Part 17.

3.9K 290 88
                                    

****L*O*U*I*S****

Nie wiem kto głośniej płakał podczas drogi do szpitala - Harry, który ciągle powtarzał, że to jego wina i Bóg chce nam odebrać Lili, czy może Lili, która płakała, bo została wyrwana ze snu i jeszcze jej tatuś głośno się zachowywał. Sam byłem przerażony bezdechem, ale musiałem jakoś utrzymać słaby duet w odpowiednim stanie. Styles tulił niemowlę i powtarzał, że naprawdę przeprasza za ostatnie tygodnie. Wchodząc do szpitala tuliłem Lili i zaczepiałem każdą pielęgniarkę. Mimo późnej godziny panowało zamieszanie związane z wypadkiem i ofiarami. W końcu młoda lekarka zainteresowała się nami, a ja zacząłem pobieżnie wyjaśniać, że dziewczynka przestała oddychać i spanikowaliśmy. Poprosiła nas do gabinetu i obiecała, że sprawdzi czy wszystko jest w porządku. Objąłem Stylesa, który wtulił się we mnie.

- Uspokój się, Harry - poprosiłem, całując go w czoło.

Kobieta dokładnie osłuchiwała Lili i sprawdzała czy wszystko jest w porządku. Na koniec Styles zadawał mnóstwo pytań i zapewniał, że będzie siedział przy niej cały czas. Lekarka zaśmiała się i wspomniała o macie kontrolującej oddech. Obiecałem, że się za tym rozejrzę, a teraz powinniśmy wracać do domu. W drodze powrotnej panowała cisza i w lusterku obserwowałem osoby siedzące z tyłu. Harry znowu tulił Lili i głaskał ją po główce. Będąc na miejscu wziąłem się za podgrzewanie mleka, a chłopak siedział przy łóżeczku dziecka. Dotknąłem jego pleców, ukazując swoją obecność.

- To moja wina, Louis - szepnął. Widziałem łzy w jego oczach, które wyrażały skruchę żal do samego siebie.

- Czasami tak się zdarza, Harry. Nie możesz się obwiniać.

Westchnął i zapanowała cisza. Obserwowałem delikatne ruchy Lili i wiedziałem, że zaraz obudzi się głodna. Gdy tylko wypluła smoczek, zastąpiłem go butelką. Usiadłem z nią na kanapie i cierpliwie czekałem aż zje. Czułem zmęczenie, ale nie chciałem spać. Bałem się co jeszcze może się wydarzyć dzisiejszej nocy. Z drugiej strony cieszyłem się, że wstrząs sprawił iż Harry powrócił do naszego świata. Chciałem dzielić z nim wszystko czym ostatnio żyłem - karmienie, pieluchy, płacz. Nie mógłbym więcej się z nim kłócić. Próbowałem udawać, że mi na nim nie zależy, ale miałem dość kłótni i wszystkich sporów.

Odłożyłem niemowlę do łóżeczka i usiadłem na kanapie i patrzyłem na Stylesa, który oparł się o barierki i patrzył na córkę. Zmienił się przez ostatnie tygodnie i to nie w pozytywnym znaczeniu. Widocznie schudł, jego włosy były nieładne i straciły swój blask czy skręcenie.

- Chodź do mnie, Harry - poprosiłem w pewnej chwili.

Chłopak spojrzał na mnie, a ja poklepałem miejsce obok siebie. Czułem zmęczenie, ale nie mogłem usnąć. Bałem się o Lili, bo nie wybaczyłbym sobie gdyby coś jej się stało. Styles położył się z głową na moich kolanach, a ja przytuliłem go.

- Przepraszam, Louis - szepnął.

- Cicho, Harry. Po prostu bądź cicho.

Głaskałem go po głowie i patrzyłem jak usypia. Światło z lampki oświetlało pokój, a ja pilnowałem czy klatka piersiowa Lili unosi się.

Następnego dnia odpuściłem sobie pójście do pracy. Musieliśmy kupić matę i mieliśmy odwiedziny rodziny. Moja mama cieszyła się, że z Harrym już lepiej, a i chłopak był gotowy do zmian. Wydzwaniał po fryzjerach umawiając się na wizytę i nosił Lili po domu. Nadal przerażał go płacz i szybkim krokiem kierował się do mnie. Po dziewczynce nie było widać ataku z nocy i czułem ulgę. Po części byłem jej wdzięczny za to co się stało. Może to miał być znak dla Harry'ego, że powinien coś z sobą zrobić?

Tydzień później byłem z nim u lekarza. Obciął włosy, wrócił do obcisłych spodni i sweterków i posprzątał cały dom na błysk. Teraz twierdził, że jest gotowy na terapię, bo chce dokończyć to, co zaczął. Lekarz pytał o jego samopoczucie i opowiadał o przyjmowaniu odpowiednich leków. Za kilka miesięcy miał być poddany operacji usunięcia żeńskich narządów, bo sytuacja z ciążą nie może się powtórzyć. Odbiło się to na jego zdrowiu i nie chciałbym przez to przechodzić kolejny raz. Podziękowaliśmy i opuściliśmy gabinet.

Następnego dnia znowu odwiedzaliśmy szpital. Lili przez ostatni czas miała badania dotyczące słuchu i lekarze zastanawiali się co będzie dla niej najlepsze. Chciałem żeby usłyszała nasze głosy. Chciałem żeby pokochała je i wiedziała do kogo należą. Dzisiaj miała mieć założony aparat słuchowy, a ja czułem jak moje oczy wilgotnieją, gdy trzymałem ją na kolanach. Była dziwnie spokojna jakby rozumiała co się dzieje. Harry kucnął przy nas, gdy lekarka zrobiła co miała zrobić.

- Cześć, kochanie - szepnąłem ze ściśniętym gardłem.

- Jesteśmy twoimi tatusiami - dodał Harry, a Lili spojrzała na nas po czym po raz pierwszy uśmiechnęła się.

-----

Nie będę się tłumaczyć, bo po prostu zawaliłam. No ale cóż. Wracam. Chyba. Whatever 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 04, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Impossible.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz