Rozdział 2

149 10 2
                                    

Myślałam, że mam zwidy jednak nie, faktycznie jakiś Nieustraszony szedł do nas.
- Cześć chłopaki, co tam u was słychać - rzekł Nieustraszony gdy już podszedł do naszego stolika.
Wtedy jego spojrzenie padło na mnie. Od razu zniknęła jego nonszalancja.
- Kto to jest - zapytał się reszty. Erudyci zaczęli się śmiać, Liam wydawał się skrępowany.
- Hej, mam na imię Patrycja, jestem z Serdeczności...
- To widzę - przerwał mi.
- Jestem koleżanką Liama, to on mnie tu zaprosił - powiedziałam. Nieustraszony zaczął bacznie przyglądać się Liam'owi.
- Koleżanka powiadasz. No mniejsza z tym, jestem Max. - rzekł podając mi rękę na powitanie - A tak w ogóle masz rzadko spotykane imię.
- Jej mama jest staroświecka - wtrącił się Liam. Max zgromił go wzrokiem, Erudyta się zarumienił.
- Cóż, ładne imię dla ładnej dziewczyny - odparł z nonszalancją Nieustraszony posyłając mi uśmiech.
- Dziękuję - również się uśmiechnęłam. Podobało mi się, że powiedział "dziewczyny" a nie "Serdecznej" znaczyło to to, że najprawdopodobniej nie zwracał uwagi na frakcje i jemu nie przeszkadzało wcale to, iż jestem z Serdeczności. Miło.
- Więc jak poznaliście się z Liam'em? - spytał Max rzując jakieś jedzenie.
- W autobusie - odparłam. Wszyscy zaczęli się mocno i głośno śmiać. Nie widziałam w tym nic zabawnego więc patrzyłam tylko w oczy Max'a pokazując mu, że jego zachowanie nie wywiera na mnie żadnego wrażenia. O dziwo wydawał się pod wrażeniem mojego zachowania. Zatraciłam się w jego oczach. Mają niezwykły kolor, piwne z mieszanką niebieskiego i zielonego. Spodobały mi się. Przy jego moje były nudne, mam oczy koloru czystego nieba. Max ma włosy koloru jasnego brązu z pasmami jakby karmelowymi. Również w tym był ode mnie lepszy, moje jasno brązowe włosy sięgające mi obficie za pas, przy jego wydawały mi się przewidywalne.
- Masz cudowne oczy - rzekł Max do mnie posyłając mi uśmiech i cały czas patrząc w moje oczy.
- Dziękuję, ty również - pozwoliłam sobie na lekki uśmiech.
- Niezwykłe imię, niezwykłe oczy i niezwykłe włosy - odparł biorąc do ręki jeden z moich wolnych kosmyków - niezwykła dziewczyna - zakończył swoją wyliczankę pochylając się ku mnie. (Siedzi naprzeciwko mnie). Zamurowało mnie. Gdybym stała to nie wiem co by się ze mną stało, nogi mam jak z waty. Nieustraszony dalej patrzy się na mnie swoimi pięknymi oczami. Dopiero po kilku minutach dochodzę do siebie. Kątem oka dostrzegam Liam'a, który patrzy się na Maxa z furią. Czyżby był o mnie zazdrosny?! Podejrzewałam, że mu się podobam ale nie wiedziałam, że na poważnie. Wygląda jakby chciał rozszarpać gardło Maxowi. Cóż, to mi schlebia.

Wychodząc ze szkoły szłam od razu do sadu wraz z Sarą. Na miejscu zostałam przydzielona do Petera. Wysokiego blondyna o niebieskich oczach.
- Hej Patka, co tam? - powiedział Peter posyłając mi uśmiech gdy już byłam w sadzie.
- Po staremu, a u ciebie? - odpowiedziałam z uśmiechem.
- W porządku, to co? Do roboty - rzekł radosny machając ręką w stronę najbliższego dojrzałego drzewa. Uwielbiam pracować z Peter'em, nie to, że nie lubię Sary ale Peter nigdy mnie nie zmusza do wyznań. Mogłam z nim przemilczeć cały dzień, choć rzadko dzieje się tak. Dzisiejszy dzień był dla mnie dosyć nurzący, dlatego odzywałam się do blondyna rzadko, po prostu byłam zmęczona. Cieszę się, że uszanował to. Dzięki niemu mogłam ze spokojem siedzieć na drzewie gdy zebrałam wystarczającą ilość owoców. Siedziałam więc tak sobie na gałęzi drzewa, nim się spostrzegłam, zaczęłam się powoli z niego osuwać. Zaczęłam krzyczeć. Gdy już byłam bardzo blisko ziemii, ktoś mnie złapał. Wiedziałam dokładnie kto to, moim wybawcą był nie kto inny jak Peter. Między innymi dlatego do pracy w sadach chodzi się dwójkami.
- Dzięki - odparłam gdy jeszcze mnie trzymał. Byłam zaskoczona i rozdygotana po całym zajściu, ale przecież blondyn już dawno by mnie puścił. Spojrzałam na jego twarz. Był wystraszony, i to bardzo.
- Peter? Co się... - odwróciłam głowę do tyłu. Wtedy dostrzegłam ciemne jeep'y wjeżdzające na teren naszej frakcji. Przecież to bez sensu. Co niby mieli by tu do roboty Prawi czy Nieustraszeni? Znowu przeniosłam swój wzrok na Peter'a. Nadal był wystraszony. Zatrzymał mnie w żelaznym uścisku.
- Nie jesteśmy bezpieczni - rzekł do mnie blondyn. Jestem strasznie wystraszona, nie mam pojęcia co tu się dzieje.
- Co się dzieje? - wyszeptałam.
- Odkąd Prawi pełnią rolę strażników miasta zaostrzyli rygor, oprócz nich nadal garsta Nieustraszonych będzie nas pilnować. Patrole będą znacznie częściej - powiedział do mnie. Nie wiem dlaczego ale bardzo się boję. Przecież oni nie mają prawa zrobić nam nic złego, jednak nie mam pewności co do tego.

Urządzono godzinę policyjną. Niestety moja mama i tak musi być w pracy, jak reszta dorosłych. Na szczęście Peter postanowił ze mną zostać.
- Będzie dobrze. Nie pozwolę im zrobić ci krzywdy - rzekł blondym całując mnie w czoło. Jego głos był bardzo kojący. Przy nim czułam się bezpieczna. Spróbowałam się uśmiechnąć żeby już się tak o mnie nie martwił. Moja próba musiała spełznąć na niczym gdyż blondyn wziął mnie na ręcę i zaniósł na kanapę w salonie. Sam usiadł obok mnie. Ostrożnie położyłam głowę na jego ramieniu. Cudownie pachniał, kwiatami i świeżym powietrzem. Starałam się rozluźnić. Peter zamknął mnie w pewnym uścisku swoich ramion.
- Idź spać, przynajmniej spróbuj - odparł blondyn - gdy się obudzisz będzie po wszystkim, obiecuję. Kiwnęłam głową mocniej wtulając się w niego. Trawilśmy tak długo, na tyle długo, iż zasnęłam.

Gdy się obudziłam wpadłam w panikę. Niepotrzebnie, dalej siedziałam w ramionach Peter'a.
- W porządku? - zapytał się z troską.
- Okay - odpowiedziałam z suchym gardłem.
- Jesteś głodna albo coś? - rzekł.
- Trochę, a ty? - przecież to on był gościem w moim domu.
- Mógłbym coś zjeść - powiedział powoli wstając. Szybko wysfobodziłam się z jego silnych ramion i ruszyłam za nim do kuchni. Blondyn doskonale zna mój dom. Jest moim przyjacielem, często tu przebywa. Bardzo często nasi rówieśnicy łączą nas w parę. W sumie to nie dziwie im się, spotykamy się bardzo często. Wiem, że Peter nie jest mi obojętny, ani ja jemu.
- Halo, Pati, wszystko okay? - zapytał się z troską w głosie mój przyjaciel.
- Yy, tak - otrząsnęłam się z zamyśleń i uśmiechnęłam się, blodnym odpowiedział mi tym samym.
- Uwielbiam patrzeć jak się uśmiecharz - odparł sam posyłając mi swój piękny uśmiech. Oboje zjedliśmy surówkę na obiad w mojej kuchni.
- Mógłbym tak codziennie. Wracać z pól do domu i widzieć cię w nim robiącą obiad - rozmarzył się wpatrując we mnie, oczekując jakiejś reakcji czy najlepiej odpowiedzi. Z tym, że nie wiedziałam czy ja tego pragnę tak bardzo jak on, a nie chciałam go zranić.

Serdeczna? (pisane bardzo wolno)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz