał w zamian ogromny wrzask i wymierzone pięści w góre. Kiwnął głową na znak aprobaty. No nie powiem, z pewnością będzie ciekawie.

Stoję w sali treningowej i czekam na swojego trenera. Widzę jak idzie w moją stronę wysoki, umięśniony brunet.
- Witaj, jestem Micheal, będę twoim osobistym trenerem - podaje mi swoją rękę na powitanie. Szybko ją ściskam.
- Mam na imię Patrycja - dodaję. Kiwa głową, po czym idzie w stronę worków treningowych, podbiegam do niego. Tłumaczy mi różne ciosy, zaleca mi przeciwnika bić w brzuch i w krtań. Jako, iż jestem lekka, (a przynajmniej na taką wyglądam) doradza żebym naskakiwała na plecy rywala. Dzisiaj mamy tylko ćwiczenia ale już jutro będą pierwsze walki. Jeśli mam być szczera, to bardzo się boję, więc chcę wyjść z tej sali nauczona tyle ile jestem w stanie.

Leżę na swoim łóżku. Jestem wyczerpana ale bardzo zadowolona z efektu treningu. Mam nadzieję, iż to wystarczy na jutrzejszą walkę, czuję, że mnie wybiorą. Umyta i przebrana w piżamę szybko zasypiam.

Gdy jestem na miejscu, czuję się gotowa na walkę. Jeszcze nie znam swojego przeciwnika. Mimo to karzą mi już stanąć na macie. Gdy podbiega do mnie Sara, jestem pewna, że przyszła mi życzyć powodzenia. Jednak ona staje przede mną i obiera pozycję obronną. Patrzę się na nią zaskoczona. Czy to ona jest moją przeciwniczką? Naprawdę?! Gdy odczuwam cios w brzuch, już wiem że to nie są żarty. Próbuję się bronić i zadawać ciosy, jednak bezskutecznie. Powalona leżę na macie, z nosa cieknie mi krew, czekam na ostateczny cios od mojej najlepszej przyjaciółki. Kto by pomyślał, iż to właśnie ona okaże się moim katem? Waha się. Gdy spoglądam w jej oczy, bezgłośnie błagam ją o litość. Już chce podać mi rękę, jednak szybko kręci głową. Powoli zanoszę się płaczem. Cicho szlocham próbując wstać. To skutkuje jeszcze większym bólem. Słyszę wrzask, jednak to nie ja krzyczę, tylko moja przeciwniczka. Czuję, że mam złamane żebro. Żebro? Żeby tylko jedno! Odczuwam ogromny ból z każdym następnym wdechem. Sara pochyla się nade mną.
- Przepraszam - szepcze - tak bardzo cię przepraszam - zanosi się płaczem.
- Zrób to. Wygraj, mi już nic nie pomoże - posyłam jej lekki uśmiech. Lekko kiwam głową na zgodę. Szybko unosi nogę, po czym pewnym ruchem wymierza ostateczny cios.
- Nikt za tobą nie będzie tęsknić - słyszę głos Sary - Żegnaj. Pa pa. Przyjaciółko - podkreśla ostatnie słowo.

Serdeczna? (pisane bardzo wolno)Where stories live. Discover now