7

1.9K 89 2
                                    

*tydzień później

W końcu nadszedł dzień w którym poznam w końcu to słynne Manderley. Spakowałam się do dwóch walizek. Podobno mamy lecieć samolotem. Nigdy nie latałam, więc się trochę boję zwłaszcza że jeszcze naoglądałam się filmów katastroficznych z udziałem samolotów. Chris powiedział że przyjedzie po mnie o 10. Punktualnie o 10 zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam a przede mną stał jakiś facet w garniturze . Na moje oko ma 50 lat.
-Dzień dobry. Pani Elena Wasley?
-Tak -odpowiedziałam

-Proszę mówić mi Stev. Jestem szoferem Pana Gibbs'a . Kazał panią przywieźć na lotnisko. On sam nie mógł przyjechać bo miał coś do załatwienia . Proszę dać mi walizki - zabrał mi walizki i zaniósł je do bagażnika . Gdy chciałam otworzyć drzwi od auta,Stev mnie wyręczył .
Jechaliśmy w ciszy,gdy po chwili gwałtownie zahamował . Dobrze że mam pasy zapięte.

-Kurwa !-wykrzyczał i zaczął trąbić.-Ja bardzo przepraszam za wyrażenia,ale co mam zrobić jak taki skurwiel wjedzie ci pod koła!-zaczęłam się śmiać.

-Nic nie szkodzi,ja sama do najgrzeczniejszych nie należę.

-Już panią lubię ! -zaczął się śmiać.- Ja Pana Christiana znam od szczeniaka. Był bardzo hałaśliwym dzieckiem. Strasznie dawał popalić swoim świętej pamięci rodzicom.

-Co się stało z jego rodzicami ?-spytałam.

-Zginęli w wypadku samochodowym 2 lata temu. Wtedy poznał świętej pamięci Rebeke. Oh jak ja jej nie lubiłem. Ba ! Nikt jej nie lubił poza jej matką i panią Rivers.

-A kto to jest Pani Rivers?

-Jest to nasza gosposia. Lepiej na nią uważaj. Ona jest jak cień.

-Zapamiętam. Dziękuję za ostrzeżenie.

Dalej jechaliśmy w ciszy.

-Przepraszam,ile jeszcze ?

-Już jesteśmy na miejscu.

Wjeżdżając na lotnisko zobaczyłam jak Chris rozmawia z jakimiś mężczyznami. Chyba pilotami... Wysiadłam i skierowałam się w stronę samolotu. Gdy Chris mnie zobaczył przeprosił panów i skierował się w moją stronę z uśmiechem.

-Witaj -powiedział i pocałował mnie namiętnie w usta .

-Hej. Twój ?-wskazałam na samolot.

-Tak - powiedział drapiąc sie po głowie. -Chodźmy

Wsiedliśmy do samolotu. Nie był jak każdy z mnóstwem siedzeń. W tym samolocie były kanapy,telewizor . Ogólnie było bardzo przytulnie. Taki mini domek,tylko że w powietrzu.
Wystartowaliśmy. Chris wyciągnął z małej lodóweczki szampana.

-Ile będziemy lecieć ?-spytałam biorąc łyk trunku.

-Około 2 godziny. Może coś obejrzymy ?-wstał i podszedł do jakiejś szafki otwierając ją. Było w niej multum filmów. Od horrorów po fantasy .

-Wybierz sam.- odparłam wygodnie siadając na kanapie .

-No to będzie komedia romantyczna.-poruszył śmiesznie brwiami na co zaczęłam się śmiać.

Usiadł koło mnie obejmując mnie ramieniem,a ja się w niego wtuliłam. Co jakiś czas Chris albo przygryzał mi ucho albo całował w skroń. Tak sie wciągnęliśmy w film,że nie zorientowaliśmy się kiedy wylądowaliśmy w Manderley. Wysiedliśmy. W oddali było widać ogromny pałac ? Zamek ? Ta wyspa wyglądała jak normalne miasto.

-Witam w Manderley-szepnął mi do ucha .

Wsiedliśmy do auta i udaliśmy się w stronę posiadłości o tej samej nazwie co wyspa. Ale to co mnie tam czekało to dopiero początek koszmaru...

Z panem wyspy ✅Where stories live. Discover now