Rozdział 5

9.2K 486 45
                                    


Pogoda była całkiem przyjemna. Mimo, że nie dochodziło więcej niż do 15 stopni Celsjusza, słońce przyjemnie przygrzewało, a wiatr nie męczył swoją siłą.

Hermiona cieszyła się, że jej urodziny zaczęły się w tak miły sposób. Nic bardziej nie motywuje niż pobudka zapewniona przez promienie słońca. Osiemnaste urodziny, kto by pomyślał? Hermionę z rana naszły melancholijne myśli. Wspominała dawne lata, gdy dostała list, gdy trafiła do Gryffindoru, gdy zaprzyjaźniła się z Harrym i Ronem... Dalej, gdy pomagała Harry'emu idąc za śladem Kamienia Filozoficznego, jak zobaczyła w lusterku potworną puszczę bazyliszka... Wciąż pamiętała dręczące ją koszmary, potworności przepływające po powierzchni powiek niczym slajdy kiedy trwała jako spetryfikowana. Kilka trudnych miesięcy.

Później akcja ratunkowa Syriusza Black'a, widok wilkołaka, te przerażające chwile, gdy dziewczyna była pewna swojej śmierci. Następnie Turniej Trójmagiczny, który przysporzył kłótni i zmartwień. Potwornie bała się o Harry'ego. Piąty rok i traumatyczne wspomnienia z Ministerstwa, szósty i śmierć Dumbledor'a... Dalej już tylko Voldemort, Voldemort, Voldemort. Wszystko kręcił się wokół jego chorej potrzeby rządzenia i czystej krwi. To przez niego osiemnaste urodziny świętowała bez rodziców. Nawet jej nie pamiętali!

A jednak wspomnienia, chociaż brutalne i napełniały Hermionę strachem przed wieloma rzeczami, były niezwykłe. Chwile z przyjaciółmi, z rodziną, lekcje z których wynosiła niezastąpioną wiedzę... To wszystko składało się na przeszłość Hermiony. A tożsamość człowieka zależy w głównym stopniu od jego wspomnień. Właśnie od przeszłości.

Z takimi dziwnymi rozmyślaniami, Hermiona wybrała się na spacer po błoniach. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać, jak na razie wolała samotność. Samotne rozmyślania nad tym co już nie wróci.

Ale miała też inne problemy do przemyślenia. Chociażby sekret Harry'ego, który wstrząsnął nią do głębi. Zwłaszcza, że nie chciał jej się z tego zawierzyć! Niedorzeczność.

Jak mógł jej nie powiedzieć, że ma dziewczynę? Musiała się dowiedzieć od tego cholernego Ślizgona i to jeszcze kosztem dwóch godzin tygodniowo.

Dziewczyna właśnie usiadła nad brzegiem jeziora, gdy doszedł do niej radosny krzyk.

- Hermiona! Gdzieś ty się kryła, co?

- Szukaliśmy cię wszędzie - dodał Harry po słowach Ginny.

Razem z Ronem, Nevillem i Luną podeszli do Gryfonki. Każdy miał jakąś paczuszkę w ręce. Promienieli, ciesząc się ze święta przyjaciółki.

- Wszystkiego Najlepszego! - Krzyknęli jednocześnie płosząc stado kaczek pływających po jeziorze.

Hermiona została obsypana prezentami ale takiej samej wielkości. Od Ginny dostała malutki kluczyk w kształcie serca z żelaznymi zawijasami w środku. Od Harry'ego, łańcuszek z malutkimi ogniwami i delikatnym zapięciem, zapewne do kluczyka. Ron zaś dał chusteczki do mycia różdżki, Luna egzemplarz Żonglera, a jej chłopak paczuszkę herbatników mugolskich.

- Moje ulubione - Zawołała Hermiona na ich widok.

Jej przyjaciele nie mogli postarać się o ciekawsze prezenty, przecież trwała wojna, a jednak nie mogła całkiem zaprzeczyć temu dziwnemu uczuciu rozczarowania.

- Przychodzisz dzisiaj na trening Quiditcha? - Spytał Harry.

- No pewnie, zawsze staram się na nich być - żachnęła się dziewczyna.

Cała paczka wstała z trawy i ruszyła w stronę zamku. Ron, Ginny i Harry musieli jeszcze zabrać miotły z dormitoriów, a Hermiona i Luna postanowiły ciepłej się ubrać, gdyż temperatura wciąż spadała.

Gdy dotarli do Pokoju Wspólnego, na Hermionę rzuciło się kilkanaście osób naraz. Lavender, Parvati, Dean z Seamusem, Colin i kilka innych Gryfonów. Każdy składał niespójne życzenia i dawał magiczne słodycze co samo w sobie było bardzo miłe, gdyby potwornie nie zmęczyło dziewczyny. Uśmiechała się dla przyjaciół, ale gdy zamknęła drzwi dormitorium, opadła na łóżko bez życia. Ledwie zdołała wyciągnąć rękę po leki, które jednak w niewielkim stopniu jej pomogły. Wyszła z pokoju nawet nie pamiętając powodu swojej wizyty w nim.

- Hermiona, dobrze się czujesz? - Spytała zatroskana Ginny.

- Tak, tak, Chodźmy już.

Miała nadzieję, że na boisku odpocznie, trybuny były zazwyczaj puste, zapełniały się dopiero niedługo przed zawodami. Niestety się przeliczyła. Na stadionie zastała grupę znajomych z innych domów. Razem z nią mieli oglądać trening, jednocześnie świętując urodziny Hermiony.

- Niespodzianka - szepnął jej do ucha Ronald.

Normalnie zachwyciłby ją ten pomysł, jednak była zbyt zmęczona na docenianie czegokolwiek. Opadła na ławkę zbolała.

Niestety, to miał być dopiero początek problemów. Po pół godzinie, na stadion wyszła drużyna ślizgońska. Kłopoty - zdążyła pomyśleć Hermiona kiedy wszyscy schodzili z trybun, aby uczestniczyć w sprzeczce. Dziewczynę irytowała ta ludzka potrzeba bycia na głównym torze wydarzeń. Komu odpowiadała drugoplanowa rola, kiedy mógł być głównym bohaterem?

Sama jednak nie miała zamiaru zostać na trybunach. Z różnych powodów, też dlatego, że przyprawiały o ciarki, gdy nie skakały po nich młodzieńcze stopy, a zamiast dopingujących śpiewów, gwizdał wzmagający się wiatr, który objął się o rusztowania. Bała się jednak o przyjaciół, nie raz już Ślizgoni udowodnili, że nie są godni zaufania.

Schodziła dość ślamazarnie po schodach, gdy złapał ją ból podobny do skurczu w okolicach żołądka. Skuliła się, skomląc cicho. Niestety dzisiejszy dzień (o ironio) był pechowy. Pochylając się z bólu nie widziała otoczenia i nie mogła wiedzieć, że przechyla się w dół schodów. Zachwiała się niebezpiecznie, w końcu rozumiejąc, że coś jest nie tak, ale było za późno. Spadła że schodów.





Dracona nikt nie widział. Zakamuflował się zaklęciem, dzięki czemu mógł spokojnie przyglądać się śpiącej Gryfonce. Wokół jej łóżka zgromadzili się przyjaciele z domu Lwa, ze zmartwionymi minami.

- Widziałam, że coś jest z nią nie tak. Dlaczego jej nie zatrzymała? To moja wina...

Dracona denerwowały takie typowo Gryfońskie teksty. „To moja wina", „mogłem się bardziej postarać" itp.

Sam nie przyszedł tutaj bo się martwił. Miał wyrzuty sumienia. Odkąd patrzył na tortury, Granger, prześladowało go uczucie pewnego zobowiązania wobec niej. Bo nie zareagował gdy jego psychiczna ciotka wycinała napis na przedramieniu dziewczyny. Teraz był innym człowiekiem i w brew pozorom, miał sumienie.

Teraz pozostało pytanie: co się z tą, Granger dzieje ? Nie wystarczyło jej cierpieć na bitwie?

- Ginny, przestań się zamartwiać. Hermiona się po prostu wywróciła na schodach.

- Gdyby tak było, już by się obudziła.

W tej samej chwili z gabinetu wyszła pani Pomfrey. Niosła jakąś butelkę z żółtym płynem.

- Dajcie dziewczynie odpocząć! - Zrugała ich poprawiając kołdrę.

- Co jest Hermionie?

- Musi porządnie odpocząć. Nie wiem jak ale wykończyliście ją do granic możliwości. Zostanie tu kilka dni. Ze złamanymi kośćmi poradzę sobie w parę chwil, gorzej z niedoborami snu.

Draco nic nie rozumiał. Ganger wyglądała jeszcze wczoraj w porządku, a tu nagle takie nowiny! To przypominało sytuację z pociągu, wtedy nie myślał, że to coś poważnego. Nie wiedział jak mógłby pomóc, dlatego po prostu wyszedł.

Dramione |Potrzebuję Zmian|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz