Rozdział 11

7.5K 423 79
                                    

- Tom, znowu? - Roześmiała się blondwłosa kobieta, przyjmując od swojego męża bukiet kwiatów.

- Piwonie, twoje ulubione - uśmiechną się rozbrajająco, powalając swym pięknem, mimo starego dość wieku. Był bezgranicznie szczęśliwy. Jego dwie, najważniejsze kobiety.

- Jak tam mała Hermionka? - Spytał kładąc dłoń na dużym brzuchu Laury.

- Poruszyła się, dzisiaj rano.

Z kanapy wstała brązowowłosa kobieta, śmiejąc się głośno.

- Nie wierzę, jesteście naprawdę niezwykłą parą - powiedziała swoim przyjaciołom - zazwyczaj mąż chce potomka męskiego, a wy się dobraliście. Skoro oboje chcecie dziewczynkę, to pewnie będzie dziewczynka.

- Ty też byś chciała, żeby była dziewczynka, Esmello, więc się nie śmiej - powiedziała Laura, jednak z łagodnym wyrazem twarzy. - Nie zapominajmy kto jest chrzestną.

- No ja - rzekła rozbrajająco, Esmella.

Do pokoju wszedł nieśmiało jasnowłosy, przystojny młodzieniec. Oczy miał pełne uwielbienia. Jego cudowna, starsza siostra, w stanie błogosławionym, szwagier z charyzmą, którego Laura szczerze kochała (i na wzajem) i Esmella. Piękna Esmella, która zachwycała młodzieńca.

- Co się tak skradasz, Thomasie? - Spytała ze śmiechem ciemnowłosa.

- Ja... ja mam prezent dla Hermiony. Jako ojciec chrzestny - powiedział onieśmielony wzrokiem kobiety

Zza pleców wyjął drewnianą laleczkę, zrobioną własnymi rękoma. W końcu mógł wykorzystać swój talent dłubania w drewnie. Może w przyszłości zostanie rzeźbiarzem? Takim dla mugoli.
- Jaka piękna! - Szepnęła zachwycona siostra, młodzieńca - jesteś genialny! Poczekaj, Tom mógłby ją pomalować! Och byłoby cudownie, ja i Esme uszyjemy sukienkę i ... nie obraź się, Thomasie ale coś trzeba zrobić z tymi włosami!

Wszyscy się roześmiali, wszyscy byli szczęśliwi.

~***~

Ulice mugolskiego osiedla świeciły pustką, ale czemu się dziwić, skoro powoli dochodziła pierwsza w nocy? Biały księżyc kontrastował z granatem rozległego nieba, które zdobiło mnóstwo, jasnych punkcików. Na rząd drzew posadzonych wzdłuż chodnika, padała srebrna płachta, nadając nie-magicznemu miejscu magiczny wygląd. Ludzie smacznie spali, nie świadomi jakiegokolwiek zagrożenia, nieświadomi samotnej postaci mknącej ulicą.
Twarz skrywał kaptur, lecz z sylwetki można by wywnioskować iż była to kobieta. Chowała jakieś zawiniątko pod ciemną szatą, która w żaden sposób nie pasowała do świata mugoli.

- Ciiiiii - szeptała gorączkowo, rozglądając się po okolicy. Tobołek w jej ramionach płakał niemiłosiernie - spokojnie, zaraz dojdziemy.

Czy te słowa pociechy nie były przypadkiem, skierowane do niej samej ?

Gdy dochodziła już do zakrętu, na ulicy rozległ się specyficzny trzask, który kobieta od razu rozpoznała. Zamarła na kilka sekund, lecz szybko się obudziła i rozejrzała. Obok zakrętu, przy którym się znalazła, stał elegancki, ładny dom z ogródkiem. Kobieta w mig podjęła decyzję. Zawiniątko, które przytulała do piersi, ułożyła za bujnym krzewem malin, rosnącym w mugolskim ogródku. Nikt z ulicy nie mógł go zobaczyć.

Cichutkiego płaczu dziecka, które było ową rzeczą ułożoną pod liśćmi, nikt już nie mógł usłyszeć, gdyż zagłuszyły go krzyki grupy ludzi w dziwnych szatach podobnych do odzienia kobiety. Prawie wszyscy zasłaniali twarze maskami, lecz odsłonięte pozostawały trzy osoby. Młody mężczyzna o ciemnych włosach i takich też oczach, z wyprostowaną, dumną sylwetką i miną wyrażającą gniew częściowo przysłaniający strach. Obok niego kroczyła blondwłosa kobieta z podobną mieszanką uczuć. Ostatnią nie osłoniętą osobą był młodzieniec, który dopiero wszedł w okres dorosłości. Nie zakryta twarz i włosy ogromnie upodobniały go do kobiety kroczącej przy jego boku.

Dramione |Potrzebuję Zmian|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz