Part 3.

5K 419 194
                                    

Otwierając oczy zauważyłem obcego mężczyznę i wyposażenie typowe dla karetek. Nie wiedziałem co się dzieje ani dlaczego tu jestem. Kroplówka podłączona do mojej ręki przeraziła mnie.

- Odłączcie to! - krzyknąłem. - Ja nie mogę!

Wiedziałem, że niektóre substancje mogą zaszkodzić dziecku, a tego bym sobie nie wybaczył. Sanitariusz zaczął mnie uspokajać i zapewniać, że to tylko na wzmocnienie. Kazał mi się położyć i poczekać, bo zaraz będziemy w szpitalu. Z paniką prosiłem osoby obecne na oddziale ratunkowym o kontakt ze znajomą lekarką. Podawałem nazwisko, a ludzie dziwili się po co mi ginekolog. Nie chciałem im tłumaczyć więc zabroniłem jedynie badać mnie czy podawać jakiekolwiek leki dopóki nie spotkam się z panią Jackson. W końcu pielęgniarka obiecała, że zaraz z nią wróci, a ja miałem poczekać. Kiedy zostałem sam, poczułem jak do moich oczu napływają łzy. Miałem złe przeczucia i bałem się o dziecko.

- Harry! - powiedział Louis, wchodząc do sali.

Czułem do niego nienawiść. To wszystko była jego wina. Jeśli okaże się, że moje dziecko zmarło, nie wybaczę mu tego. Prosiłem żeby został ze mną w domu, ale on wolał iść na drinka.

- Boże, Harry, wróciłem do domu, a ty leżałeś w łazience! - dopadł do mnie i zaczął wszystko wyjaśniać. - Zapomniałem telefonu, a ty.. Boże, skarbie...

- Nie mów tak. Nienawidzę cię! Wynoś się stąd! To twoja wina! To przez ciebie je straciłem! - krzyczałem.

Uspokoiłem się dopiero, gdy zjawiła się kobieta, która opiekowała się mną i dzieckiem. Poprosiła o zostawienie nas samych. Louis powiedział, że jest moim chłopakiem i chce być obecny przy rozmowie.

- Nie wyrażam zgody żeby udzielać jemu jakichkolwiek informacji na temat mojego zdrowia - powiedziałem stanowczo. Czara goryczy się przelała, a ja muszę przerwać to wszystko. Zwłaszcza po tym wszystkim.

- Ale.. Ale Harry!

- Wyjdź, Louis. Chcę porozmawiać z panią Jackson.

Mężczyzna opuścił salę ze zdenerwowaniem. Spojrzałem na kobietę w krótkich włosach i okularach na nosie. Była około czterdziestki i naprawdę ją polubiłem.

- Pojawiło się krwawienie? - zapytała.

- Nie. Po prostu zdenerwowałem się i podobno zemdlałem. Podali mi coś - wskazałem na kroplówkę.

- To nie powinno zaszkodzić dziecku.

- Możemy zrobić usg? Chcę mieć pewność, że wszystko jest w porządku.

- Tak, oczywiście.

Wychodząc z sali minąłem Louisa, który znowu chciał porozmawiać. Nie chciałem używać wózka inwalidzkiego, a na odpowiedni oddział dojść samodzielnie. Leżąc w gabinecie czułem jak wali mi serce. Kobieta przygotowywała aparat do badania, a ja próbowałem powstrzymać łzy. W końcu poczułem na brzuchu chłodny żel, a po chwili na ekranie pojawił się odpowiedni obraz. Rozpłakałem się słysząc bicie serca. Malutkiego serduszka istotki rozwijającej się pod moim sercem.

- Ono żyje - szepnąłem.

- Wszystko jest w porządku, panie Styles. Jednak lepiej będzie jeśli zostanie pan tutaj kilka dni, dobrze?

Kiwnąłem głową, a ona zapytała czy ma kogoś zawiadomić. Podałem numer mojej mamy, bo to właśnie jej obecności potrzebowałem najbardziej. Zastrzegłem jeszcze raz, że nie chcę by cokolwiek mówili Louisowi. Leżąc w białej sali próbowałem się zrelaksować i przespać. Chwilę temu Louis został wyproszony ze szpitala przez ochroniarza. Głaskałem się po brzuchu i czułem jak po policzkach spływają mi łzy. Moje dziecko nie może wychowywać się w takiej toksycznej rodzinie. Okej, może i ja nie pracowałem, bo miałem zajmować się domem, ale pieniądze nie są racjonalnym powodem, by tkwić przy Louisie, który przestał mnie szanować jakiś czas temu.

- Harry! - usłyszałem za sobą głos mojej rodzicielki. - Co się stało? Przyjechałam najszybciej jak mogłam!

Rozpłakałem się i nie byłem w stanie odpowiedzieć na jej pytanie. Wtuliłem się w brunetkę, która zawsze była przy mnie i próbowałem się uspokoić.

- Mój Boże, Harry, czy Louis coś ci zrobił?

- Tak jakby, mamo - mruknąłem.

- Uderzył cię? Zabiję go!

- Mamo, możesz mi coś obiecać? - zapytałem patrząc w jej oczy.

- Oczywiście, synku.

- Obiecaj, że zawsze będziesz kochać. Mimo wszystko co się stanie i mimo tego jaki jestem.

- Zawsze będziesz moim kochanym synkiem, Harry - pogłaskała mnie po twarzy. - Powiedz mi co się dzieje.

- Jestem w ciąży, mamo - szepnąłem ledwie dosłyszalnie.

Jej reakcja przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Kobieta rozpłakała się, a ja nie rozumiałem co się dzieje. Próbowałem zapytać, ale ta zaczęła przepraszać. W końcu przyznała, że po moim porodzie lekarze powiedzieli jej o obecnej macicy, ale zapewniali, że to nie będzie przeszkadzać w normalnym funkcjonowaniu jeśli w okresie dojrzewania będę przyjmował męskie hormony. I robiłem to nie wiedząc co to, po co i dlaczego. Jednak coś musiało pójść nie tak.

- Zastanawiałem się nad aborcją, mamo - przyznałem. - Jednak ono.. Ono jest takie cudowne, mamo. To małe serduszko i w ogóle. Ta mała plamka z moim DNA i z moimi cechami charakteru. To jest... Niesamowite.

- To prawda, Harry. Louis wie?

- Nie. Chciałem mu powiedzieć, ale się pokłóciliśmy i zemdlałem. Myślałem, że ono zmarło, mamo. Teraz dotarło do mnie, że Louis na nie zasługuje. Ostatnio w ogóle nam się nie układa, ale nie umiałem odejść. Myślałem, że się zmieni, ale...

- Odejdź od niego, Harry - przerwała mi. - Wróć do domu, damy sobie radę.

- Jestem potworem, mamo.

- Nie jesteś, skarbie. Wiedzieliśmy o tobie od zawsze. Właśnie dlatego jesteś naszym skarbem, synku.

Poprosiłem żeby zabrała z domu Louisa moja najpotrzebniejsze rzeczy. Czułem ulgę i po raz pierwszy cieszyłem się z całej sytuacji. Wreszcie mogłem cieszyć się dzieckiem i nie martwić się o reakcję Louisa.

****L*O*U*I*S****

Byłem przerażony widząc Harry'ego na podłodze w łazience. Przez całą drogę do szpitala zastanawiałem się co by było gdybym jednak nie wrócił po ten cholerny telefon. Ale on nie umiał docenić mojej troski. Zachował się jak ostatni dupek mówiąc, że to koniec. On nie mógł mnie zostawić i dobrze o tym wiedział. To ja byłem panem domu i całego związku. Musiałem dowiedzieć się co się zmieniło, ale ochroniarz poprosił o opuszczenie szpitala. Wracając do domu rozmawiałem z Aaronem. Przepraszałem go za nieobecność i obiecałem, że jakoś mu to zrekompensuję.

- Wpadniesz teraz do mnie? Jestem twardy.

- Jest późno, muszę jutro być wypoczęty w pracy.

- Rozpinam swoją koszulę, Louis. Guzik po guziku. Zsuwam ją. Teraz jeansy, chcesz pomóc? Dotykam go, Lou.

- Kurwa, Aaron! Zaraz spowoduję wypadek! Niedługo będę, muszę się przebrać.

Zaparkowałem przed domem i wszedłem do środka. Czułem podniecenie i chciałem je wykorzystać z Aaronem na ostrym seksie. Kiedyś to był skutek zbyt dużej ilości alkoholu, ale potem jakoś samo się potoczyło.

Przebierając się usłyszałem dzwonek do drzwi. Myślałem, że to mój wspólnik, ale zobaczyłem matkę Stylesa.

- Dobry wieczór - uśmiechnąłem się.

Bez słowa skierowała się do sypialni, a ja zdziwiłem się, że pakuje rzeczy syna. Zapytałem czy wie coś o stanie zdrowia Harry'ego ale ta powiedziała, że prosił aby nic nie mówić.

- Czy on jest chory? - zapytałem.

- Gdybyś był częściej w domu i nie znęcał się nad moim synem psychicznie to teraz wiedziałbyś wszystko - odpowiedziała po czym wyszła z pokoju z walizką.

------ 

Coś mi się wydaje, że to opowiadanie mimo swojej nierealności staje się moim ulubionym :') 


Impossible.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz