Rozdział 26

6.5K 362 87
                                    



– Muszę przyznać, że szczerze mnie zaskoczyłeś – powiedział Draco, nalewając alkoholu do pozłacanej czary. Zajął miejsce obok ciemnoskórego przyjaciela, wyczekująco się w niego wpatrując.

– Taki był zamiar – zaśmiał się Blaise, biorąc łyka swojego trunku.

– No bardzo fajnie, ale akurat mi mogłeś powiedzieć – burknął blondyn, nie mogąc do końca ukryć urażonego tonu. Fakt ten jedynie rozbawił mulata.

– Draco, mam ci się ze wszystkiego spowiadać? Ty mi również nic nie mówiłeś o Granger.

– Jakiej Granger? – Zdziwił się chłopak, odstawiając puchar na okrągły stolik, który umieszczony został pomiędzy dwoma wygodnymi fotelami w Pokoju Wspólnym Slytherinu.

– Nie rżnij głupa, przecież widać, że coś się święci!

– Nic się nie święci. Granger mi tylko pomaga, bo to przez nią wydarzył się wypadek, przez który – nawiasem mówiąc – mam teraz mnóstwo problemów.

Zabini uniósł wysoko brwi, delikatnie je marszcząc. Przyjrzał się zarumienionej twarzy Smoka (zauważając przy okazji, że fatalnie wygląda w czerwieni) i lekko się uśmiechnął. Jeśli to co teraz mówił było prawdą, to McSztywna zatańczy dziś kongę na śniadaniu. Może i dziewczyna mogła być winna jakiemuś wypadkowi, może nawet teraz się przez to rehabilituje – ale spójrzmy prawdzie w oczy. Ona była całkiem atrakcyjną kobietą, a Draco wcale nie obojętnym na podobne wdzięki, mężczyzną. Sytuacja, którą dopiero przedstawił blondyn mogła tylko tym bardziej zbliżyć ich do siebie, co było aż nazbyt zauważalne.

Przecież co najmniej raz w jednym dniu, Blaise widuje tę dwójkę spokojnie ze sobą rozmawiającą, albo uczącą się w bibliotece. A kiedy ciemnoskóry wchodził do Wielkiej Sali wraz z Malfoyem, ten od razu szukał dziewczyny wzrokiem wśród tłumu chaotycznych Gryfonów, którzy (dodajmy, skoro już karty są kładzione na stół) uważają się za królów Hogwartu.

Chyba byłby najgłupszym głupcem świata czarodziei gdyby pozwolił zbyć się Draconowi taką beznadziejną wymówką. Sam przecież zdołał się przekonać, że nie wszystkie osoby z domu lwa są skazane na życiową porażkę.

Chociażby Ginny. Wspaniała, cudowna, odważna Ginny. Silna Ginny, która radzi sobie z własnymi problemami. Szczerze ją podziwiał i to właśnie w ten sposób rodziło się uczucie Zabiniego do rudowłosej. Z początku było mu jej żal, przecież pamiętał ją jako pyskatą i mało cierpliwą dziewczynę, ze wspólnego szukania Granger po świecie mugoli. Cały czas mu dogryzała i w tamtym momencie miał ochotę tylko ją czymś przekląć. Ale gdy ujrzał jak płacze cicho w jednej z pustych klas, zrozumiał... i pierwszy raz spojrzał na nią jak na delikatną dziewczynę. Było mu po prostu szkoda i może nawet litość popchnęła go do rozpoczęcia tej znajomości. Chciał również dowiedzieć się czegoś o nowej wybrance przyjaciela, a kto byłby lepszym źródłem informacji, niż jej ukochana przyjaciółka? Cóż, w sumie i tak niewiele się dowiedział, ponieważ Ginny nie mogła nic o niej powiedzieć (to jedynie bardziej zaintrygowało Zabiniego).

Dopiero po kilku spotkaniach zaczęło dziać się z nim coś dziwnego. Do tej pory prychał pod nosem, kiedy Draco szukał wzrokiem Granger, jakby blondyn chciał się upewnić, że nic jej nie jest, ale sam począł czynić podobnie. Przyłapywał się na wpatrywaniu w ogniste włosy Weasley i kontemplowaniu nad ich dziwną i jednocześnie intrygującą barwą. Bardzo podobało mu się jak płonęły kiedy blask słońca wpadał przez okna i rozświetlał czuprynę Ginny. Również oczy przyciągnęły jego uwagę. Dotychczas uważał je po prostu za piwne. Po pewnym czasie jednak zobaczył, że nie są zwyczajną barwą. Przecież gdyby były zwyczajne, mógłby je porównać do... czegokolwiek! A przecież nie przypominały ani kory drzewa, ani żadnego trunku, ani ubrania, czy chociażby oczu Granger! Były wyjątkowe.

Dramione |Potrzebuję Zmian|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz