Rozdział 3

312 9 6
                                    

Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć.
- Peter ja jeszcze, nie wiem czego chcę od życia - odparłam spuszczając głowę.
- Przecież zdaję sobie z tego sprawę głuptasie - rzekł śmiejąc się - Niczego od ciebie nie oczekuję, po prostu myślałem na głos, i jesteś świetną kucharką - skończył swoją wypowiedź posyłając mi uśmiech. Jak ja go uwielbiam! Jest niesamowity! Nic dziwnego, że nie jest mi obojętny.

Następnego dnia Sara nie mogła przyjść do szkoły bo miała jakieś badania u lekarza. Dzisiaj Liam do mnie nie podchodził z poprzednią propozycją. Chłopcy, tego nie ogarniesz! Usiadłam sobie sama przy jakimś stoliku jedząc i słuchając muzyki ze swojego telefonu z czerwoną obudową. Jadłam sobie ze spokojem swoje rawioli. Gdy chciałam zmienić piosenkę nagle zauważyłam, że ktoś siedzi na przeciwko mnie. Ze strachu dosłownie podskoczyłam na krześle. Usłyszałam znajomy śmiech. No tak, to tylko Peter. Z ulgą ściągnęłam swoje słuchawki wyłączając muzykę i dołączyłam do śmiechu blondyna.
- Ale podskoczyłaś! - prawie kwiknął czym rozśmieszył mnie jeszcze bardziej.
- Jezu no! Skradasz się jak nie powiem kto! - odparłam ze śmiechem. Peter krzyknął. Zaskoczona spojrzałam na niego, miał większe oczy niż zwykle ze strachu.
- Wypowiedziałaś imię Pana Boga swego na daremno! - krzyknął biorąc mnie pod ramię bym wstała - W tej chwili idziesz do kościoła się wyspowiadać z twoich okropnych grzechów - zakończył ciągnąć mnie ku wyjściu. Zgięłam się w puł od nadmiaru śmiechu. Nie rozumiem jak możnaby nie lubić Peter'a? No nie da się momentami!
- Ciebie się momentami nie da nie lubić. Momentami - kwiknęłam nadal zgięta w puł ze śmiechu.
- Dziękuję. Do usług - powiedział niebieskooki kłaniając się teatralnie. Myślałam, iż nie da się mocniej śmiać, jednak się da! Już nawet nie wydawałam dźwięków tylko głośno klaskałam.
- A tutaj przed państwem mamy dorodny przykład upośledzonej foki, która jakimś trafem znalazła się w naszej stołowce. Spokojnie, zaraz wróci do morza, już ja się o to postaram! - rzekł mój przyjaciel. On jest niemożliwy! Oparłam się o jego ramię i stałam tak kilka dobrych minut. Nagle ktoś mnie odciągnął od Peter'a. Zaskoczony blondyn udał się do swojego stolika. Ktoś ciągnął mnie do mojego stolika. Widziałam przed sobą spiętą muskularną sylwetkę mężczyzny o brązowo - karmelowych włosach. Chwila. Tylko dwie osoby, które znam mogły by zrobić coś takiego. Tylko jedna miała włosy o tak pięknym kolorze. Wraz z czystą twarzą i przepięknymi oczami. Tylko jeden Nieustraszony. Max.

-Dlaczego dajesz mu robić z siebie idiotkę? - zapytał chłodno Max.
- Po prostu mnie rozśmieszył - odparłam cicho. W tym momencie przyznając szczerze trochę się go bałam, miał mocno zaciśniętą szczęke i ręcę złożone tak sztywno w pięści, że aż bielały mu kłykcie. Wyglądał jakby zaraz miał stracić panowanie nad sobą.
- Traktują cię z pobłażaniem. Nie widzisz tego? - zapytał się brunet.
- Nie wydaje mi się - odpowiedziałam.
- Powinnaś zyskać ich szacunek - rzekł chłopak wpatrując się we mnie z troską. Byłam totalnie skołowana jego zachowaniem. Jeszcze chwilę temu wyglądał jakby chciał kogoś ukarać za morderstwo bliskiej mu osoby. Natomiast teraz zachowuje się jakby właśnie wręczył szczeniaczka swojej dziewczynie. Co za pokręcony facet.
- Rusz się - powiedział odsuwając krzesło, na którym nadal siedziałam. Zmieszana szybko wstałam.
- Ty się dobrze czujesz? Przecież teraz są lekcje idioto! - krzyknęłam gdy nie chciał puścić mojego łokcia wyprowadzając mnie ze szkoły.
- Puść mnie! Gdzie ty mnie prowadzisz?! - darłam się na niego. Brunet przewrócił oczami.
- Możesz tak się nie wydzierać? - szepnął ostro - jeszcze ktoś nas złapie i będziemy mieli przesrane.
- Gdzie ty mnie prowadzisz! - rzekłam nadal nie zmnieniając tonu mojego głosu. Zasłonił mi usta swoją ręką. Krzyczałam idąc z nim ale mój głos był za bardzo przytłumiony żeby ktokolwiek mógł go usłyszeć. Wpadłam na pewien pomysł. Stanęłam. Max był wściekły. Dobrze mu tak, nie będzie mną pomiatał jak szmatą, w tą i we w tą bez mojej zgody. Przyjrzał mi się uważnie, ja również przypatrywałam się jemu. Uśmiechnął się szyderczo po czym wziął mnie na ręce zasłaniając mi znowu usta dłonią. Zaraz go zabiję. Nie mam bladego pojęcia jak to się robi, bo nigdy tego nie robiłam, ale i tak go zabiję. W sumie Max jest bardzo silny, nie to, że jestem gruba, czy jakoś specjalnie ciężka ale swoje ważę. On niósł mnie jakbym była piórkiem, jeszcze miał mój plecak. Wskazałam mu swój plecak, na chwilę ściągnął rękę z mojej twarzy.
- Daj wezmę go, może będzie ci łatwiej - odparłam nieśmiało. Uśmiechnął się ciepło.
- Nie ma takiej potrzeby, nie jesteś mega ciężka, spokojnie. Sałatki robią swoje - zaczęłam się bardzo mocno śmiać - co było u mnie normalne. Nieustraszony przyjrzał mi się z dezaprobatą.
- Patrycja, zaczynam się ciebie bać - powiedział przez co śmiałam się jeszcze bardziej.
- Mówię poważnie, to nie jest normalne - odparł ze ściągniętą twarzą cały spięty. Momentalnie ucichłam.
- To miało być zabawne i było, ale zauważyłem, że masz tendencję do zbyt głośnego i częstego śmiania się. Ogólnie większość Serdecznych tak ma. Śmiech to zdrowie ja to wiem. To ponoć najlepsze lekarstwo ale ty go już dawno Moja Droga przedawkowałaś i uzależnijasz się od niego - stwierdził z niepokojem w głosie. Chwila. Czy właśnie Max się o mnie martwi. Spojrzałam na niego zaskoczona. Posłał mi lekki uśmiech, na co i ja się uśmiechnęłam, sadowiąc się wygodniej w jego ramionach. Przez co prawie mnie nie upuścił.
- Uważaj wielorybie - rzekł brunet.
- Mówiłeś, że nie jestem gruba - odparłam skołowana.
- Kłamałem - szepnął mi do ucha. Pstryknęłam mu w głowe.
- Słyszałeś to? - spytałam się.
- Co niby? - odparł brunet.
- Nie słyszałeś echa w swojej głowie? Wiesz w zamkniętych, pustych miejscach echo dosyć mocno się rozchodzi - powiedziałam z udawanym smutkiem.
- Już się wystraszyłem, że...
- Masz mózg? To by dopiero było nie? - przerwałam mu chichocząc. Spojrzał na mnie z wyrzutem. Wytknęłam mu język nadal się śmiejąc. Na początku tylko wzruszył ramionami ale już po chwili dołączył do mojego opanowanego śmiechu.
- No dobra, to było śmieszne - powiedział brunet z uśmiechem.

Max zaprowadził mnie do siedziby Nieustraszonych! Nie wierzę w to, że tu jestem! Niesamowite! Taka przytulna jaskinia. Jest tu ciemno i wilgotno ale przyjemnie.
- Gdzie jest twój pokój? - spytałam się wskazując jaskinię. Brunet się zaśmiał.
- To jest miejsce gdzie szkolimy nowicjuszy - rzekł Nieustraszony nadal się śmiejąc.
- Skąd mogłam wiedzieć? - spytałam się Max'a. Momentalnie spoważniał.
- Masz rację. Przepraszam - powiedział zawstydzony. Po czym zaprowadził mnie do ulicy z mieszkaniami.
- To mój dom - odparł gdy byliśmy pod jakimś budynkiem. Dom był mały i schludny z zewnątrz. Otworzył drzwi przepuszczając mnie w progu. Nie miał wiele miejsca dla siebie w swoim domu. Mieszkanie było ładne i przytulne.
- Ładny dom - powiedziałam z uśmiechem.
- Dzięki - odparł brunet.
- To... Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? - zadał pięknookiemu pytanie.

Serdeczna? (pisane bardzo wolno)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz