Part 8.

4.2K 378 57
                                    


Po południu miałem spotkać się z Louisem. Dotarło do mnie, że musimy sobie wyjaśnić kilka spraw, a chłopak powinien znać prawdę. Mama podrzuciła mnie do restauracji, w której często jadałem z Tomlinsonem. Było tam cicho, spokojnie i mieliśmy trochę prywatności. Siedziałem w najdalszym kącie i popijałem zamówiony sok. Chłopak spóźniał się, a ja zaczynałem żałować, że zgodziłem się na spotkanie. W końcu wszedł do restauracji i prędko odszukał mnie wzrokiem. Zaczął przepraszać zganiając wszystko na sprawy biznesowe. Podał mi ulubione czekoladki, a ja miałem ochotę prychnąć. Kelnerka podeszła, a ten zapytał co zjem. Powiedziałem, że nie jestem głodny, a ten mimo to zamówił dania, które zamawialiśmy za każdym razem. Czekając na zrealizowanie zamówienia, usłyszałem:

- Jak się czujesz?

- Całkiem dobrze, dziękuję.

- A jak Lili?

Mimowolnie uśmiechnąłem się, dotykając brzucha. Kiwnąłem głową na znak, że też jest w porządku. Chłopak westchnął, prosząc o jakieś wyjaśnienia, bo zupełnie nic nie rozumie. Wziąłem głęboki oddech i zacząłem wyjaśniać.

- Jestem interseksualny - zrobiłem chwilę przerwy, by zorientować się czy chłopak rozumie o czym mówię. Kiwnął głową, przyznając, że czytał o tym poprzedniej nocy. - Tak się jakoś złożyło, że hormony, które przyjmowałem nie przyniosły odpowiedniego skutku, my nie uważaliśmy i bum! Mam Lili.

- Mamy, Harry. To nasz wspólny problem.

Poczułem jakbym dostał w twarz słysząc 'problem'.

- Nie, Louis. To nie jest PROBLEM. To jest moje DZIECKO.

- Nasze, Harry.

Kelnerka przerwała naszą rozmowę. Podziękowałem i zabrałem się za jedzenie. Mięso, które zazwyczaj uwielbiałem teraz nie smakowało mi i musiałem zadowolić się warzywami. Louis zaczął opowiadać o zmianach w firmie, a ja miałem ochotę zacząć temat Aarona. Wiedziałem, że jego wspólnik zajął już moje miejsce i teraz pewnie szafa wypchana jest garniturami i koszulami Aarona. Jak na zawołanie jego telefon, leżący na stoliku zaczął dzwonić. Na ekranie pojawiło się nazwisko współwłaściciela firmy. Louis prędko odrzucił połączenie i wrócił do rozmowy. Widział moją zawiedzioną minę i od razu powiedział:

- Nic mnie z nim nie łączy, Harry.

- Widziałem was, Louis. Nie pieprz teraz.

- Okej - przyznał mi rację. - Nic nas JUŻ nie łączy.

Wzruszyłem ramionami, bo nas też już nic nie łączyło. Po obiedzie Lou zamówił lody, o które poprosiłem, gdy zapytał o deser. Chłopak przesiadł się na kanapę obok mnie i przytulił mnie bez słowa. Złączyłem ręce na pucharku z zimnym deserem i starałem się powstrzymać łzy. Uśmiechnąłem się, czując jak wsuwa rękę pod moją bluzę. Wzdrygnąłem się przez jego zimne palce. Bez słowa głaskał mnie po brzuchu i jadł deser.

- On nic dla mnie nie znaczył, Harry - szepnął cicho. - Dobrze wiesz.

- Gdyby nic nie znaczył to zostałbyś ze mną w domu, a nie poszedł z nim na drinka.

- Przepraszam, Harry. Spieprzyłem to. Chcę to naprawić.

- Za późno, Louis - złapałem go za rękę i wyjąłem spod mojego ubrania. - Za późno. Wracam do domu.

- Hej, odwiozę was.

- Przejdę się.

Prędko wstałem i skierowałem się do wyjścia. Kątem oka widziałem jak chłopak prędko płaci, a potem wybiega. Dogonił mnie i złapał za rękę.

- Pozbyłem się Aarona, Harry.

- To już nie jest ważne. Daj mi spokój. Chciałem ci tylko wyjaśnić wszystko, a teraz daj mi spokój.

- Pozwól mi chociaż się odwieźć.

Zgodziłem się i podążyłem za nim do jego czarnego Mercedesa. Czułem się okropnie, wiedząc, że na tym samym miejscu siedział Aaron. Odliczałem kilometry, które dzieliły restaurację i mój dom. Stojąc na werandzie Louis jeszcze raz zapewniał, że z Aaronem wszystko skończone i chłopak pozbył się go.

- Pozwól mi udowodnić ci, że na was zasługuję - szepnął, patrząc na mnie błagalnie.

- Spóźniłeś się, Louis.

- Harry, błagam. Mamy Lili.

- Ja mam, Louis.

- Nie, ja też mam. Będę kupował jej lalki i malutkie buciki - powiedział, znowu dotykając mojego brzucha. - Ty będziesz jej robił warkoczyki i naleśniki z czekoladą. Proszę, Harry.

- Pomyślę, pa.

Bez słowa wpił się w moje usta, a ja czułem jak bardzo tego potrzebuję. Mężczyzna oparł mnie o ścianę domu i jeszcze brutalniej całował. W tej samej chwili na podjazd wjechało auto Gemmy, a dziewczyna bez słowa minęła nas i trzasnęła drzwami z całej siły.

- Ona mnie nienawidzi.

- Nie dziwię się - posłałem mu uśmiech. - Muszę iść.

Pożegnał mnie ostatnim całusem i zapewnił, że zadzwoni wieczorem. Westchnąłem wchodząc do domu, bo wiedziałem, że zaraz Gem będzie prawić mi morały. Ta jednak bez słowa wyminęła mnie i skierowała się na górę. Moja mama zapytała jak poszło, a ja usiadłem na krześle i zacząłem opowieść.

------ 

Opowiadanie miało być przerwane/usunięte, ale jednak będzie w każdy czwartek c:

Impossible.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz