Prolog

593 49 6
                                    

Głęboki oddech. Piłka w grze. Odebranie i podanie, to proste.
- Andy tutaj! - zamachuję się i rzucam, z całej siły waląc w siatkę.
- Tak!! Andy, właśnie taaak! - biorę płytki wdech i patrzę w stronę trybun. Mandy maluje paznokcie, śmiejąc się z resztą dziewczyn. Nie patrzy na mnie, okupuje trybuny. Dlaczego jako jedyna dziewczyna ćwiczę na boisku? Dlaczego reszta mojej drużyny, to same chłopaki? Czy w życiu piętnastolatek, nie potrzeba żadnego ruchu? Zaciskam pięści i biegnę. Szybciej i szybciej... coś jest nie tak. Czuję ból w okolicy kręgosłupa. Nie zwracam na to uwagi i biegnę dalej, bo nie chce, być tak jak ona. Nie chcę, być taka sama, pomimo tego, że naprawdę jestem identyczna. Nie chcę być jak Mandy. Gram dalej i przyjmuje piłkę. Nie chcę, żeby bolała mnie głowa, ale to się dzieje. Robi mi się niedobrze. Jeszcze tylko pięć minut gry. Dam radę, przecież to nie pierwszy raz. Nie boli mnie, nie boli mnie, cholera... Chłopaki krzyczą i biegną w moją stronę. Dlaczego pod nosem czuję coś ciepłego? Podnoszę rękę i wycieram, to czerwona ciecz. Krew. Wszystko staje się przytłumione i niewyraźne. Gdy upadam czuję, jak piecze mnie skóra. Chcę grać dalej, patrzę na trybuny. Mandy trzyma w rękach różową torebkę i wyciąga z niej puder. Kiedy ona się taka stała? Słyszę, że trener coś do mnie krzyczy, ale ja uparcie patrzę na nią. Spójrz na mnie Mandy, proszę tylko o to, o chwilę uwagi. Wpatruję się w nią, dopóki nie zapadam w nicość. Ostatni oddech, odpływam. Już nic, nie będzie takie same. Już nic, nie jest takie same.

To nie jest koniec, to nawet nie jest początek końca, to dopiero koniec początku.

Faded  Where stories live. Discover now