Part 14.

3.7K 338 33
                                    

Czułem przerażenie, gdy przewozili mnie na salę. Bałem się o Lili i w głowie miałem mnóstwo obrazów sinego noworodka, który już nie oddychał. Błagałem Louisa żeby został ze mną, ale nikt nie wiedział czy taka procedura jest możliwa. W końcu pielęgniarka zgodziła się, a ja ścisnąłem Tomlinsona za rękę. Zupełnie nie myślałem o igłach czy wenflonach, które mi podłączali mimo iż widok igły czy odrobiny krwi przyprawiał mnie o mroczki przed oczami i charakterystyczne objawy omdlenia. Leżałem na sali i patrzyłem w sufit, próbując zebrać siły i odgonić strach. Louis ściskał moją rękę, a drugą gładził po czole.

- Będzie dobrze, kotku - szepnął, gdy po moich policzkach spłynęły łzy. - Uratują naszą Lili i kiedyś będziemy się z tego śmiać.

- A jeśli nie? Boję się, Louis.

- Nie myśl o tym. Pomyśl o czymś przyjemnym. Co zrobimy, gdy Lili poprosi o zwierzątko?

- Kupimy jej kotka.

- A jeśli będzie chciała pieska?

- To kupimy pieska. Louis, ja...

- A gdzie pojedziemy na pierwsze wakacje?

- Nad morze.

- Co będziemy robić?

- Budować zamki z piasku i bawić się w wodzie.

- Nauczysz ją pływać?

- Ty to zrobisz. Co oni tam robią, Louis? Boję się. Nic nie czuję.

- Nie wiem, Harry. Ratują ją. Co kupimy Lili na święta?

****L*O*U*I*S****

Czułem przerażenie, ale wiedziałem, że nie mogę tego okazywać. To Harry był tym przestraszonym, a ja znowu musiałem być bohaterem, który pociesza i zapewnia, że wszystko będzie dobrze. Właściwie nie miałem żadnej pewności, że tak będzie, ale musiałem wmawiać to sobie i chłopakowi, który leżał na stole. W drodze na salę operacyjną napisałem do Gem SMSa podając nazwę szpitala i prosząc o przyjazd. To właśnie ją i mamę Styles chciałby zobaczyć po tym wszystkim. Obserwowałem pracę pielęgniarek i lekarki, ale nie widziałem nic konkretnego.

- Przepraszam, wszystko w porządku? - zapytałem jednak nikt mi nie odpowiedział. Przeniosłem wzrok na chłopaka, który patrzył błagalnie. - Wszystko jest okej, Harry. Uspokój się.

- Co jeśli ona nie żyje?

- Żyje, spokojnie.

Jakiś czas później obserwowałem jak pielęgniarka niesie noworodka. Nie umiałem dojrzeć żadnych szczegółów, ale wiedziałem, że jest dobrze.

- Mają ją, Harry - szepnąłem. W tej samej chwili usłyszeliśmy płacz, a ja odetchnąłem z ulgą.

- LilI! Boże, co z nią? Zapytaj o nią!

- Uspokój się, Harry. Żyje.

- Zapytaj!

Zadałem pytanie dotyczące stanu zdrowia naszej córki, a lekarka podeszła do nas z noworodkiem. Sine i zapłakane ściskało rączki w pięści.

- Jest cudowna - szepnąłem.

- Wszystko z nią w porządku? - zapytał Harry dotykając jej rączki.

- Tak.

Kobieta zabrała ją, a my czekaliśmy aż dokończą zabiegi na Stylesie. W końcu trafiliśmy do sali pooperacyjnej, a ja wyszedłem na korytarz gdzie czekali na nas rodzice chłopaka i Gemma. Od razu zostałem zasypany pytaniami więc zacząłem wyjaśniać sytuację. Świeżo upieczona babcia była przerażona, a ja zapewniłem, że wszystko jest w porządku. Pokazałem im zdjęcie Lili, a one od razu zabrały mi telefon. Weszliśmy razem do sali i przywitaliśmy się z Harrym. Usiadłem na skraju łóżka, a on wtulił się we mnie.

- Boli cię coś? - zapytałem.

- Jeszcze nic nie czuję. Co z Lili?

- Badają ją, spokojnie. Jest cudowna.

- Widziałaś ją, mamo? Ma takie malutkie paluszki.

- Też takie miałeś, Harry.

- Na pewno byłem większy, bo ona jest malutka! Kiedy ją przyniosą?

- Pewnie za chwilę. Jak się czujesz? - udostępniłem miejsce kobiecie i wycofałem się.

- Bardzo chce mi się spać.

- Nie możesz teraz usnąć, Harry. Zaraz przyniosą Lili.

W tej samej chwili pielęgniarka przyniosła dziewczynkę i podała ją Harry'emu. Nachyliłem się nad nimi spojrzałem na śpiącego noworodka. Moment zachwytu przerwała lekarka, która przyszła zapytać jak się czujemy. Harry przyznał o chęci snu, a ona poprosiła żeby jeszcze trochę wytrzymał. Opowiadała o dziewczynce, która sama oddycha i nie ma problemu z przyjmowaniem pokarmu. Zapytała, który z nas chce ją nakarmić, ale Gem pierwsza się zgłosiła. Kobieta wróciła z butelką i w ciszy patrzeliśmy jak dziecko pije mleko.

- Możemy porozmawiać? - zapytałem, gdy kobieta pożegnała się z nami.

- Oczywiście.

Idąc korytarzem pytałem czy aby na pewno nic złego się nie dzieje. Uspokoiła mnie, mówiąc, że już niczym mam się nie martwić, a za chwilę zrobią kolejne badania. Podziękowałem i wyszedłem ze szpitala, by w pobliskiej kawiarni kupić kawę. Wracając ze styropianowym kubeczkiem czułem pełnię szczęścia. Mijając parę wychodzącą z noworodkiem, pogratulowałem im i życzyłem powodzenia. Miałem ochotę każdemu pochwalić się nowym członkiem mojej rodziny. Wybrałem numer mojej mamy i opowiedziałem o Lili. Zaczęła zarzucać, że nie zadzwoniłem wcześniej, a ja przyznałem, że myślałem, że nie chce nas znać. Obiecała, że zaraz przyjedzie, a ja powinienem być dumny.

- Jestem, mamo. Jestem dumny z naszej małej Lili.

Pożegnałem się z nią i wróciłem do sali. Opowiedziałem o rozmowie z rodzicielką i zapewniłem, że wszystko jest okej. W tej samej chwili do pokoju znowu weszła lekarka z pielęgniarką, która pchała łóżeczko z noworodkiem.

- Nie mam dobrych wieści - powiedziała. Czułem jak przez moje ciało przechodzi fala gorąca i strachu. - Mogę przy wszystkich?

- Oczywiście.

- Pańska córeczka ma problemy ze słuchem.

------

Ta daaaam! W tym miejscu pragnę pozdrowić moją ulubioną Anię, która chwilę po przeczytaniu tej części pewnie mnie zabije :') Też Cię kocham xx  

Impossible.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz